Rozdział Dwudziesty Drugi

45 2 0
                                    

Charlotte

Jak każdy piękny moment i ten musiał w końcu się skończyć. Choć ubolewałam nad tym bardzo. Mało miałam w życiu chwil, które zostały by zemną na zawsze. Oczywiście kilka było, na przykład pierwszy pokaz mody, pierwsze sesje, czy poznanie Violetty. Ale bardziej zapamiętywałam te, które kojarzyły mi się z kimś. Dzisiejsza na pewno zostanie ze mną na zawsze. Wyglądałam jak prawdziwa księżniczka z bajki i tak się czułam. Gracjana i Ludmiła naprawdę znały się na modzie, suknia była zjawiskowa. Ale to nie ona była najważniejsza dzisiaj, a to jak on na mnie patrzył. Nie chciałam się spieszyć, małymi krokami wrócić do przyjaźni, a później kto wie. Jednak jego spojrzenie hipnotyzowało. W altanie na tyłach posiadłość, tańczyliśmy do melodii wybrzmiewającej z mojego telefonu i z całą szczerością muszę stwierdzić, niczego więcej do szczęścia nie potrzebowałam.

Jak każda dobra chwila, ta również musiała ulecieć. A zaczęło się to w momencie gdy telefon Maxa zaczął dzwonić.

-Co tam? -Odezwał się pierwszy. Nie słyszałam odpowiedzi, osoby która dzwoniła. Muzyka wszystko zagłuszała.

-A tak jasne. Już idę. -Chłopak ewidentnie zmarkotniał, na te słowa.

Zakończył połączenie i uśmiechnął się do mnie kwaśno.

-Muszę iść zmienić Niko na kamerach. -Odsunął się ode mnie, a ja poczułam przenikliwe zimno. Nie było ono spowodowane chłodem wieczora, a brakiem osoby która dawała mi spokój ducha i ostoje. -Ale zrobie to za chwile. Najpierw muszę ci coś pokazać. -Wysunął w moją stronę dłoń, bym ją chwyciła. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się co on kombinuje.

Całe przyjecie odbywało się w wielkiej posiadłość, która należała do znajomych rodziców Gracjany. Nie wiedziałam czym tak właściwie zajmuje się jej rodzina. Wyczytałam tylko w internecie, że to jedna z najbardziej wpływowych rodzin w Kalifornii. Nie stalkowałam jej. Tylko gdy zobaczyłam jej liczbę obserwujących na instagramie, trochę mnie zatkało. Byłam ciekawa kim jest.

Wyszliśmy z altany, a chłodny wiatr zaatakował moje włosy. Modliłam się, by peruka na która tak uparły się dziewczyny, została na miejscu. Lubiłam czarne włosy, ale zaczęłam poważne rozważania nad powrotem do naturalnego koloru. Męczyło mnie ciągłe farbowanie i ktoś chyba bardziej lubił mnie w blondzie.

Złapałam ręką perukę, by się nie sunęła. Max spojrzał na mnie rozbawiony.

-I po co farbowałaś? -Jawnie ze mnie kpił.

Prowadził nas dalej za altanę, a nie w stronę budynku. Lekko się przestraszyłam tego co chciał zrobić. Przez głowę przebiegły mi myśli o tym, że mi nie ufa i będzie chciał mnie sprawdzić. Jednak po chwili spaceru, w oczy rzuciło mi się tysiące małych światełek.

-Czy to...? -Nie mogłam dokończyć zdania. Stanęłam w miejscu, nie mogąc napatrzeć się widokiem.

-Labirynt -Odpowiedział, obejmując mnie od tyłu. Oplótł swoimi długimi rękami, moje drobne ciało, a ja wtuliłam się w niego.

Nie był to zwykły labirynt. Nie zrobiono go z krzewów, czy innego tworzywa. Był zrobiony z małych sztucznych kwiatów, a w środek każdego z nich, była włożona mała żaróweczka. Ścieszki rozpościerały się na cały wielki ogród. Mimo, że kwiaty nie sięgały wyżej niż kolana, robiły piorunujące wrażenie. I bez problemu było widać dokąd prowadzą. Labirynt był tylko ozdobą, nie dało się w nim zgubić.

-Pamiętam, jak przestraszyłaś się tamtego labiryntu. Chciałem ci udowodnić, że niektóre labiryntu nie są takie złe. -Szeptał mi do ucha. Pokręciłam głową nie wierząc w szczęście jakie mam. Jak to możliwe, że jedna rozmowa byłą wstanie tak nas do siebie zbliżyć.

ONE OF THE CLOUDS #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz