Dziewiętnaście

5K 579 240
                                    

RORY


Rory: Dzień dobry. 

Oh, shit. Naprawdę to zrobiłem. Zaraz po przebudzeniu wysłałem Grace wiadomość z przywitaniem. Może jeszcze śpi. A może już pracuje albo poszła biegać. Może spaceruje z Bearem, słuchając muzyki na słuchawkach, i ma gdzieś ten telefon. 

Mój iPhone wibruje. 

Otwieram czat, na ekranie pojawia się zdjęcie. 

Natychmiast rzucam telefon na łóżko.

Bo na zdjęciu też było łóżko. 

Jego kawałek. 

I Grace. 

Ja pierdolę, ja pierdolę, ja pierdolę

Drżącą dłonią podnoszę znów telefon i podświetlam ekran. Grace zrobiła sobie selfie. Siedzi chyba po turecku na łóżku w topie od piżamy w wisienki, do boku ma przytulonego Beara i daje mu buziaka. Jest zaspana, jej włosy są lekko rozburzone, ale to tak piękne i naturalne i jara mnie niezmiernie to, że nawet dostrzegam jakąś niedoskonałość na linii jej żuchwy. Dosłownie niczym się nie zakrywa, widoczne jest każde naczynko na jej jasnej skórze. 

Ale przede wszystkim… najbardziej przyciąga mnie prymitywnie seksualna rzecz, czyli jej piersi, które pod cienkim topem w wisienki są ewidentnie nagie. Powstrzymuję się resztką sił, żeby nie przybliżyć zdjęcia… i przegrywam walkę z samym sobą. Przybliżam. Oglądam jej top z każdej strony, pod spodem malują się ledwie dostrzegalne brodawki. 

Jestem twardy jak kamień. 

Na pewno zaraz zajmę się tym problemem, ale najpierw poleżę jeszcze w łóżku przynajmniej dwadzieścia minut, podziwiając to zdjęcie. Odsuwam je już na ekranie, żeby złapać całość, i uśmiecham się do siebie jak debil. Dobrze, że nocujemy w osobnych pokojach podczas większości podróży, bo przynajmniej nikt nie zawraca mi głowy. I będę mógł bez żadnych ograniczeń zrobić sobie dobrze, patrząc znów na ten sam uśmiech. Uśmiech. Taaaa, tylko na to. 

Grace: Uczyłam cię, Rory. Powinieneś jakoś zareagować na to zdjęcie. Jesteś tam? 

Wzwód jak stal nie jest wystarczający? Podniesione tętno? Mój uśmiech? Och, zagapiłem się. 

Rory: Wyglądasz przepięknie. 
Grace: Bear mówi, że dziękuje. 
Rory: Zdecydowanie nie jego miałem na myśli. 
Grace: Och, wiem, tylko się z tobą droczę. Droczenie się to taka nowa umiejętność. Bardzo podniecająca. 
Grace: To znaczy… podniecająca dla… wiesz, potencjalnych… ups.
Grace: Szkoda, że już przeczytałeś, bo bym to po prostu usunęła. Zapomnij, że to widziałeś. 
Rory: Nigdy nie zapomnę rzeczy, które mówisz mi o sobie. 
Grace: To nie było o mnie. 
Rory: Czyżby? 
Grace: Czy ty się ze mną droczysz? 
Grace: Jestem w szoku, R. Chyba właśnie tworzę potwora. 
Rory: Najwyraźniej lubisz potwory. 
Grace: …
Grace: Taaa… chyba aż za bardzo.

***

Boli mnie nos. W poprzednim meczu miałem przypadkowe zderzenie ze środkowym przeciwnej drużyny, i teraz ciągle muszę kręcić nosem, żeby wyeliminować mrowienie. 

– Delgado, wchodzicie! – Collins klepie mnie po ramieniu i wpuszcza na lód na drugą tercję. – Świetnie sobie poradzisz.

Kilka meczów wyszło nam dobrze w ten sposób – przegraliśmy tylko jeden do tej pory, więc statystyka jest mocna. 

For Your Love (Thin Ice Games #3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz