Rozdział Trzydziesty

50 2 0
                                    

Maximus

Wpadłem do swojego domu jak huragan. Leo i Niko podążali  za mną. Złość wrzała w moich żyłach, a niemiałem nawet chwili na zwątpienie. Podszedłem do lustra w salonie, a gdy ujrzałem swoje odbicie nie wytrzymałem. Uderzyłem pięścią w szkoło, a ono rozpadło się na tysiące kawałków. Kilka wbiło mi się w rękę, rozcinając ją. Krew spływała mi po nadgarstku, a ja nie przestawałem uderzać. Nie mogłem na siebie patrzeć, nienawidziłem się za to że byłem słaby. Mogłem to przewidzieć, zrobić coś więcej. Tego dnia czułem się jak wtedy, gdy mój brat umierał, a ja nie mogłem mu pomóc. Wtedy obiecałem sobie, że już nigdy się tak nie poczuje. Że już zawsze będę o krok przed innymi, tym czasem życie znów mnie weryfikuje. Niko podszedł i odciągnął mnie od rozrzuconego szkła. Oddychałem chaotycznie, nie mogąc wykonać mocnych wdechów. Świat mi wirował, a rzeczywistość odchodziła w nie pamięć. Bezwładnie osunęłam się na podłogę, a gorące łzy wypływały mi z oczy. Nie miałem siły być silnym. Nie mogłem.

-Uspokój się stary. -Przestraszony głos Leo, dotarł do mnie jak przez mgłę. Na pewno takie słowa dadzą jakikolwiek efekt.
Usłyszałem jak z impetem, otwierają się drzwi wejściowe. Niemiałem siły podnieść głowy, by zobaczyć kto przyszedł. Płuca paliły mnie żywym ogniem, a świadomość od pływała coraz dalej.

-Max, słyszysz mnie? Wszystko będzie dobrze. -Od razu rozpoznałem ten delikatny i unikatowy głos. Poczułem jej dłoń na swoim policzku. Pogłaskała go czule, próbując unieść moją głowę. Bez wahania pozwoliłem jej na to. -Spójrz na mnie. -Prosiła łagodnie, gdy wciąż nie otworzyłem powiek. Wziąłem uspokajający wdech i otworzyłem zapłakane powieki. -Już jest dobrze. -Posyłała mi wymuszony uśmiech. Ona nie wiedziała tego co ja. To co mówiła, to tylko puste słowa.

Poczułem jak ktoś podnosi mnie za ramiona z podłogi i ciągnie w stronę kanapy. Znów zamknąłem oczy, a świat wirował jeszcze szybciej. Ktoś przykrył mnie koc, a inne dłonie zajęły się moją ręką. Poczułem jak ktoś siada za mną i kładzie sobie moją głowę na kolana. Delikatne przejeżdżanie długimi palcami po moich włosach utwierdziły mnie, że to mogła być tylko ona.

-Śpij spokojnie, jak się obudzisz nadal tu będę. -Zapewniała nie przestając głaskać.

Huragan myśli odszedł, a moja świadomość razem z nim. We śnie można robić wszystko, ja dryfowałem wśród chmur. Dryfowałem między piekłem, a niebem. Ale nie byłem pewny, która droga na mnie czeka.

-Ja nie chcę umierać. -Krzyknąłem na całe gardło, podnosząc się gwałtownie.
-Cii spokojnie, nie umierasz. -Zapewniała mnie Lottie, która nadal siedziała przy mnie.

Świadomość mi wracała, mimo zimnych dreszczy czułem się o wiele lepiej. Spojrzałem w jej piękne piwne oczy, tak bliźniaczo podobne do moich. Tylko w nich dostrzegałem drobiny złota. Przetarłem twarz dłońmi i poczułem opatrunek na jednej ręce. Staranie oczyszczona i zabezpieczona rana lub rany schowane były pod opatrunkiem.

-Porozmawiaj ze mną proszę. -Szeptała spokojnie dziewczyna.

Pokiwałem głową, jednak nie byłem gotowy na tą rozmowę. Podniosłem się do siadu, a puchaty koc spadł na podłogę.
-Za chwilę, najpierw prysznic. -Liczyłem, że woda zmyje ze mnie wspomnienia tego dnia.                          

Jednak tak się nie stało, każde wspomnienie wpadało do mojego umysłu tworząc w nim chaos. Z niektórymi problemami, nie wystarczy się przespać, czy spłukać lodowatą woda. Niektóre potwory nie odchodzą z naszej głowy, w raz z wiekiem dojrzewania. Niektórzy ludzie, nie mogą zostać przy nas, bo to zniszczy ich. Już wiedziałem co musiałem zrobić, tylko tak bardzo nie chciałem. Chciałem mieć swoje szczęśliwe życie i ją blisko. Ale nie mogłem być egoistą. Zatrzymanie jej przy sobie równało się z ryzykiem, którego nie byłem gotowy podjąć.

ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz