- Przed bramą? – zdziwił się Klusek. – Przed którą bramą, bo przed jedną, z tego co pamiętam to już staliśmy?
- Ciii... - skunks przyłożył palec do pyszczka. – Cicho bądźcie, bo niczego nie usłyszymy.
Zwierzaki zgodnie skinęły główkami, nawet szczur, o którego istnieniu nikt w kolumnie nie miał zielonego pojęcia. Siedział cicho jak mysz pod miotłą, a w głębi duszy czuł, że zaraz otworzą wrota do samego pałacu Lulany i z zadowolenia chytrze zacierał łapki.
- Stuk! Stuk! Stuk! Rozległo się głośne kołatanie do drzwi, a po chwili uchyliło się małe okienko i odezwał się donośny, piskliwy głosik w nieznanym dla zwierząt dialekcie. – Li lu?
Osłowi dosłownie opadła szczęka. – Li cu? – cicho zapytał zbaraniały.
- Li li li li la...li li li la lu – w odpowiedzi osłowi zanucił basset, ale podenerwowana ich zachowaniem kocica szybko przywołała ich do porządku, trącając w bok, to jednego, to drugiego łapką. Sowa wzięła głęboki wdech, zupełnie ignorując ich naganne maniery.
- Li la lu lel Ser del Pudell – donośnie odpowiedział główny gwardzista i po chwili bramy pałacu wpuściły kolumnę z przybyszami oraz gołębicą do środka.
- Gwardia!!! – ponownie krzyknął przywódca straży. – Rozstąpić się! Straż szybko wykonała rozkaz. – Rozejść się! Po czym spojrzał na zdezorientowanych jego rozkazem zwierzaków. - Dalej pójdziecie ze mną – uśmiechnął się na widok przestraszonych pyszczków i dziobów.
Gołębica sfrunęła na grzbiet Mirandy. – Mogę przycupnąć? – spytała nie oczekując odpowiedzi.
- Ufff – odetchnęła sowa. – Żarty się was trzymają, co?
- Cha, cha, cha... - zaśmiał się gwardzista. – A gdzież bym śmiał i skłonił się uprzejmie przed sową. – Zapraszam za mną. Prosto korytarzem. Do Sali Audiencyjnej. Ser del Pudell już nas oczekuje.
Dowódca straży ruszył przodem, a zwierzęta gęsiego za nim, rozglądając się pełne zachwytu na boki. Sznur zamykał cichuteńko dreptając i nadal przez nikogo nie zauważony szczur.
- Tu to dopiero jest przepych. Co ośle? – wyszeptał pies.
- Aż uszy więdną – odpowiedział. – Widzisz te posadzki? Jak lustra...
- A żyrandole? – wtrąciła Rita. – Nigdy nie widziałam czegoś równie pięknego.
- Tak kryształowe kwiaty...ale... – sowa przyjrzała się uważniej – ...to nie są lawendowe kwiaty?!
Gwardzista uśmiechnął się pod nosem. – To lilie. Dar od Lilii Wspaniałej. Kuzynki naszej królowej.
- Aaaa... - sowa pokiwała głową pełna uznania.
- A ileż tu roślinności – zaznaczył skunks.
- A toż to dopiero korytarz – wtrącił pies.
- Korytarz, korytarz... Usłyszał Klusek jeżąc futerko ze strachu. – Przecież za mną nikogo nie ma...- powiedział półgłosem dodając sobie odwagi i głośno parsknął śmiechem. – Ależ ja jestem niemądry. To pewnie echo. W takich miejscach zazwyczaj mieszka echo.
Szczur wzniósł oczy ku niebu. – Kocham tego psa...
- Oho! Otwierają! – zaznaczył gwardzista, wyprostował się jak struna i przybrał marszowy krok.
Faktycznie drzwi do Sali Audiencyjnej stanęły przed nimi otworem zanim zdążyli zastukać.
- Ależ oni są zorganizowani – zaznaczył kuc.
CZYTASZ
Po drugiej stronie kufra
FantasíaJest Dalia. Jest babcia. Są Święta Bożego Narodzenia i cała ich magia. Jest i kufer na stryszku, który za pomocą cudownego zapachu lawendy przenosi bohaterki, a wraz z nimi i Was do Lawendowej Krainy. Świata pełnego magii, wspaniałych bohaterów i i...