Rozdział dwunasty

70 4 0
                                    

Maximus

Wsiadłem do auta, nie spoglądając nawet na szatynkę obok mnie. Choć krew we mnie wrzała, zachowywałem lodowaty wyraz twarzy. Odpaliłem silnik i zwinie wyjechałem z parkingu. W samochodzie panowała cisza, której nikt nie odważył się przerwać. Jadąc prawie pustymi drogami, mogłem dać upust emocjom. Nabierałem zawrotnej szybkość, a elektroniczne zegary przede mną wskazywały coraz wyższe wartość. Zaciskałem zęby hamując złość. Jednak nawet to, nie dawało ukojenia.

-Max uspokój się. -Łagodnie poprosiła Gracjana.

Ja jednak byłem głuchy na jej błagania. Coraz mocniej przyciskałem gaz. Bo właśnie dzięki szybkość, odzyskiwałem odrobinę kontroli. Była czymś na co tylko ja miałem wpływ, a przede wszystkim tylko ja mogłem ją kontrolować. Poczułem delikatną dłoń, na swoim ramieniu. Szczupłe palce gładziły fakturę mojej skóry.

-Proszę Max uspokój się. Zwolnij. -Błagalny szept, sprowadził logiczne myślenie na ziemie. Kontem oka zerknęłam na szatynkę, która miała już łzy w oczach. Mimo to pogodnie się do mnie uśmiechała, nie przestając głaskać mojego ramienia.

-Przepraszam. -Wychrypiałem, znacznie zwalniając pojazd.

Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że w aucie nie byłem sam. Przecież gdybym spowodował wypadek, ucierpiało by na tym więcej, niż tylko moje istnienie. Spojrzałem na Niko w tylnym lusterku. Przyglądał się mi, zdziwiony moim zachowaniem.

Nigdy nie byłem fanem szybkiej jazdy, od tego był mój brat. Jednak zmieniło się to, gdy poznał Gracjanę. Przy niej zawsze zachowywał ostrożność. Po jego śmierć, to ja jeździłem jego McLarenem, właśnie wtedy zawładnęły mną demony prędkość. Zawsze gdy byłem zły, smutny, lub po prostu chciałem odreagować stres. Wsiadałem i jeździłem po mieście bez celu, a z czasem zacząłem bawić się w nielegalne wyścigi. Gracjana szybko sprowadziła mnie na ziemie. Zbeształa za głupie pomysły, jednak ja wiedziałam, że bardziej nie chciała bym zniszczył ukochane auto Marcelo. Teraz pomarańczowa strzała, stoi w garażu posiadłość jej rodziców.

Uspokoiłem oddech i zmieniłem trasę. W planie było jechać do mojej posiadłości za miastem, jednak odczuwałem potrzebę, by pojechać gdzie indziej. Gracjana i Niko z pewnością wiedzieli gdzie jadę. Jednak pozostali cicho, nie decydując się na zbędne komentarze. Po ponad godzinnej trasie, dotarliśmy pod dobrze znany mi dom.

Bez słowa wysiadłem z auta i poszedłem w stronę schodków, prowadzących na plażę przy ocenia. Szedłem przez chwile, by w końcu usiąść na piasku. Ciemność otaczała mnie z każdej strony, od jakiegoś czasu ta część plaży była bardzo mało uczęszczana, wiec nie zapalono tu światła. Lubiłem ciemność, czułem spokój, gdy nic mnie nie otaczało. Zaciągnąłem się świeżym powietrzem, a specyficzny zapach oceanu dostał się do mojego nosa. Szum fal obijał się o moje uszy, a dźwięki które wydawała z siebie sowa, która musiała siedzieć gdzieś niedaleko. Podkręcała atmosferę tajemniczość. Niemiałem siły dłużej utrzymywać się w pozycji siedzącej. Bezwładnie opadłem na piasek, włożyłem ręce pod głowę. Pierwsze gorące łzy, spłynęły z moich oczu. Po chwili pojedyncze łzy, zmieniły się w cały ocean. Spazmatycznie łapałem tlen, dławiąc się własnymi łzami.

Czemu wszystko tak cholernie boli? Łkałem głośno nie przejmując się, że ktoś usłyszy. Bo kto na praktycznie opuszczonej plaży? Mogła być ze mną, tylko jedna osoba. I właśnie to był powód, mojego przyjazdu do domu Gracjany. Spojrzałem na gwieździste niebo nad moją głową. Gracjana zaczęła tu przychodzić, by z nim rozmawiać jakoś rok temu. Początkowo wyśmiałem ten pomysł, ale gdy sam spróbowałem zrozumiałem ją. To rzeczywiście pomaga. Choć z moich oczu nadal leciały łzy, nie były już tak spazmatyczne.    

ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz