Rozdział Czternasty

77 4 0
                                    

Maximus

Stałem przed lustrem, przeglądając się w nim. Czarny zawsze był moim kolorem. Założyłem czarne dżinsy i koszulkę w tym samym kolorze. W rękę wziąłem skórzaną kurtkę, i wreszcie byłem gotowy do wyjścia. Zbiegłem po schodach, a w salonie Gracjana czesała jeszcze włosy. Nadal nie przywykłem do ich koloru.

-Gotowi? -Zapytałem, opierając się o futrynę drzwi.

Dziewczyna i Leo, przytaknęli wstając ze swoich miejsc. Jak zawsze czekaliśmy tylko na Niko, on się nie rusza bez swojego sprzętu. Spakował laptopa i wszystko czego potrzebował. Z mojej perspektywy wyglądaliśmy komicznie, nacodzień ubieraliśmy się zupełnie inaczej. Ja i Gracjana najczęściej na czarno, Leo na kolorowo, a Niko zakładał co jego, lub opcjonalnie moja szafa wypluła. Jednak w dni takie jak ten, wszyscy zgodnie przywdziewali czarne barwy.
Zamknęliśmy dom Gracjany i wsiedliśmy do mojego Mercedesa, stojącego na podjeździe. Droga do najkrótszych nie należała. Musieliśmy wrócić do San Diego, a później wjechać w tą okropną dzielnicę.
Gracjana spoglądała z melancholią w morze. Czasami zastanawiało mnie, co siedzi w jej głowie. Martwił mnie jej stan, mimo że wyjazd do Włoch naprawdę dobrze na nią wypłynął. Nadal była mocno nie stabilna.
Gdy dojechaliśmy na miejsce które wskazał Niko, żadne z nas nie było przekonane. Wysiedliśmy z auta, a odór ryby uderzył w nasze drogi oddechowe.

-To tu? -Zapytała z obrzydzeniem Gracjana.
Magazyny do przechowywania złowionych ryb. Nie raczyły pięknym zapachem, jednak były miejsce którego nikt, by nie podejrzewał.

-Przekonajmy się. -Rzuciłem tylko, ruszając w stronę budynków. Bez lepszej alternatywy chłopaki i Gracjana ruszyli za mną.
Na szczęście było już dość późno, jednak nadal widno. Dzięki czemu poza ochroną, nie powinno być nikogo na obiekcie.
Odsunąłem bramę na szerokość przejścia, a reszta wślizgnęła się za mną. Żwawo ruszyliśmy w stronę największego magazynu. Tak jak się spodziewałem, drzwi były zamknięte. Przeszliśmy na bok budynku, a tam było niewielkie uchylone okno. Spojrzałem na Gracjanę z podstępnym uśmiechem.

-Nie ma opcji. -Zarzekała się.

-Jesteś najmniejsza i najlżejszą. Przydaj się choć raz. -Marudziłem.

Dziewczyna przewróciła oczami, jednak zdecydowała się podjeść do okna. Nie brakowało oczywiście, jej zrzędzenia pod nosem.

Złapałem za jedną nogę, a Leo za drugą, by sprawnie podrzucić ją do góry. Jednak nie przemyśleliśmy tego, że obaj mamy za dużo siły, na tak lekką dziewczynę. Gracjana z piskiem, wpadła przez okno do środka.
Z sykiem wciągnęliśmy powietrze, nie tak to miało wyglądać. Chcieliśmy tylko żeby zerknęła do środka.

-Młoda żyjesz? -Głośno szeptał Niko. Czekaliśmy chwile na jej odpowiedź. W momencie gdy już mieli mnie podrzucić, bym spojrzał co tam się dzieje. Wściekły głos Gracjany, przebił ciszę.

-Zajebie was.

-Przynajmniej wiemy, że żyje. -Leo lekko wzruszył ramionami. A na ustach Niko błąkał się mały uśmiech.
-Młoda szukaj otwartych drzwi. Wejdziemy do ciebie. -Mówiłem na tyle głośno, by mnie usłyszała. Jednak ciągle miałem na uwadze, czy nie wyłania się gdzieś ochroniarz.

-Pierdol się. -Wrzeszczała.

Dawno nie słyszałem tyle wulgaryzmów z jej ust. Musiała być naprawdę wściekła.
-Gracjana współpracuj. -Narzekał Niko.

-Macie drzwi z tyłu zaraz spróbuje je otworzyć. -Odezwała się odrobione spokojniejsza.

Przeszliśmy na tyły budynku. Znajdywało się tam trochę sprzętu rybackiego i stało dwie ciężarówki z mrożeniem na pace. Jednak nic nie przykuło naszej uwagi.

ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz