Rozdział Szesnasty

67 2 0
                                    

Charlotte

Wyszłam na zewnątrz się przewietrzyć, z natłoku emocji. Jednak alkohol bardzo je potęgował, wiec moje poirytowanie nie zniknęło od tak. Ledwo stałam na nogach, a trasa z klubu na pobliską ławkę, nie była dla mnie łatwa. A już na pewno, nie była pokonana prosto. Wdychałam powietrze przez nos, próbując się uspokoić. Wplątałam palce we włosy, spuszczając wzrok na swoje buty. Usłyszałam jak ktoś podchodzi. Podniosłam wzrok na postać obok ciebie. Blondynka spoglądała na mnie pogodnie.

-W porządku? -Zapytała.

Melodia była zwyczajna. Tak najlepiej mogłam określić jej wygląd. Nie była zniewalająco piękna, ani brzydka. Była po prostu normalna. Jej figura nie była idealnie szczupła, lekko wystawał jej brzuszek i miała lekko szersze uda. Mimo to prezentowała się dobrze. Jej blond włosy sięgały ledwo do obojczyków, a oczy były delikatnie szare.

Miała normalną urodę i zazdrościłam jej tego.

Miałam świadomość swojego wyglądu, to nie wybujałe ego, czy dryfująca w chmurach samo ocena. To świadomość swoich plusów i minusów. Ludzie wiedzą, że uroda otwiera wiele dróg. Ale nie mają świadomość, jak wiele zamyka. Jak ludzie ich postrzegają, ile więcej jest wymagane od tych pozornie „Idealnych„ z zewnątrz. Na każdym kroku jest się ocenianym, w zupełnie innych kryteriach niż normalni ludzie. Ja nie mówię o pracy jako modelka, bo to się rządzi sowimi prawami. Mówię o normalnym codziennym życiu. O tym jak ludzie na nas patrzą, jak się nas boją, jak nas lekceważą. Jak traktują gorzej piękne osoby, bo przecież stereotypy mówią, że mają łatwiej w życiu. I takich osób jest pięć, potem sześć, potem dziesięć, dwadzieścia i sto. A na szarym końcu okazuje się, że życie pięknych ludzi to jebane bagno.   

-Tak. Pomyliłam typa w klubie i trochę mi wstyd. -Zaśmiałam się bez humoru.

Dziewczyna zmarszczyła brwi, kładąc rękę na moich plecach i zaczęła wykonywać koliste ruchy, które dodawały otuchy. Jednak moja złość, bardzo chciała się wylądować i obawiałam się, że jeśli dziewczyna będzie tak blisko, zaraz jej się oberwie. Wolałabym spożytkować te emocje na pana gbura.

-Widziałam. -Zaśmiała się cicho. - A co to za chłopak, który aż tak ci zaszedł za skórę? -Zapytała ze szczerą troską.             
Nie chciałam jej nic mówić. On nie był ważny, nigdy nie należał do część mojej historii.

-Nie ważne i tak nie mam jak się teraz na nim wyżyć. -Ze znudzeniem odpowiedziałam. Coraz bardziej zamykały mi się oczy, a zmęczenie przejmowało mój umysł. Chciałam wrócić do domu.

-To zadzwoń do niego. -Wzruszyła ramionami. Jak by to było takie proste. Miałam numer tylko do Gracjany, a był środek nocy. Jego numer znam na pamięć, kiedyś był dla mnie jak numer ratunkowy. A dzisiaj mogę na niego, dzwonić pod numer alarmowy. Jednak minęło tyle lat, że nie jestem pewna, czy go nie zmienił. 

-Nie wiem czy nie zmienił numeru. -Był środek nocy, a on na pewno spał. Ale nic nie stało na przeszkodzie, by go obudzić. Nabrałam dzikiej ochoty, by wykrzyczeć mu w tym momencie co myślę. W najgorszym razie zmienił numer, a w najlepszym pokrzyczę sobie.

Nie myślałam o konsekwencjach, ani o tym że mimo znajdywania się na innym kontynencie, nadal byłam osobą publiczną. Żyłam chwilą i mimo towarzyszących mi nerwów, byłam podekscytowana. Świadczył o tym nawet fakt, że wyszłam na dwór po zmroku.

-Zawsze możesz się przekonać. -Posłała mi wymowne spojrzenie.

Rozciągnęłam usta w arogancki uśmieszek. Mimo że ledwo siedziałam, to telefon wyjęłam z torebki bez najmniejszego problemu. Melodia spoglądała na mnie ciekawsko, gdy wpisywałam numer z pamięci.

ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz