Rozdział dwudziesty

50 3 0
                                    

Charlotte

Wieczór nastał szybciej, niż się tego spodziewałam. Czas mijał mi na słuchaniu opowieści i popijaniu piwa, dawno nie czułam się tak dobrze w czyjejś obecności. Było po nich widać, jak wiele ich łączy. Przez chwile poczułam się częścią tej grupy, mimo że nigdy do żadnej nie należałam. Zawsze byłam sama, nawet w momentach, gdy otaczał mnie tłum ludzi. Bo można być samemu, a nie być samotnym. A czasami można być zawsze z kimś, mimo to być samotnym. Ja właśnie taka byłam. Samotna. Wśród takich ludzi jak oni, czułam to dwa razy bardziej. Chciałam głęboko wierzyć, że kiedyś los podaruje mi ludzie wartych, by skoczyć za nimi w ogień. Jednak jeszcze ich nie miałam. A bynajmniej nie byłam tego świadoma. Nie kontrolowanie spojrzałam na bruneta, który dyskutował o czymś z Niko. Cieszyłam się, że w końcu sobie wiele wyjaśniliśmy. Opowiedziałam mu to, czego nie byłam wstanie sobie wybaczyć przez wiele lat. Wiedziałam że jeszcze nie teraz, ale może kiedyś mi wybaczy. Przyjdzie taki dzień, gdy spojrzymy w swoje oczy bez rezerwy. Bez smutku, żalu, czy z pustką. Spojrzymy z czystą kartą. Chciałam mieć nadzieje.

-Zbierajmy się do domu. Chłodno się robi. -Zaproponowała Ludmiła, zakładając bluzę.

Wszyscy się z nią zgodzili. Od oceanu wiał zimny wiatr, a bryza przyprawiała o gęsią skórkę. Zebraliśmy wszystkie rzeczy i skierowaliśmy się w stronę domu. Wchodzenie po stromych schodach nie było już tak przyjemne, jak schodzenie po nich. Gracjana była ewidentnie przyzwyczajona, bo bez większego problemu wspinała się po nich. Max i Niko również. Za to ja i Leo lada moment mogliśmy wypluć płuca.

-Widzę, że twoja forma dorównuje mojej. -Zaśmiał się, zrównując ze mną krok.

Posłałam mu rozbawione spojrzenie. Dziwnym trafem przez cały wieczór, to właśnie z nim najmniej rozmawiałam. Wydawał się najmniej ufny z nich, a obcych traktował z rezerwą.

-Czas zacząć robić cardio. -Przyznałam, spoglądając z ukosa.

-Twoje cardio zapierdala jak szalone. -Zerknął na Max, który prowadził.

Zmarszczyłam brwi, na jego słowa. Czy oni wszyscy o mnie wiedzieli? A mimo to, nie dali mi odczuć niechęci, której mogłam się spodziewać.

-Nie my... nie -Jąkałam się, próbując wyjaśnić mu, że jestem tylko przeszłością. Która na zawsze powinna nią pozostać.

-Macie tylko wspólną przeszłości. Tak? -Zapytał pogodnie się uśmiechając. Nie było to z przekąsem, raczej z sympatią.

-Zgadza się -Przytaknęłam mu.

Chłopak już nie zdecydował się kontynuować tematu. Jednak usłyszałam krótkie zdanie z ust Ludmiły, która szła kilka kroków przed nami. „Albo wspólną przyszłości" szepnęła do siebie. Udałam, że nie słyszałam jej słów idąc dalej. Weszliśmy do domu, za nim zrobiło się zupełnie ciemno. Gracjana nastawiła wodę na herbatę, a ja poszłam wziąć szybki prysznic. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, zastanawiając się co Max uważa o mojej zmianie wyglądu. Nie wiem czemu o tym pomyślałam.
Może dla tego, że kiedyś za mną szalał. A może dla tego, że kiedyś to ja szalałam za nim?

I wystarczyło jedno spojrzenie, tych przenikliwych tęczówek, by uczucia zaczynały się budzić.

Zawsze uważałam, że istnieje coś takiego jak właściwa osoba w niewłaściwym czasie. I może właśnie tak było z nami. Może jesteśmy sobie w gwiazdach zapisani, tylko jeszcze tego nie rozumiemy.

-W dupie sobie zapisani. -Wyszeptałam sama do siebie, irytując się własną głupotą. Za szybko się nakręcałam, to tylko przyjaźń.       

Po wyjściu z łazienki, przebrałam się w luźny dres i zeszłam na dół. W salonie słyszałam jak Max przekonuje, albo raczej błaga Gracjanę o coś. Ciekawe tylko o co? Podeszła najciszej jak mogłam, by posłuchać. Może to niegrzeczne jednak, silniejsze ode mnie.

ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz