Rozdział XXXIV

37 3 4
                                    

POV Mattheo

Co ona sobie myślała? Miała nie używać tego cholernego planu B. Po tym co zrobił Aaron wiedziałem, że może nie być innego wyjścia, ale myślałem, że uda jej się coś innego wymyślić. Gdy tylko pozbawiłem Aarona przytomności od razu zauważyłem jak cała szalejąca wokół nas magia zaczęła się zbierać w jednym miejscu. I wtedy to zobaczyłem. Zobaczyłem jak Faye cała pokryta czarnymi żyłami utrzymuję magię w jednym miejscu. Gdy na mnie spojrzała ze łzami wtedy już wiedziałem co zamierza zrobić. Mi i Tomowi nie udało jej się powstrzymać. Byliśmy tylko zmuszeni patrzeć na to co się dzieje. Gdy Faye wchłonęła magie i upadła na ziemie od razu ruszyłem w jej kierunku z walącym sercem. Była na wpół przytomna. Jej ciało było pokryte żyłami, które mieniły się na czarno, czerwono i fioletowo. Jej oczy mieniły się czerwienią i fioletem.

- Coś ty zrobiła!? - krzyczałem lekko nią potrząsając - Faye słyszysz mnie?!! - wziąłem jej twarz w dłonie. Patrzyła na mnie pół przytomna, chyba nie docierało do niej to co mówię.

- Faye!! - podbiegł do nas Jerome. Uklęknął przy nas - Alvord'owie spierdolili - powiedział nie spuszczając wzroku z Faye - Nieźle przetrąciłeś Aarona, ale kurwa zwiał. Co z nią?

- Wchłonęła cała starożytną i czarną magię z rezerwuaru. Jak myślisz? - spojrzałem na niego - Jerome to ją może zabić jeśli czegoś nie zrobimy!

- Zabieramy ją do domu i tam coś wymyślimy. Trzeba się stąd wynosić - spojrzał na mnie - To miejsce zaraz runie.

- O czym ty mówisz?

- Rozejrzyj się Riddle - odparł poważnie.

Zmarszczyłem lekko brwi. Odwróciłem od niego wzrok i rozejrzałem się po jaskini. Ściany jaskini pękały, a sufit zaczął się lekko trząść i powoli pękać. Cudownie. Po prostu kurwa cudownie. Wróciłem wzrokiem do Faye. Wziąłem ją delikatnie na ręce i podniosłem się z nią. Obróciłem się i zacząłem iść w stronę wyjścia. Zobaczyłem jak Theo niesie ranną Danniele. Mocno oberwała od rodziców.

Udało nam się wydostać z podziemi. Niestety posiadłość również zaczęła się trząść, a ściany i sufity pękać. Czym prędzej opuściliśmy budynek i wyszliśmy na dwór po za bramę. Zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy na posiadłość. Po kilku sekundach zaczęła się zawalać. Spojrzałem na Jerome'a i widziałem po nim ból. Dom z jego dzieciństwa właśnie legł w gruzach. Przełknąłem cicho ślinę.

- Jerome. Musimy iść - powiedziałem cicho.

- Tak .. Wiem - odparł krótko. Po chwili odwrócił wzrok od gruzów i spojrzał na nas.

Westchnąłem cicho i spojrzałem na resztę. Umówiliśmy się, że wszyscy będziemy widzieć się w posiadłości. Reszta szybko się Aportowała. Spojrzałem na Faye, która na wpół przytomna opierała swoją głowę o moje ramie. Ten widok przypominał mi to co się stało wtedy. Jak ją wynosiłem z piwnicy w posiadłości w której była przetrzymywana siłą. Pocałowałem ją w czoło potem razem z nią się Aportowałem.

Będąc na miejscu zamarłem. Brama była wywarzona. Na ziemi było widać ślady walki i krwi. Nigdzie nie widziałem wilków. Ponadto drzwi do Posiadłości były otwarte. Jerome nie czekając dłużej pobiegł do środka. Ja z resztą również ruszyliśmy do środka.

- Cassie! - podbiegł do niej Jerome. Dziewczyna siedziała na kanapie z rozcięciem na czole. - Nic ci nie jest?

- Nie tato.. to tylko małe rozcięcie. A co z tobą? - spytała patrząc na niego.

- Nic mi nie jest. Co tu się do cholery wydarzyło?! - spojrzał na opierającego się o kanapę rannego Cartera.

- Voldemort tu był - odparł cicho - Razem z Riverą. Chcieli odzyskać Smoczy Kamień i nie tylko.

The Slytherin Princess IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz