31. Zakopać żywcem

2.1K 281 10
                                    

Wesołych świąt, kochani.

Wasza Iga.

Alessandro

- Co ty tutaj robisz? - To pierwsze słowa, jakie wypowiada do mnie pan Scoot, gdy tylko otwiera mi drzwi swojego domu. - Anthei nie ma.

Przełykam ślinę, a dłonią drapie się niezręcznie po karku. Do teraz zastanawiam się czy dobrze robię, że przychodzę do niego z tą sprawą - co jeżeli będzie chciał założyć mi sprawę w sądzie? A co jeżeli nie będzie chciał mnie wysłuchać? A może co gorsza, odizoluje ode mnie swoją przepiękną córkę? 

- Wiem, że Anthe nie ma - przyznałem, biorąc głęboki wdech. - W zasadzie, to przyszedłem do pana. 

Mężczyzna uniósł brwi. Scoot wyglądał na zdezorientowanego, ale nie mogłem mu się dziwić, bo pewnie właśnie podzielał moje myśli, które pełne były niepewności. Od samego początku mogłem zauważyć, jak ważna jest dla niego Anthea - jego najmłodsze dziecko, a przy tym jedyna córka. Tymczasem przychodził do niego jej chłopak, którego pewnie najchętniej zakopałby żywcem w swoim ogrodzie. 

- Czy...moglibyśmy porozmawiać? - odezwałem się niepewnie. Na co dzień taki nie byłem, ale naprawdę nie chciałem spieprzyć tego, co miałem z Anthe, a włączały się do tego relacje z jej rodziną. 

- Wejdź.

Mężczyzna otworzył drzwi szerszej i zrobił mi miejsce, abym mógł wejść do środka. Gdy tylko przekroczyłem próg domu, to do moich nozdrzy dotarł ten charakterystyczny zapach, który kojarzyłem tylko z domem swojej dziewczyny - prawdopodobnie dlatego, że właśnie tak pachniała Anthe. 

To Anthea była domem. 

- Nie zwracaj uwagi na ten bałagan - rzucił mężczyzna w miarę...przyjaznym tonem, o ile nie można było nazwać tego warknięciem. - Moja żona od rana stara się zapakować prezenty świąteczne. 

Mimowolnie przeskanowałem salon wzrokiem, aby delikatnie się uśmiechnąć - nie tak idealnie, jak zawsze. Na kanapie leżała sterta paczek, a na niedużym stoliku kawowym, walały się świąteczne papiery do pakowania prezentów, taśmy, nożyczki i drobne karteczki z imionami. 

- Chciałeś ze mną porozmawiać o... - przeciągnął abym dokończył, gdy oparł się biodrem o kuchenną wyspę. Scoot skrzyżował ręce na piersi i wpatrywał się we mnie wyczekująco.

Przymknąłem oczy i starałem się znaleźć w sobie siłę. 

No dawaj, Aless...jesteś już przecież dorosły! 

- Tylko proszę, nich mnie pan nie zabija - wypaliłem, a mężczyzna wykrzywił usta w grymasie.

- Gdybym chciał to zrobić, to zapewne wykonałbym tę zbrodnie wtedy, gdy tylko po raz pierwszy odwiozłeś moją córkę do domu. 

Dobra, pan Scoot ma chyba humor - pomyślałem, lecz już po chwili do głowy przyszła mi kolejna myśl - to zaraz mu ten dobry humor spierdole po całości. 

- W skrócie chodzi o to, że potrzebuję pomocy - wytłumaczyłem, a pięści mocno zacisnąłem. Cały czas utrzymywałem z mężczyzną kontakt wzrokowy, bo nie chciałem wyjść przy nim na jakiegoś gówniarza. - Gdy miałem prawie siedemnaście lat, to wplątałem się w coś złego. 

Na twarzy Scoot'a zapulsowała żyłka, a on sam zacisnął szczęki. 

Zbliżył się do mnie o krok.

- Jeżeli chcesz mi powiedzieć, że wciągnąłeś moją córkę w coś...

- Przysięgam, że robię wszystko, żeby tylko jej w to nie wplątać - odpowiedziałem szybko, a dłoń przyłożyłem do piersi. - Też dlatego przychodzę do pana. 

Mia Cara, Anthea Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz