Rozdział XIV

35 1 0
                                    

POV Faye

Viktor zabrał mnie do starej ciemniej posiadłości, która wyglądała jak rodem wyjęta z horroru. Posiadłość znajdowała się na starym podniszczonym cmentarzu w głębi ciemnego lasu. Widać było, że nikt tu nie przychodził. To miejsce było opuszczone i raczej mało kto wiedział o istnieniu tego miejsca. Takie odnosiłam wrażenie. Miałam tylko nadzieję, że Tom i Mattheo mnie odnajdą. Nie chciałam tu być. Chciałam się stąd wydostać, uciec. Jaka ja głupia byłam spotykając się z Riverą. Dlaczego do cholery na spokojnie nie mogłam ułożyć porządnego planu tylko zrobiłam tak samo jak z Roweną? Dlaczego nie posłuchałam rad moich przyjaciół? Miałam tylko nadzieję, że nic im nie jest. Miałam nadzieje, że mój wujek jest cały i zdrowy.

Viktor szarpnął mnie za ramie i zaprowadził wprost do starej ciemnej posiadłości. Dom był duży, cały czarny. Przy wejściu były dwa gargulce stojące po obu stronach schodów prowadzących na werandę. Niektóre okna były wybite. Czułam mroczną energię wypływającą z tego miejsca. Nie chciałam tam wchodzić. Im bardziej się opierałam tym mocniej Viktor szarpał mnie za ramie.

- Myślisz, że cię za to wynagrodzi? Bo mnie tu sprowadziłeś?- spytałam idąc niechętnie obok niego - Jesteś dwulicowy. Prędzej on cię zabije niż wynagrodzi.

- Jeśli się nie zamkniesz Rosenwood to będzie tylko gorzej - warknął ostrzegawczo.

Zacisnęłam usta w wąską linie i nie odezwałam się już. Gdy Viktor wepchnął mnie przez drzwi wejściowe od razu upadłam na kolana na podłogę. Zaczęłam się lekko rozglądać. Panował półmrok. Ściany były ciemne, na ścianach wisiały stare kinkiety z których wydobywały się słabe łuny światła. Na suficie wisiał duży podniszczony, kryształowy żyrandol. Po lewej stronie znajdowały się schody prowadzące na górę. Natomiast przede mną rozciągał się długi korytarz prowadzący prosto w ciemność. Po mojej prawej stronie znajdowało się wejście do salonu. Wszystko było skąpane w mroku, który przebijały lekkie smugi światła wypływające z kinkietów.

Viktor chwycił mnie za ramię i podniósł mnie z ziemi. Zaprowadził mnie siłą schodami w górę. Nie raz próbowałam się wyszarpać, ale moje próby były daremne. Zatrzymaliśmy się przy dużych dwuskrzydłowych starych drzwiach. Viktor poprawił swój krawat i starał się rozluźnić. Po krótkiej chwili otworzył pewnie dwuskrzydłowe drzwi i wszedł do środka dużego pomieszczenia ciągnąc mnie za sobą. Zatrzymaliśmy się przy dużym prostokątnym stole przy którym siedziało sześciu Śmierciożerców oraz sam Voldemort na czele.

- Aaa... Viktor Rivera - powiedział Voldemort.

- Witaj panie - skinął lekko głową - Przyprowadziłem ci gościa - powiedział i szarpnął mną lekko do przodu.

- Faye Rosenwood - wysyczał Voldemort wstając od stołu - Jak cudownie - wysyczał powoli do mnie podchodząc. - Spisałeś się Rivera.

- Dziękuje panie - skinął lekko głowa odsuwając się ode mnie.

- Znów się spotykamy moja droga. - chwycił palcami moje policzki i zmusił mnie bym na niego spojrzała - Tyle czasu zostało zmarnowane.. Tyle zasobów by cię do mnie sprowadzić.

Patrzyłam na Voldemorta z odrazą. Nienawidziłam go całym sercem za to co zrobił mojej rodzinie, swoim synom i moim przyjaciołom. Gdyby nie te cholerne kajdanki spróbowałabym go zabić tu i teraz.

- Widzę, że runy które ci dałem się przydały Viktorze - powiedział Voldemort spoglądając na kajdanki nałożone na moich nadgarstkach. Viktor się nie odezwał tylko skinął głową - Wiesz gdzie masz ją umieścić Viktorze. Nie zapomnij o dodatkowych runach - powiedział przyglądając się jeszcze chwilę mojej twarzy potem puścił mnie.

The Slytherin Princess IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz