Rozdział Dwudziesty Czwarty

53 1 0
                                    

Maximus

Od gali minęło dwa dni. Nie wiedziałem w co wsadzić ręce. Mieliśmy w firmie klientów, pomagałem ciągle Mateo w  rozesłaniu dziewczyn po domach. Nie było to w brew pozorom takie łatwe, miały kontrakty które trzeba było rozwiązać. I nie chodziło o to, że chciały odszkodowania, bo rozumiały sytuacje. Ale o to, że nie każda miała gdzie wrócić. To miało trwać trzy miesiące, a nietrwało nawet dwóch. Zrozumiałe było, że jak kogoś nie było stać na mieszkanie, to rezygnował z jego wynajmuj na ten czas. Więc dwa dni spędziłem na pomaganiu w szukaniu mieszkań, rezerwowaniu lotów i innych pierdołach. Zamiast skupić się na sprawie, jednak wiedziałem, że ten czas nic nie zmieni. Bo to nie moja gra, ja byłem tylko nic nieznaczącym pionkiem. Pytanie tylko którego gracza i kto wodził mnie za nos.

Gdy obudziłem się trzeciego dni, poczułem nie małą ulgę, że nie mam nic do załatwienia. Mogłem skupić się na sprawie. Wziąłem długi prysznic i w końcu mogłem trochę w spokoju pomyśleć. Wyszedłem na balkon i odpaliłem papierosa. Nie paliłem często, kiedyś tylko z bratem. Teraz tylko gdy potrzebowałem pomyśleć, lub wręcz przeciwnie, odmożdrzyć się.
Myślałem o Lottie, jako jedyna nie zjawiła się jeszcze w agencji, by podpisać rozwiązanie umowy. Zastanawiało mnie, czy nie chce tego zrobić, czy szuka mieszkania. Tak czy siak, wziąłem z agencji dokumenty, z którymi planowałem pojechać do niej wieczorem.

Plan na ten dzień był prosty, myśleć, analizować, a później działać. Ale był taki tylko do momentu, jak zszedłem do kuchni, by zrobić sobie kawę. Ludmiła, Niko i Leo siedzieli z grobowymi minami, nie odzywając się ani słowem.  

-Co wy tacy poważni? Ktoś umarł? -Miałem tendencję do najpierw mówienia, potem myślenia. W końcu kilka dni wcześniej zginęła dziewczyna. A mój humor był definitywnie za dobry, na tę okoliczność.

Podszedłem do lodówki po mleko, ale zastygłem otwierając drzwi.

-Tak twój brat, dokładnie dwa lata temu. -Odezwała się Ludmiła. Odwróciłem się przodem do niej, już bez tego tlącego się uśmieszku na twarzy.          

-To już dziś? -Zapytałem nagle kruchym głosem. Zdałem sobie sprawę, że czas leciał za szybko.

-Niestety -mruknął Leo. Spojrzałem na datę w telefonie, jak wół pierwszy październik.

-Pojadę do Gracjany, sprawdzę jak się ma. -Stwierdziłem odchodząc od lodówki, kawa straciła na znaczeniu w tym momencie.

-Rozmawiałam z jej tatą. Mówił, że jest w Ensenadzie. -Ludmiła najbardziej z nas wszystkich, rozmawiała z rodzicami dziewczyny. Wiedziałem, że tam jest. Gdzie indziej mogła być?

-Dam wam znać, co i jak. -Wiedziałem, że się o nią martwią. Wszyscy się ze mną zgodzili, a ja po prostu do niej pojechałem.

Podjechałem pod jej dom, jednak nie widziałem nigdzie samochodu zaparkowanego w pobliżu. Chwile posiedziałem w aucie, zbierając myśli. Zawróciłem i pojechałem w jedyne miejsce, gdzie tego dnia mogła być Gracjana. Ensenada to niewielkie miasteczko, co miało niesamowity klimat. Większość mieszkańców dobrze już nas znało, a jak przejeżdżaliśmy zawsze do nas machali, lub niemo się witali. Nie zostawaliśmy dłużni, również się witaliśmy. Lubiłem być w tym miasteczku. Zatrzymałam auto obok pomarańczowego McLarena, którego świetnie znałem. Wokół nie było żywej duszy. Niewielka kapliczka, stała na skraju lasu. Stary budynek wybudowany z ciemnego drewna, prosił się już o remont. Mieszkańcy odwiedzali to miejsce, tylko podczas niedzielnych mszy, w inne dni rzadko ktoś tu był. Po za jedną mi znaną osobą. Skierowałem się na bok kaplicy i wszedłem przez niewielką metalową furtkę, która zawsze byłą otwarta. Nie lubiłem tu przychodzić. Zawsze czułem tą dziwną energie, aż się krew w żyłach mroziła. Nieduży cmentarz był położony za kaplicą, z każdej strony otaczał go gesty las. Groby były zadbane, a na większości prawie zawsze, stały znicze lub świeże kwiaty. Mimo to, nie lubiłem tu przychodzić. Nieczułem tutaj energii brata, tak jak na plaży. Oglądając rozgwieżdżone niebo, czułem tylko jego. Tu momentami nie czułem nic. Ale Gracjana czuła wszystko i wszędzie. Widywała go w najróżniejszych miejscach, często z nim rozmawiała. Na początku to było przerażające, ale z czasem przywykłem. To był jej sposób na przechodzenie żałoby.

ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz