Alessandro
Klub pękał w szwach, choć dzisiaj nie walczyłem. Postanowiłem się jednak tutaj zjawić, bo jeden z klientów wycofał chęć zrobienia tatuażu. Swój wolny czas w klubie spędzałem zazwyczaj w loży dla specjalnych gości. Zazwyczaj mnie to cieszyło, bo wolałem siedzieć tutaj niż stać pomiędzy masą ludzi.
Nie byłem też tutaj sam, bo towarzyszył mi Milo i Asher. Oprócz nich, siedziała z nami siostra Ashera z swoimi koleżankami. Riley zdecydowanie była w moim guście, ale zbyt mocno działała mi na nerwy.
Zjechałem ją bacznym spojrzeniem, gdy z minuty na minutę siedziała coraz to bliżej mnie. Dziewczyna ubrana była w krótką przyległą bluzkę, która kończyła się koronką. Na sobie miała też skórzaną spódniczkę i rajstopy w kratę. Na stopach miała dziwne szpilki, a rude włosy związała wysoko.
Wywróciłem oczami, gdy zaśmiała się z czegoś prosto do mojego ucha.
Upiłem łyk kupionego przez siebie drinka i odchyliłem głowę do tyłu, bo choć byłem w klubie, to myślami byłem zdecydowanie gdzie indziej. Gdy tylko zamykałem oczy, to przed twarzą pojawiały mi się długie, blond włosy i wielkie oczy. Niewinny uśmiech i zagadkowe spojrzenie, które przepełnione było szczęściem.
- A może dziś...mogłabym przenocować u ciebie? - słyszę przy uchu głos Riley i od razu się spinam, gdy dziewczyna układa dłoń na mojej klatce piersiowej.
Spoglądam na nią jedynie kątem oka, a ona kokieteryjnie trzepocze rzęsami. Żeby przypadkiem nie odleciała... Ostrożnie ściągam z siebie jej dłoń i jedynie odmrukuje.
- Nie wydaje mi się.
Riley się jednak, kurwa, nie poddaje.
- Masz duże łóżko, więc po co masz spać w nim sam?
Wywracam oczami i gwałtownie podnoszę się z kanapy.
- Lubię spać sam. - warczę pod nosem i ruszam w stronę barierek. Z tej strony mogę obserwować parkiet i to też czynię.
Na ringu biją się dwaj mężczyźni, choć walka nie wygląda zbyt emocjonująco. To zapewne amatorzy, którzy potrzebowali szybkich pieniędzy. Na parkiecie wokół miejsca walki, kręciło się bardzo dużo ludzi, a ja czułem irytację, gdy uświadamiałem sobie, że są to w większości licealiści. Śledziłem wzrokiem ludzi i nawet nie wiedziałem kiedy, wpadłem w chwilową zadumę.
Szybko się z niej jednak wyrwałem, gdy wzrokiem dojrzałem znajomą czuprynę. Przecież nie pisała, że przyjdzie... Obok Anthei stała wyższa od niej dziewczyna, dzięki której zdobyłem instagrama nastolatki, a obok niej chłopak z kilkoma osobami.
Byłem zaskoczony faktem, że dziewczyna się tutaj pojawiła, bo dobitnie powiedziała, że nie zmieni swojego zdania o imprezach tego typu. Mimo tego, że tutaj była, to można było zauważyć, że nie czuję się tutaj najlepiej. Cały czas trzymała się blisko koleżanki, a jej spojrzenie wyrażało niepokój.
Zdecydowanie tutaj nie pasowała. Była zbyt niewinna na to miejsce, ale ja byłem egoistą i chciałem ją tutaj zobaczyć.
- Zaraz wrócę. - rzuciłem w stronę przyjaciół i ruszyłem na schody, które miały sprowadzić mnie na parkiet.
Od razu wywróciłem oczami, gdy musiałem przepychać się pomiędzy ludźmi. Oni za to posyłali mi ciekawskie spojrzenia, bo zapewne mnie kojarzyli lub o mnie słyszeli. Kilka osób trąciłem przypadkowo barkiem, ale starałem się tym teraz nie przejmować.
Ona tutaj była.
Stała z przyjaciółmi przy barze, jednak nic nie piła, choć jej przyjaciółka wręcz przeciwnie, bo dziewczyna właśnie piła niebieskiego shota. Musiałem wziąć głębszy oddech, gdy przymierzałem się do tego, żeby podejść bliżej. To było moje być albo nie być.
CZYTASZ
Mia Cara, Anthea
Jugendliteratur16 - letnia Anthea Scoot od zawsze była otoczona miłością, przez rodziców i starszych braci, którzy stanowili też jej ochronę. Utalentowana i zaradna, chwalona przez każdą napotkaną osobę. Oczko w głowie rodziców. Tylko ten jeden raz uległa pokusie...