Rozdział Szósty

88 6 0
                                    

Maximus

Ostatnio moje życie, było pełne harmonii. Dałem sobie na wstrzymanie z ciągłym szukaniem ojca, czy Raymonda. Doszedłem do wniosków, że jeśli będą chcieli wrócić do mojego życia. To i tak to zrobią. Zaczęliśmy z Niko rozkręcać własną firmę, zajmującą się programowaniem. Szło nam całkiem nieźle, było sporę zainteresowanie, oraz więcej klientów. Jedynym z wielu plusów posiadania takiej firmy, było to że mogliśmy pracować z każdego miejsca na ziemie. Wystarczył komputer i internet. Chciałem nauczyć się żyć, zwykłym życiem. Mieć prace, w której nikt nie zginie. W której nie będę oglądać zmasakrowanych ciał. Gdy jeszcze mój brat żył, marzyliśmy o założeniu tajnej organizacji, zajmującej się rozbijaniem grup przestępczych. Niestety odkąd go niema, to marzenie straciło na mocy. Może gdy nacieszę się spokojnym życiem, wrócę do przestępczego świata. Mimo całego zła które mnie spotkało, chce ratować innych przed tym. A jeśli mi się to nie uda, to chociaż pomóc im wrócić do normalnego życia.  

-Rozumiesz? -Zapytał Niko, wlepiając wzrok w komputer. Tłumaczył mi jakieś zagadnienie z programowania, a ja odleciałem.
-Tak, jasne. -Nie miałem pojęcia o czym mówił, ale nie chciałem by pomyślał, że go nie szanuje.         
-Nie masz pojęcia, zgadza się? -Cóż, Niko znał mnie za długo, by jakiekolwiek kłamstwo przeszło. Nie wytrzymując jego natarczywego spojrzenia, roześmiałem się kręcąc głową.
-Masz racje, nie mam najmniejszego pojęcia. -Klepnąłem go przyjacielsko w plecy i wstałem ze swojego miejsca, by przejść do kuchni po napój.

-Lepiej ci, co? -Zapytał Niko, stając w progu kuchni. Odwróciłem się przodem do niego i wzruszyłem ramionami, wlepiając wzrok w podłogę.

Czy było mi lepiej? Dobre pytanie. Chciałem zacząć żyć, bo brata mi już nic nie zwróć. Byłem młody, miałem jeszcze szanse, na własne szczęśliwe zakończenie.

-Chyba zaczynam zdrowieć. -Wziąłem głęboki wdech. -To nie tak, że nagle zapomnę o bracie. Ale nie chce marnować swojej szansy na życie.

Niko przytaknął mi, z lekkim uśmiechem. Podszedł i jak gdyby nic, zabrał mi moją cole z ręki.

-Nie wiem kiedy z rozwydrzonego gówniarza, stałeś się taki dojrzały. -Klepnął mnie w ramie, uśmiechając się zadziornie.

-Brakuje ci jeszcze żony i dziecka. A wtedy już na pewno, będziesz miał status starego. -Rzuciłem mu spojrzenie, z pod przymrużonych rzęs.

-Jak na razie to tobie bliżej do starego. Ja wciąż jestem piękny i młody. -Błysnąłem zębami i wyszedłem z kuchni.  

Wszedłem do ogrodu zimowego, usiadłem w wysokim fotelu oglądając jak rosną rośliny. Zawsze uspokajało mnie oglądanie natury.

Przez pieprzenie Niko, do mojej głowy zaczęły napływać natrętne myśli. A może czas, znaleźć sobie kogoś? Moja pierwsza miłość, była totalnym niewypałem, ale przecież jest tyle kobiet na świecie. Więc dlaczego myśląc o miłości, przed oczami zawsze staje ci ona? Sierota o pięknym wyglądzie i jeszcze lepszym wnętrzu, często dawała o sobie znać w mojej głowie. Choć znałem ją krótko, zawładnęła moją podświadomością. Jak tego dokonała? Nie wiem. Ale zawsze, gdy patrzę na Niko i Ludmiłę, lub gdy widziałem jak Marcelo patrzył na Gracjanę. O niczym nie marzyłem tak jak o tym, by choć jeszcze raz, popatrzeć na moją miłość. Bo choć w życiu, jest wiele rodzajów miłości. Tylko raz, zdarza się ta prawdziwa.

Nie szukałem jej, dałem odejść bez walki. W końcu czego mogłem od niej oczekiwać, gdy dałem jej wolność. Byłem głupcem wierząc, że pokocha gościa który ją odkupił. Chciałem dać jej wszystko. Dom, stabilizację, bezpieczeństwo, uczucia, a przede wszystkim siebie. Byłbym tylko jej, gdyby tylko tego chciała. Łatwo jest kochać, gdy wszystko się układa. Gorzej gdy świat się wali i nie ma nikogo, kto by chciał ci pomoc go odbudować.

ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz