CZĘŚĆ 25 - c.d.

230 31 7
                                    


Szczur przełknął ślinę i poczuł, jak strużki zimnego potu spływają mu po wątłych plecach.

- Tak im w głowach namącił... - westchnęła - ...rozumy potracili i pognali w świat, pod tę nieszczęsną siódmą górę szukać wiatru w polu. Ale dla jasności to my tylko prym wiedziemy pod ich nieobecność..., bo jak są, to...

Sowa przytaknęła głową: - Tak, tak. To pod obecność także wiedziecie prym w swoich stadach. Mirma, Vivien i Skarlet uśmiechnęły się chytrze.

- Wróćmy do meritum Mirmo – wtrąciła sowa.

- Na worek kości! Słyszałaś Rita! Meri...co? – zasyczał basset.

- Meritum gnomie! Czy mógłbyś się wreszcie zamknąć i zachowywać jak pies!

Klusek naburmuszył się i z całych sił puścił bąka.

- Litości!!! – zasyczała kocica. Napuszyła się i obrażona poszła do stołu.

- No co? Sama chciałaś! Ale kocica nie odwróciła się. Podeszła do Halinki i połasiła się o jej łydki. Dziewczynka zachichotała. – A cóż to się stało mojej słodkiej kici? – spytała, chwyciła Ritę delikatnie w dłonie i usadowiła wygonie na kolanach. Vivien i Skarlet skwasiły miny, ale nie pisnęły ni słówkiem. Sowa zerknęła na kocicę, a potem na basseta, który bacznie jej się przyglądał. Pogroziła mu skrzydłem, na co Klusek jedynie westchnął i odwrócił się do wszystkich tyłem.

- Przepraszam Mirmo, ale...czy mogłabyś powtórzyć, bo... - sowa zwróciła się do trollicy.

- Tak, tak...bo ja właściwie wracałam do meritum, kiedy ta kotka wskoczyła wróżce na kolana i...

Dziewczynki ze szczurem roześmiali się na całego.

- Sacrebleu! – sowa trzasnęła pięścią w stół. Momentalnie zrobiło się cicho, jak makiem zasiał. - Mów dalej Mirmo.

Trollica zmieszała się. – A więc mówiąc krótko jesteśmy, a raczej do teraz byliśmy, że tak powiem... wędrowcami.

( Wędrowne trolle? – pomyślała Dalia. Dobre sobie. Nikt mi w szkole nie uwierzy.)

- Mieszkaliśmy to tu, to tam – kontynuowała Mirma – ale w żadnym miejscu nie było tak pięknie i...

- I pachnąco –wtrąciła Skarlet.

- Tak. To prawda. I pachnąco. A przede wszystkim tak przyjaźnie.

- Co masz na myśli?

- Zanim na dobre sprowadziliśmy się do Lawendowej Krainy dokładnie poznaliśmy to miejsce. Sprawdziliśmy niemal każdy kąt. I nigdzie nie napotkaliśmy się z wrogością ze strony mieszkańców, jak... - na samo wspomnienie otarła czoło i przygryzła wargę. – Zresztą to już nieważne. W każdym razie z ukrycia obserwowaliśmy ich zwyczaje i sposób życia. Wtedy postanowiliśmy, że to my...aby nie zostać stąd przepędzeni musimy zasiać zamęt.

Przepędzeni – jednocześnie pomyślały Dalia z Halinką i sową, ale żadna nie pisnęła słówkiem. Tak naprawdę zrobiło im się ich troszkę szkoda. A Mirma z nutą goryczy mówiła dalej: - Postanowiliśmy stać się przerażającymi stworami budzącymi w mieszkańcach krainy strach i obrzydzenie. Stąd nasze nocne harce, wybryki, czy paleniska.

- Nam z kolei obrzydły mokradła i parujące, mgliste siedliska – dodała Skarlet. – Tak naprawdę nasza stara kraina była szara i smutna. Tylko mokradła i woda.

- U nas też było nie lepiej. Same zimne skały i cierniste zarośla. W dodatku, co drugi dzień lało jak z cebra – wtrąciła Vivien, a Mirma uśmiechnęła się od ucha do ucha.

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz