Rozdział 29

115 7 5
                                    

Nie miałam bladego pojęcia, ile dni mogło minąć od mojego porwania, ale czułam, jakby to była wieczność.

Całkowicie załamana nie byłam w stanie nawet wykonywać najmniejszych ruchów. Milczałam przez cały ten czas. Nie potrafiłam wyrzucić z głowy tych okropnych wspomnień, kiedy mnie gwałcono. To było tak bolesne, okropne... Czułam, jak te obrzydliwe ślady wciąż na mnie były. Nie mogłam ich z siebie zmyć. Miały ze mną pozostać już na zawsze.

Straciłam już zupełnie nadzieję na to, że ktoś przybędzie i mnie uratuje. Nigdy już się stąd nie wydostanę. Spędzę w tym miejscu resztę swoich dni.

Zaczęłam się w pewnym momencie zastanawiać, czemu tak właściwie Michael wraz z Jerry'm postanowili mnie porwać. Możliwe, że dla okupu. W końcu miałam bogatych rodziców. Jednak skoro tak, to dlaczego jeszcze pieniądze nie zostały im dostarczone i mnie nie puścili. Może był jakiś inny powód tego wszystkiego?

Nagle pomyślałam o Collumie. Czy on także mnie nie szukał? Może w ogóle nie wiedział o moim porwaniu, a może w ogóle dla niego nic nie znaczyłam? Poczułam jakieś dziwne ukłucie w sercu, mimo że nie powinnam. W końcu łączył nas tylko układ. Nic więcej, a jednak myśl o tym, że Collum mógłby się mną nie martwić, zabolała.

Pozostawało mi chyba jedynie się modlić. Prosiłam o cud, żebym się stąd uwolniła. Chciałam wracać do domu. Już prawie zapomniałam, jak pachniała moja pościel.

Zaczęłam tęsknić za rodzicami. Za matką także, co mnie trochę zdziwiło, jednak brakowało mi jej. Chciałam się do niej przytulić, mimo że nigdy nie uzyskałam od niej chociaż grama ciepła.

Brakowało mi jednak chyba najbardziej mojej przyjaciółki, która zawsze przy mnie była. Miałam nadzieję, że chociaż ona się o mnie martwiła i robiła coś, aby mnie znaleźć i uratować, jednak co ona mogła zrobić? Była zwykłą nastolatką, tak jak ja, więc nie mogła zdziałać zbyt dużo.

Nie tęskniłam za Xavierem. W moich oczach był on teraz jedynie potworem, który traktował niewinne, młode dziewczyny w okrutny sposób. Tak samo, a nawet gorzej, jak traktowano mnie w tej chwili. Nie chciałam go widzieć w ogóle już kiedykolwiek. Wolałabym, żeby zginął i przez to nie mógł skrzywdzić już żadnej, ani jednej dziewczyny.

Bezsilna postanowiłam po prostu czekać na to, co miało wydarzyć się w kolejne dni. Było mi już wszystko jedno, co ze mną zrobią moi porywacze. Nie miałam na to wpływu, z czego zdawałam sobie doskonale sprawę. Nie zamierzałam zatem się wyrywać, bo było to bez sensu. Tylko niepotrzebnie będę później cierpieć. Tylko, czy ja w ogóle będąc porwana nie cierpiałam? Tak, ale mogłam zawsze ominąć większy ból.

Siedziałam akurat na dziurawym materacu przykuta kajdankami i związana w kostkach grubym sznurem, kiedy tylko usłyszałam warkot jakiegoś silnika. Jakiś pojazd właśnie przyjechał, jednak się tym nie przejmowałam, bo nie raz była już tutaj taka sytuacja. Przywozili nam w ten sposób jedzenie i picie.

Tym razem jednak było inaczej.

Słyszałam, jak jacyś mężczyźni ze sobą rozmawiali. Wśród nich poznałam głosy moich porywaczy – Michaela i Jerry'ego. Po chwili zorientowałam się, że nie była to jednak przyjemna pogawędka. Kłócili się. Nie miałam jednak pojęcia, o co dokładnie. Próbowałam podsłuchać, jednak głosy były stłumione, więc nie słyszałam konkretnych słów.

Drzwi od magazynu się nagle otworzyły. Światło słońca brutalnie uderzyło w moje oczy, które musiałam teraz zamknąć. Po chwili zaczęłam je otwierać, a moje źrenice przyzwyczajały się do jasności.

Do środka weszło jakichś pięciu mężczyzn. Ci już nie mieli masek. Za nimi wbiegli Michael oraz Jerry, którzy również byli pozbawienie kominiarek. Na ich twarzach malowała się złość, ale też niepewność i strach.

Zakazana osoba | 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz