Rodział Czwarty

105 6 0
                                    

Charlotte

Przez chwilę zapomniałam, jak się oddycha. Tak długo nie słyszałam tego nazwiska. Z całą szczerością wierzyłam, że już nigdy go nie słyszę. Może to daleka rodzina, a może tylko zbieżności nazwisk. Fala wspomnień, nagle przebiegła przez mój umysł. Nie mogłam sobie pozwolić na słabość, nie teraz. Nie przy nim. Przybrałam najbardziej swobodny wyraz twarzy.

-Cóż miło mi pana poznać. Tak jak mówiłam, oby współpraca była owocna. Czy to wszystko na dziś? -Mój ton, w niczym już nie przypominał tego spokojnego.

Emocje powoli górowały nad rozumem, co nigdy nie kończyło się dobrze. Mortimer spojrzał na mnie podejrzliwie, ale na szczęście nie odezwał się więcej. Po krótkiej rozmowie z ludźmi od marketingu, mogłam wrócić do domu. Szybko wyszłam ze studia i przeszłam przez zatłoczony korytarz. Zrobiło mi się lepiej dopiero, gdy poczułam powiew chłodnego wiatru na twarzy. Mój oddech zaczął się uspokajać, a świat przestał wirować.
Czemu reagowałam aż tak? Nazwisko tego mężczyzny, to tylko zbieżności nic po za tym. Próbowałam usilnie w to wierzyć. Po dłuższej chwili, w końcu doszłam do siebie. Postanowiłam przejść się na długi spacer, który był mi bardzo potrzebny. Przechadzałam się zatłoczonymi ulicami. Wszyscy gdzieś pędzili, tylko nie ja. Z prostego powodu, na mnie nikt nie czekał. Ani przeszłości, ani przyszłości. Od dawna moje życie, było tylko chwilą.
Nie widziałam swojej przyszłości, a na przeszłość nie chciałam się oglądać. Więc żyłam tym, co dawało mi życie.

Zrobiłam małe zakupy, w sklepie nie daleko. Właściwie kupiłam tylko, wino i lody czekoladowe. Tyle mi było potrzebne do egzystowania. Wjechałam windą, na swoje piętro. Gdy otworzyłam drzwi, biała kulka przybiegła się przywitać. Pokochałam tego kota, właśnie za to jaka była. Nie lubiła ludzi, a do mnie łasiła się zawsze. Jedyna która nie zależnie od wszystkiego, przy mnie była. Wzięłam długi prysznic i przebrałam się w wygodny dres. Rozsiadłam się na kanapie w salonie, przykrywając grubym kocem. Przede mną znajdywały się, wielkie panoramiczne okna. Widok miasta nocą, zapierał dech. Choć w ciągu dnia, starałam się zawsze mieć jakieś zajecie, by nie myśleć. To nocą demony natrętnych myśli, zawsze wracały. A ja nie znałam metody, by się ich pozbyć. Przecież nie da się, pozbyć przeszłości. Fala wspomnień zalała mój umysł, a ja się po prostu poddałam.

Powoli zaczęłam otwierać ciężkie powieki, obraz mi się rozmazywał i nie mogłam odnaleźć się w rzeczywistości. Całe ciało mnie paliło, a każdy oddech sprawiał mi fizyczny ból. Gdzie ja byłam? Co się stało? Pytania same nasuwały się na myśl . Z tym że miałam tyle pytań i żadnych odpowiedzi.

-Obudziła się księżniczka? -Jak przez mgłę usłyszałam kobiecy głos. Nie brzmiał miękko i przyjemnie, raczej zimno i nie czuło. Obraz zaczął mi się wyostrzać, a przed moimi oczami pojawił się zniszczony latami zaniedbań sufit. . Niegdyś biała farba stała się poszarzała, a gdzie nie gdzie odchodził już tynk. Chciałam przetrzeć twarz rękoma, uścisk na nich uniemożliwił mi to. Miałam skrępowane nadgarstki za plecami, co wprowadziło mnie stan wyższego przerażenia.

-Gdzie ja jestem? Co się dzieje? -Mój zachrypnięty od co najmniej kilku godzinnej suchość głos, nie był głośniejszy niż szept. Delikatnie próbowałam się podnieść do pozycji siedzącej, ale zwiotczałe mięśnie nie miały najmniejszej ochoty ze mną współpracować.

-Nie truć się, twoje mięśnie są sparaliżowane. -Jadowity głos dochodził do mnie, jak by za mgły.

Nie byłam pewna, czy był realny, czy tylko słyszałam go w głowie. Za wszelką cenę podjęłam próbę, podniesienia się z zimnej podłogi. Kilka chwil szarpania się z własnymi słabościami, nie przyniosły żadnego efektu. Zrezygnowana opadłam bezwładnie na posadzkę. Zamknęłam zmęczone powieki tylko na chwile, albo na wieczność. Miałam wrażenie, że świat dla mnie nie istniał.

ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz