Charlotte
Przykro się patrzy na złamaną osobę. Szczególnie, gdy ta osoba jest nam bliska. Mówi się, że śmierć jest końcem, ale nie do końca w to wierze. Przecież coś musi być po drugiej stronie. Może to równo legła rzeczywistość, a może naprawdę jest tam niebo. Jest też szansa, że odradzamy się na nowo. Jesteśmy nowym człowiekiem, albo zwierzęciem, albo kwiatem. Na pewno gdzieś trafiamy. Chciałam wierzyć, że ludzie których tracimy, tak na prawdę nigdy nie odchodzą. Są przy nas tylko, nie cieleśnie. Bo dusza bliskiej nam osoby, już zawsze będzie z nami związana. A ta osoba, będzie żyć w naszych wspomnieniach. Tak jak Marcelo żyje we wspomnieniach, Maxa i Gracjany, ale i ich przyjaciół. To jak wszyscy o nim ciepło mówią, jak musieli być z nim związani.
Żałuję, że go nie poznałam. Musiał być wspaniały i dobry. Bo to właśnie takich ludzi najczęściej zapamiętujemy. Nie pamiętamy już kto w dzieciństwie sypną nas piaskiem w piaskownicy, ale pamiętamy kto dał nam lizaka. Tak działa świadomość ludzka, zapamiętujemy tylko momenty. Niektórzy ludzie, kojarzą się tylko ze złymi rzeczami, które robili. Mimo że się zmienili i od lat są inni. Obraz w naszej głowie pozostał. W końcu w głowie każdego człowieka, jest zupełnie inny obraz nas. Dla jednych jesteśmy super bohaterami, a w tej samej historii, dla innych jesteśmy czarnym charakterem. Bo nie chodzi o naszą role w historii, a o punkt widzenia. Zastanawiało mnie, czy z Marcelo też tak było. Był takie dobry i nieskazitelny, tylko w historii swoich przyjaciół, czy w ogólnej historii ludzkości. Niestety pewnie się już nie dowiem.
Choć gdy przytulałam złamanego Maximusa, to nie było ważne. Dla niego brat był bohaterem. Chciałam być przy nim już zawsze, podnosić go gdy upadnie. A prędzej czy później, każdy traci grunt pod nogami.
-Wracajmy, reszta na pewno czeka. -Odezwał się zachrypniętym głosem, który ciężko było zrozumieć.
Potarłam mu z czułością plecy, gdy zaczął się podnosić.-Wrócili do domu Gracjany, autem Leo. -Uspokajałam go. Stanęliśmy przed grobem, a Max wbił beznamiętny wzrok w płytę.
Jeśli miałabym moc zabierania cierpienia, na pewno bym to uczyniła. Niestety nie miałam, jedyne co mogłam dla niego zrobić. To być przy nim, za wszelką cenę. Spoglądałam na nagrobek, a w rogu zauważyłam niewielką gwiazdkę. Zaciekawiło mnie o co z nią chodzi, jednak nie zdecydowałam się dopytywać.
-Wszystkich zawodzę. -Stwierdził beznamiętnie. Przeniosłam spojrzenie na jego twarz, przejawiał się na niej ból. Max musiał bardzo przeżyć śmierć brata. Nawet po dwóch latach, nie mógł się z nią pogodzić. Niektóre rany nie goją się po prostu nigdy. I tyle.
-Nie Max. Nie zawodzisz nikogo. Nigdy nie zawiodłeś mnie. -Starałam się, by w moim głosie było słychać pewność. Nie skłamałam, on nigdy mnie nie zawiódł. Ja zawiodłam go, ale nigdy nie na odwrót. -Dajesz z siebie tyle ile możesz, nie więcej, nie mniej. To musi światu wystarczyć. Rozumiesz? -Zapytałam z powagą. Widziałam, że moje argumenty do niego nie przemawiają. -Nie uratujesz całego świata. Pogódź się z tym. -Kontynuowałam swoją pogawędkę motywacyjną. A może zostanę psychologiem? Kto wie.
-Wiem -Wychrypiał, nie podobnym do swojego głosem. -Ale tak bardzo bym chciał, uratować każdego. Każdego kogo mogę.
Spojrzał na mnie, totalnie złamany. W dwóch krokach podeszłam i objęłam go rękami. A on po prostu wtuliła się we mnie.
Potrzebował tego, choć nigdy by się nie przyznał do tego nikomu. Położył głowę na mojej, a ręką błądził po moich plecach. Przez czas który szybko mijał, nawet nie zwróciłam uwagi kiedy z pół mroku stało się zupełnie ciemno. Jedyne światło dawał księżyc, a perspektywa tego, że panicznie bałam się ciemność, a stałam na cmentarzu przerażała mnie jeszcze bardziej.
CZYTASZ
ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]
Roman d'amourCharlotte Bellwood to sławna Włoska modelka. Który kilka lat wcześniej, była porwana. Niespodziewanie dostaje propozycję trzymiesięcznego kontraktu w Stanach. Jest to wielka szansa, na miedzy narodową karierę dla młodej dziewczyny. Jednak po niedług...