Rozdział Dwudziesty Ósmy

47 2 0
                                    

Maximus

Od tygodnia Lottie mieszkała z Gracjaną. Ja byłem spokojniejszy o ich bezpieczeństwo, a dziewczyny wydawały się zachwycone swoim towarzystwem. Miały podobne priorytety w życiu. Po pierwsze najeść się, po drugie idealnie ułożyć włosy, po trzecie idealnie zrobić paznokcie. Te trzy elementy musiały być spełnione, by dziewczyny miały dobre humory. Co znacznie ułatwiało mi życie, pod czas planowania. Ściągnąłem wszystkich swoich najlepszych ludzi. Wyszkoleni i pracujący dla mafii mojego ojca wiele lat. Jednak po śmierci Marcelo i po tym jak dowiedział się, że pracowaliśmy przeciwko niemu. Wyrzucił wszystkich i skompletował swoje szeregi jeszcze raz. Nie wszyscy pracowali równolegle dla niego i dla mnie. Więc większość odeszła do innych, ale była też nie liczna grupa, która została mi wierna. To właśnie z nimi, chciałem kiedyś stworzyć organizacje zwalczającą nielegalne ugrupowania. Jednak odszedłem od tego pomysłu po stracie brata. Mimo, że ci ludzie byli w uśpieniu, ciągle mogłem na nich liczyć. Dobre kilka dni zajęło mi, ściągnięcie ich do Stanów z Włoch i wtajemniczenie we wszystko. Nie wiedziałem czy mój plan wypali, ale musiałem mieć nadzieję.

-Wszystko gotowe? -Zapytałem Niko, który jak zawsze siedział i robił coś na komputerze.
-Na to wygląda. -Przejechał wzrokiem po ekranie. Nie odzywałem się przez chwile, pogrążony w swoich myślach.
-Czyli to już jutro? -Zapytał zamykając laptopa. Był zestresowany, tak samo jak ja. Tak naprawdę wszystko mogło pójść nie po naszej myśli i chuj bombki strzeli, jednak nie przyjmowałem takiego scenariusza.
-Jak wszystko wypali, po jutrze zacznę nowe życie. -Wierzyłem, że właśnie tak będzie. Wizja spokoju nie chciała jednak ukazać się w mojej głowie, w końcu jak całe życie walczysz o przetrwanie. To przestajesz wierzyć, że spokój istnieje. A ja potrzebowałem go, jak niczego innego. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem odpowiedni numer.

-Halo -Odezwał się znajomy głos.
-Część Mateo. Mam nowe informacje. -Odezwałem się lekko podekscytowanym głosem.
-Świetnie, co masz? -Słychać było nadzieję w jego głosie. Przez chwile naprawdę zwątpiłem w swoje podejrzenia. Bo tak naprawdę to były tylko domysły, które dopiero jutro miały zostać pod partę faktami.
-Dotarliśmy do współrzędnych, które są na oceanie niedaleko od brzegu. -Spojrzałem na Niko, czy dobrze mówię. Chłopak kiwnął mi głową bym kontynuował. -Dzięki daleko latającym dronom, udało nam się dostrzec tam łódź. Jest bardzo prawdopodobne, że to właśnie tam jest przetrzymywana twoja córka. -Cisza po drogiej stronie była mało wymowna, mógł być w szoku, albo planować co dalej.

-To na co czekamy, płyńmy tam. -Podenerwowanie było wyczuwalne. Jak by naprawdę nie widział córki miesiącami, w tym momencie zaczynałem wątpić w słuszność własnej idei. Ale było za późno, by się z niej wycofać.
-Mamy taki plan, by zrobić to jutro. Rozumiem, że płyniesz z nami? -Mój głos nie emanował już tą pewnością, co na samym początku.

-Oczywiście, tam jest moje dziecko. A może rozpętać się piekło, muszę ją chronić. -Determinacja go przepełniała, a mnie coraz bardziej zwątpienie. Czy dobrze robię? Nie mogłem znać odpowiedz na to pytanie. Przynajmniej nie w tamtym momencie. Wizja przyszłości zmienia się w raz z decyzjami, które podejmujemy. A ja już nie miałem tej wizji.
Powiedziałem o szczegółach planu Mateo i zakończyłem rozmowę. Tępo wpatrywałem się w ścianę, analizując każdy szczegół.

-Myślisz, że dobrze robimy? -Zapytałem Niko, który przyglądał mi się niepewnie.
-Nie wiem -Wzruszył bezradnie ramionami. -Ale nie ma odwrotu.
Niko utwierdził mnie tylko w tym, co już wiedziałem. Decyzje zapadły, a mnie przyjdzie zmierzyć się z ich konsekwencjami.

***

Siedziałem na plaży, pogrążony w ciemnościach. Tylko blask księżyca i gwiazd rozświetlały świat. Paliłem papierosa i myślałem o tym wszystkim, co ma się wydarzyć. Robiłem rachunek sumienia, na wypadek gdyby jutro poszło coś nie tak. Zawsze miałem swoje zasady, fakt przez jakiś czas współpracowałem z ojcem. Jednak byłem wtedy zapatrzonym w niego gówniarzem. Później zacząłem sam myśleć i zrozumiałem wiele rzeczy. Uratowałem sporo ludzi, wiele z nich dzięki mnie wiedzie spokojne życie. Ale o tym wiedzą, tylko moim najbliżsi. Analizując wszystko co zrobiłem jest szansa, że trafie do brata. Nigdy nie wierzyłem w te ich gadanie o niebie i piekle, ale w wizji gdybym miał odejść z tego świata, to chce trafić w to lepsze miejsce. Nigdy nie zastanawiałem się nad śmiercią, pewnie dlatego, że wydawała się odległa. Gdyby przyszło mi jutro odejść z tego świata, nic bym nie zmienił. Wszystko zrobiłbym tak samo, nauczyłem się żyć, tak by nie żałować. Nie żałuję, niczego.

ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz