CZĘŚĆ 41 - c.d.

99 27 20
                                    

W tym samym czasie...

Gołębica przyleciała do niskiego, okrągłego budynku, zewsząd obitego grubymi, dębowymi deskami i przycupnęła na parapecie, tuż przy uchylonym oknie, z którego buchały świeże kłęby pary. Przetarła skrzydłem zaparowane okno, zerknęła i wytężyła słuch. Nie zauważyła nikogo, jednak do jej uszu doszła zaciekła i zacięta dyskusja kilku bardzo pewnych siebie stworów. – Oho! – otarła czoło wzdychając do siebie. – Sowa miała nosa. Usadowiła się wygodniej i mocniej uchyliła okno całkowicie zamieniając się w słuch.

- Powiem wam, że ten, tego, tam, ten jest tu nawet całkiem przyjemnie – rozpłynął się z zachwytu Pokus, zanurzając się w balii pełnej piany i parującej wody.

- Nie powiem, że nie jest – potwierdził Hokus mocno szorując szczotką plecy. – Że też sami nie wpadliśmy na ten, tego, tam, ten pomysł z łaźnią. Co Krokusie? – zapytał po chwili spłukując mydliny ze szczotki.

- Z przykrością muszę ci przyznać rację Hokusie – odpowiedział Krokus i głośno sapnął. – Ale to i tak nie zmienia faktu, że mamy, że tak powiem wrzód na dupie, którego musimy się delikatnie mówiąc pozbyć.

- Wrzód na dupie??? – spytali chóralnie wlepiając w niego zaciekawione i zaczerwienione od mydlin ślepia.

- Ano wrzód! – powtórzył i westchnął. Mam na myśli tą niby tam, ten, tego, ten Sarę – Marę, czy jak jej tam – odpowiedział, po czym wyszedł z balii, porządnie wytarł się ręcznikiem, a kątem oka zerknął na rzuconą na podłogę stertę brudnych ubrań. – Fuj! Fuj! Fuj! – pisnął przedrzeźniająco, po czym roześmiał się na całe gardło.

- Co tak fujczysz? – spytali współtowarzysze.

- A to! Krokus wskazał łapą na śmierdzące ciuchy i ponownie się roześmiał.

- Aaaa tooo. Hokus z Pokusem lekceważąco machnęli łapami, wyszli z balii, okręcili się ręcznikami i podeszli do Krokusa: - To, to musimy oddać do pralni. Ale nie kłopocz się. Tym to już zajmą się chłopaki z Tytusem na czele. Wydaliśmy już odpowiednie rozkazy.

- Że co? – Krokusowi opadła szczęka.

- No rozkazy!!! – odkrzyknęli jednogłośnie.

- Jak poszliśmy chłopakom powiedzieć o ten, tego, tam, tej przymusowej kąpieli, to podeszła do nas ten, tego, tam, ten... - Hokus poskrobał się po głowie - ...zapomniałem, jak jej tam, tego, ten rodzice dali na imię...

- Klara – wszedł mu w słowo Pokus.

- Że też! – stuknął się w czoło. – Przecież, że Klara! I powiedziała nam, a raczej mocno zasugerowała...

- Powiedz lepiej, że kazała – fuknął Krokus. – Przynajmniej powiesz prawdę.

Hokus zmarszczył brwi. – No więc kazała śmierdzące łachy zostawić na kupie, a potem wszystkie, co do jednego zanieść do pralni. A tu... - wskazał łapą na drewnianą szafę - ...tu są rzekomo przygotowane dla nas...

- Wyjściowe sukmany – wtrącił Pokus, a Krokusowi o mało oczy nie wyskoczyły z orbit.

- Że co? – zapytał skołowany.

- No... - Hokus ponownie poskrobał się po głowie - ...wyjściowe sukmany, czyli ten, tego, tam, ten odpowiednie stroje na wizyta...- zastanowił się chwilkę i pytająco spojrzał na Pokusa: - Na wizyta? Tak to powiedziała, czy jakoś inaczej, bo się z leksza pogubiłem.

- Nie na wizyta, tylko na wizytację – poprawił go Pokus lekko wydumując poliki.

- Na wizytację? – zdziwił się Krokus. – Na jaką znowu wizytację?

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz