Charlotte
Mijając ulice San Diego, zachwycałam się każdym widokiem za oknem. Infrastruktura bardzo różniła się od tej włoskiej i musiałam przyznać racje Violetcie. Bardziej mi się podobało nowoczesne miasto, pełne szklanych budynków i żyjących na całego ludzi. Ale oddech ugrzęzły mi w pierś dopiero w momencie, gdy kierowca zatrzymał się obok wysokiego, szklanego apartamentowca. Nie mogłam narzekać na mój apartament we Włoszech, ale to inny wymiar. Konstrukcja cała była przeszklona, a w nocy również podświetlona. Czekałam aż mężczyzna wyjmie moje walizki, a sama zabrałam torebkę i transporter z Lady. Nie mogłam jej zostawić, niemiałam serca. Podziękowałam kierowcy i udałam się w stronę wejścia do budynku. Przy drzwiach stało dwóch mężczyzn, ubrani byli w bordowe mundury i dobrane do tego czapki. Prezentowali się olśniewająco. Idealnie synchronizowani chwycili klamki i otworzyli mi drzwi.
-Dziękuję -Delikatnie skinęłam głową.
Po przekroczeniu progu wejścia, uderzył we mnie zapach luksusu. Ten budynek nawet pachniał pieniędzmi. Spojrzałam na olbrzymi hol, utrzymany w tych samych kolorach, co mundury pracowników. Bordowe ściany i kanapy w tym samym kolorze, prezentowały się wykwitnie. Bogactwa dodawały złote dodatki, takie jak poręcze przy schodach, klamki, czy nawet dzwoneczek na recepcji. Wyglądał bardziej jak pięciogwiazdkowy hotel, a nie blok mieszkalny. Z kieszeni dresów wyjęłam kartkę, na której zapisałam adres. Niby wszystko się zgadzało, ale coś ewidentnie było nie tak. Podeszłam do lady, by przycisnąć dzwoneczek. Idealnie w tym momencie, wyszła brunetka z zaplecza. Dopasowany garnitur eksponował jej drobną figurę, a przemiły uśmiech dodawał uroku. Poczułam się okropnie z tym, jak wyglądałam. Zmęczona po czternastogodzinnym locie. Z worami pod oczami i bez grama makijażu prezentowałam się, jak siedem nieszczęść.
-Mam rezerwacje apartamentu na imię i nazwisko -Nie zdarzyłam dokończyć zdania. Jak dziewczyna, bo nie mogłam być dużo starsza od mnie. Przerwała mi.
-Charlotte Bellwood Witamy serdecznie. -Spojrzałam na nią lekko zbita z tropu.
Jak dziewczyna która widzi mnie pierwszy raz, już mnie zna? Gdy by to było we Włoszech, to nawet bym się nie przejęła. Tam większość osób mnie kojarzyło z telewizji, banerów, czy Internetu. Nigdy nie współpracowałam z Amerykańskimi markami. W tamtym momencie stwierdziłam, że po prostu dobrze się przygotowują robiąc research o swoich klientach. Po krótkiej rozmowie, odebrałam kartę do swojego apartamentu i przeszłam do windy. Wraz z pracownikiem, który transportował moje bagaże. Wjechaliśmy na dwudzieste siódme piętro. Trochę przerażające, być tak wysoko. Miałam nadzieje, że widoki zrekompensują strach. Gdy drzwi windy się otworzyły, moim oczom ukazał się długi korytarz. Co dziwne, znajdowały się tylko trzy pary drzwi. Niepewnie wyszłam na delikatny bordowy dywan. Za mną ruszył mężczyzna, który wskazał mi drugie drzwi.
-Zapraszam -Odezwał się formalnym tonem. Chwyciłam klamkę i weszłam do środka. Światło zapaliło się automatycznie, ukazując olbrzymi salon. Całe wnętrze było urządzone w stylu glamour, co bardzo mi odpowiadało. Wielka beżowa kanapa stała na środku, a przy niej szklany stolik kawowy. Spojrzałam na transporter, z którego wydobywało się miałczenie.
-Lady już cię wypuszczam. -Podeszłam do skrzyneczki i wypościłam białą kulkę. Mężczyzna przyniósł moje walizki i objaśnił jak działała klimatyzacja. Po wytłumaczeniu mi wszystkich szczegółowy, w końcu zostałam sama.
Choć na co dzień rzadko zostawałam sama. Samotności była moją dobrą przyjaciółką. Gdy przebywasz między ludźmi, którzy są na ciebie obojętni. To tak naprawdę jesteś sam. Mimo że moja codzienność, to ciągłe sesje i wywiady. Co powodowało, że byłam między ludźmi. Zazwyczaj czułam się bardzo samotnie. Nie miałam nikogo, kto by zrozumiał moje problemy. Violetta to świetna przyjaciółka, ale ona żyła sławą. Niema pojęcia czym jest samotność. Długo walczyłam, by jej nie odczuwać. Wtedy odkryłam, że jest kilka etapów walki z nią. Pierwszy wyparcie, udajesz że jej nie odczuwasz. Walczysz by ciągle otaczać się ludźmi, co daje złudne poczucia przynależności. W pewnym momencie zaczynasz rozumieć, że to nie pomaga. Nawet wtedy, czujesz niczym nie odwzorowaną pustkę. Drugi etap, to zaczynanie się przyzwyczajać. Zaczynasz rozumieć, że nie ważne co robisz samotność jest obok. Powoli przestajesz się przejmować. Następnie przychodzi krótki bunt, gdy jeszcze masz nadzieje, że odejdzie. Walczysz z całych sił, by dobrze poczuć się między ludźmi. Niestety bez skutecznie. Ostatni etap, pogodzenie. Przestajesz walczyć, akceptujesz to. Po prostu tobie, nie jest pisana grupa przyjaciół. Nie czeka żaden książę na białym koniu. Ani nawet jedna osoba, która okaże się ostoją. Szukanie bratniej duszy staje się bezsensowne i po prostu się poddajesz. To właśnie etap na którym jestem ja. Mogłabym wręcz rzec, że zaprzyjaźniłam się z samotnością. Nie traktuje jej jak wroga, a jak przyjaciela. W końcu tylko ona, jest przy mnie zawsze. Gdy jest dobrze i gdy jest źle. Po latach zrozumiałam, że samotność to tylko cena ambicji.
CZYTASZ
ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]
RomanceCharlotte Bellwood to sławna Włoska modelka. Który kilka lat wcześniej, była porwana. Niespodziewanie dostaje propozycję trzymiesięcznego kontraktu w Stanach. Jest to wielka szansa, na miedzy narodową karierę dla młodej dziewczyny. Jednak po niedług...