CZĘŚĆ 44 - c.d.

82 25 15
                                    

Sowa skończyła list. Ponumerowała i złożyła wszystkie kartki w jeden gruby kwadrat. Przyklepała i podpisała: „List do rąk własnych królowej Lawendowej Krainy – Lulany. Sara – Mara (vel sowa)".

- Czy mogę cię prosić gołębico? – zapytała. – Powinnaś zdążyć przed nocą. Wiesz im szybciej, tym lepiej.

- Wiem, wiem. Czas nas goni.

- Oj goni, goni... - sowa westchnęła. – Jak dobrze pójdzie, to najpóźniej pojutrze, skoro świt ruszymy do domu.

- Postaram się wrócić jak najprędzej – powiedziała gołębica, mocno chwyciła w dziób list i jak strzała wzbiła się w powietrze, po czym obrała kierunek stolicy i poleciała znikając po chwili sowie z pola widzenia.

- Ufff – odetchnęła sowa. Spojrzała na dziewczynki. – Nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar przespać się dzisiaj w łóżku.

Dalia zerknęła na Halinkę. – A my? Śpimy tu, czy w pokoju?

- Ja radzę w pokoju – spokojnie poradziła sowa, zeskoczyła z fotela, podeszła do drzwi werandy, odwróciła się i spojrzała to na psiaka, to na kocicę. - Klusek! Rita! – zawołała. – Za mną! Basset zirytował się nie na żarty. – No wiesz?! – fuknął pod nosem, ale służalczo podreptał za sową. Kocica puściła wszystko mimo uszu. Chciała jak najszybciej położyć się do łóżka i zasnąć.

- Skoro sowa radzi... – cichutko szepnęła Halinka – ...pewnie musi być w tym jakiś cel. Może nie chciała głośno mówić. Wiesz. Tu wszystko ma uszy i oczy dookoła głowy – i puściła wnusi perskie oczko. Dalia zgadzając się skinęła główką, po czym pobiegły do karczmy.

*

Sowa chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi. – Nie pamiętam czy było, czy nie było zamknięte na klucz. Weszła i włączyła boczny kinkiet, chociaż za oknem wciąż było widno. Podeszła do toaletki i usiadła przed lustrem. – Ale teraz zamknijcie dziewczynki! – wydała polecenie zdejmując turban i odpinając woalkę. – Nie muszę chyba mówić czemu?

- Nie, nie – zaśmiały się.

– Spokojna twoja głowa! – powiedziała Halinka i przekręciła zamek. Basset wyciągnął się na dywanie przed jednym z foteli. Kocica wskoczyła na jedno z łóżek i wygodnie się ułożyła. Dalia z Halinką podeszły do sowy. – Pomóc ci się rozebrać?

Machnęła skrzydłem. – Dziękuję. Jakoś dam sobie radę sama z tymi błyskotkami – odpięła kolczyki, zdjęła bransoletki i położyła je na toaletce. – Ufff – odetchnęła. – Nasz zwinny Baltazar już pewnie dotarł na miejsce.

- Pewnie tak. Jest szybki jak błyskawica – dopowiedziała Halinka. – A my? Kiedy my ruszymy do domu osła? – spytała ściszając głos do szeptu.

- Najpóźniej pojutrze rano. Chociaż mam cichą nadzieję, że ruszymy jeszcze jutro, jak tylko otrzymam zwrotny list od Lulany.

- Jutro? – zdziwiła się Halinka. – Będziemy wracać po nocy?

- Właśnie – z nutą strachu dodała Dalia.

- A czego tu się teraz bać moja droga – zaśmiała się sowa. – Chyba nie trolli, ogrów i ropuchów, co?

Halinka z Dalią także roześmiały się serdecznie. – No przecież...

- A swoją drogą ta Mirma, Vivien i Skarlet nieźle chciały urządzić tych swoich chłopów, co? Sowa przeczesała grzebieniem pióra na głowie.

- Tego się po nich nie spodziewałam – powiedziała Halinka. – Ale trzeba im przyznać, że miały sporo racji. To może spakujemy już nasze rzeczy?

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz