Rozdział Dwudziesty Szósty

69 3 0
                                    

Maximus

Spoglądałem na dziewczynę spokojnie śpiącą, jak zawsze zostawiła włączoną lampkę i choć korciło mnie, by ją wyłączyć. Nie chciałem jej stresować. Zamknąłem najciszej jak mogłem drzwi i poszedłem do swojej sypialni. Wziąłem długi prysznic, a moje myśli wróciły do tego całego bagna. Martwiły mnie te morderstwa, jednak ciągle miałem jakąś myśl, że nic się ze sobą nie łączy. Mój ojciec bez dwóch zdań był zły, ale nie robił niczego na pokaz. A tu ewidentnie był pokaz sił. A im bardziej chcesz je pokazywać, tym bardziej uzewnętrzniasz niemoc. Łatwo jest zabijać bezbronne dziewczyny, a zabicie dorosłego wielkiego faceta stanowi większy problem. Jakby ojciec chciał zrujnować firmy Mateo, zrobił by to inaczej, po cichu, bez świadków. Coraz bardziej obawiałem się, że za tym wszystkim nie stoi mój ojciec. Tylko wtedy kto?

To było dla mnie za dużo. Lodowate krople spadały z deszczownicy prosto na moją głowę. Liczyłem, że zimny prysznic pomoże. Jednak nie przyniósł żadnych efektów, po za jeszcze większym mętlikiem. Cieszyłem się jedynie, że przez jakiś czas będę mieć oko na Lottie. Od jakiegoś czasu i tak jest chroniona przez moich ludzi. Martwiłem się, więc zleciłem ochronę również jej. A gdy będzie z Gracjaną, będzie pod opieką i mojej ochrony i ludzi zatrudnionych przez rodziców drugiej dziewczyny. Oni również dbali o jej bezpieczeństwo. Byłem spokojniejszy, jak te dwie nie pakowały się w kłopoty. Na razie chciałem z Lottie, tylko przyjaźni. Musiałem uporządkować swoje życie, załatwić raz na zawsze sprawy z ojcem. A gdy wreszcie moje życie się ułoży. Chciałbym byśmy dostali jeszcze jedną szansę od losu.

Długo nie mogłem zasnąć, aż w końcu nad ranem padłem z wycieczenia. Jednak mój sen nie potrwał długo, bo już o siódmej obudziłem się bez szans na ponowne zaśnięcie. Moje problemy ze snem, zaczęły się po śmierci brata. Ostatnio się nasiliły przez ciągły stres. Po godzinie bezsensownego patrzenia w sufit, postanowiłem się przejść na plażę. Założyłem czarny komplet dresowy i wyszedłem z sypialni. Zszedłem po schodach na parter, starając się zachowywać bez dźwięcznie. Wyszedłem na werandę przed domem i odwróciłem się, by zamknąć drzwi. Ciche chrząkniecie dobiegło do mnie z boku. Przestraszony podskoczyłem w miejscu, a cichy śmiech przerwał ciszę spokojnego poranka.

-No i z czego rżysz? -Zapytałem, odwracając się do dziewczyny z rękami założonymi na biodrach.

Gracjana wyszczerzyła do mnie rząd białych zębów, śmiejąc się jeszcze bardziej. Pokręciłem głową i podszedłem do niej. Siedziała na swojej ulubionej huśtawce dwuosobowej. Okryta szczelnie białym puchatym kocem, a w rękach trzymała kubek z herbatą. Odsunęła koc od siebie, tak bym usiadł obok niej i również się okrył. To właśnie uczyniłem.

-Nie mogłaś spać? -Zapytałem, obejmując ją ramieniem i przyciągając do siebie. Jej drobne ciało jak zawsze mocno się we mnie wtuliło. Niektórzy uważali, że łączy nas coś więcej. Ale prawda była taka, że dla mnie stała się po prostu młodszą siostrą, o którą dbałem. Ona zawsze będzie należała do Marcelo.

-Jeszcze się nie położyłam. -Wzruszyła ramionami, upijając łuk parującego napoju.

Gracjana od dawna boryka się z bezsennością. Dla tego często razem w nocy spacerowaliśmy po plaży, bo przeżywanie żałoby we dwójkę było prostsze. Nie komentowałem jej słów, bo to było niepotrzebne. Siedzieliśmy przez chwile w ciszy.

-A ty czemu nie śpisz? -Spojrzała na mnie podejrzanie. Znała mnie za dobrze i wiedziała jak wszystko analizuje.
-Nie wiem -odezwałem się szczerze. -Nie mogłem.
Gracjana nie odzywała się przez chwile, jedynie pokiwała głową w zrozumieniu.
-Wyrzuć to z siebie. -Spojrzałem na nią lekko zdziwiony. -Widzę, że coś cie męczy.

ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz