Rozdział Dwudziesty Dziewiąty

29 2 0
                                    

Maximus

Stałem na plaży, spokojnie oddychając. To akcja jak każda inna, nic złego niema prawa się wydarzyć . A mimo to wątpliwość zalewały mój umysł. Niko i Leo również oczekiwali w gotowość. Ubrani na czarno wyglądaliśmy jak jeźdźcy apokalipsy, a zażarte miny dodawały mroku. Musiało się udać. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał punkt dziewiątą. Mateo powinien był się zjawić lada chwila.

-Pamiętajcie, co by się nie działo. W pierwszej kolejność ratujcie siebie. -Przypomniałem im. Każda akcja niesie za sobą ryzyko, jednak ich życia dla mnie były za cenne.                               

-Ratujemy nas. Reszta to jak się uda. -Uniosłem kącik ust, na jego wole walki. Leo zawsze był wiernym przyjacielem, ale po śmierci Marcelo stał się jeszcze bardziej bojowy.

Schowałem naładowaną broń za pasek spodni, a noże do specjalnych kabur. Nie ma opcji, że nie będę mieć się czym bronić. Już nie. Jeśli będę musiał zabić, zrobię to bez zawahania. Odgłos silnika dobiegł do mnie, zlewając się z szumem fal. Rzuciłem spojrzenia Niko i Leo. Wiedząc, że bardziej gotowi już nie będziemy.

-Witaj Max -Przywitał mnie Mateo, lekceważąc moim przyjaciół. Czemu wcześniej nie zauważałem jego negatywnych cech? Ubrany jak zawsze w czarny garnitur i idealnie ułożone włosy, który dodawał mu powagi. 
-Witaj -Podałem mu dłoń.

-Wszystko gotowe? -Zapytał, na co ja tylko skinąłem głową. -Świetnie.
O tak. Świetnie.
-Wsiadajmy, nie ma na co czekać. -Zaproponowałem, wskazując motorówkę stojącą przy porcie. Wszyscy skinęli mi głowami i ruszyliśmy w stronę wejścia.

Motorówka pruła fale bez żadnego problemu. Była najszybciej poruszającym się wodnym środkiem transportu w zatoce. Działało to na naszą korzyść, w razie ucieczki. Niko zszedł na dolny pokład, gdzie uruchomił swoje system, były one na wypadek, gdyby Ludmiła nie mogła nas namierzyć. Leo dorwał się do sterów, co lekko mnie niepokoiło. Jednak musiałem mu zaufać. 

Pierwsza akcja, kiedy był nowy podział obowiązków. Ludmiła stała za sterami komputerów i łączności z nami. Ja, Niko i Leo popłynęliśmy. A Gracjana i Lottie czekały na łodzi ratunkowej z drugiej strony zatoki. Pierwszy raz przy planowaniu akcji, wziąłem pod uwagę każdy scenariusz. Tylko zapomniałem, że ten świat rządził się własnymi prawami.

Z oddali widziałem luksusowy jacht stojący w bezruchu. Bardziej spodziewałem się jakiejś podpowiedzi, kolejnej zagadki. Zaangażowałem tyle osób bardziej ze strachu, a teraz moje obawy wydawały się słuszne. Chciałem to wszystko zakończyć.

-Nie są dziłem, że tu naprawdę coś będzie. -Mateo stanął obok mnie, zerknąłem na niego, gdy ten wpatrywał się w jacht, do którego zaczynaliśmy się zbliżać.
-Ja również -przyznałem mu racje.

Spojrzałem w niebo i zacząłem się rozglądać. Brakowało mi dwóch dronów, które miały latać. Podgląd z nich miał dać obraz moim ludziom, którzy mieli przybyć z pomocą, wrazie potrzeby. Jednak żadnego nie było. Pierwszy element, który zachwiał mój plan.

-Co się tak rozglądasz? -Zapytał Mateo zaintrygowany. Widziałem jak mielił papierosa między pałacami, czyżby się stresował?
-Tak z nerwów. -Posłał mi arogancki uśmieszek, ale nie skomentował moich słów. Ktoś zestrzelił moje drony. Jedynie taki wniosek, wkradł mi się do głowy. Zaufani ludzie pracują dla mnie od lat, nie zawodzą. Przez myśl mi przeszło, że coś się wydarzyło. Szybko odepchnąłem tą myśl. Najwygodniej było sądzić, że najzwyczajniej w świecie jeszcze nie doleciały.                                
Jacht nie miał żadnych logotypów po bokach, najprawdopodobniej należał do prywatnej osoby. Miał trzy piętra i napewno dolny pokład. Robił wrażenie obrzydliwie drogiego. Zapytałem Niko, czy napewno to tu. A on mi potwierdził. 

ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz