Alessandro
Byłem pośrodku kupy gówna. Miałem właśnie zejść z Anthe do jadalni w jej domu, żeby zjeść kolacje z jej rodziną. Czułem się, kurewsko, dziwnie, bo w życiu czegoś takiego nie doświadczyłem. Ta "relacja" moja i Anthei, rozwijała się zaskakująco szybko, co z jednej strony mnie cieszyło, a z drugiej martwiło, bo nie znaliśmy się długo, a ja już miałem lepiej poznać jej rodzinę. Wiem, że wyszło to przypadkowo, ale jak widać...muszę tych przypadków ponieść konsekwencje.
- Gdyby nie oni, to wszystko było by dobrze - narzekała cały czas smutno Anthe, gdy wyszliśmy z jej pokoju, w którym mieliśmy możliwość być przez chwilę sam na sam. - Ostatnio wiecznie robią coś, co mnie denerwuje i doprowadza do kłótni. Gdyby teraz nam nie przerywali, to pewnie wyszlibyśmy gdzieś na miasto albo robili coś miłego, a tymczasem...Boże, zepsułam ci dzień!
Wywróciłem oczami i złapałem jej dłonie w swoje. Spojrzałem jej w oczy i posłałem uśmiech.
- Nic nie popsułaś - powiedziałem stanowczo. - Sam do ciebie przyszedłem.
Dziewczyna spojrzała na mnie nie pewnie i wypuściła z sykiem powietrze z ust. Dalej wyglądała na zdenerwowaną, ale teraz również na niepewną i nieco zagubioną. Wiedziałem, że dla Anthe to również musi być duże przeżycie, bo zdążyłem już zauważyć, że jej bracia dalej traktują ją jak małą dziewczynkę.
No właśnie...jej bracia. O czym ja mam z nimi rozmawiać? - przecież to dwaj dorośli faceci koło czterdziestki!
Nagle Antheia delikatnie wsunęła się w moje ramiona tak, żebym mógł zamknąć ją w uścisku. Szybko oddałem ten uścisk, bo sądziłem, że dziewczyna chcę w ten sposób rozładować jakoś swoje emocje. Kto wie, może na mnie również to podziała?
- Jeszcze raz za nich przepraszam - szepnęła i pociągnęła nosem. - Nie spodziewałam się, że będą się tak zachowywać.
Złapałem ją za policzki.
- A ja jeszcze raz powtarzam, że to nie twoja wina.
Dziewczyna westchnęła głośno, ale i oparła brodę na mojej klatce piersiowej. Staliśmy jeszcze w takim uścisku przez kilka minut, aż Anthea nie odsunęła się. Dziewczyna pociągnęła mnie w stronę schodów, a ja zaczerpnąłem głębszy oddech.
Oboje wkroczyliśmy do salonu, w którym siedziało kilka osób. Konkretnie dwie kobiety i czwórka dzieci, które wyglądały na nieco znudzone. Nie byłem jednak pewny czy powinienem nazywać je dziećmi, bo trójka z nich to zdecydowanie nastolatki.
Anthea
Czułam na sobie znaczące spojrzenia szwagierek. April i Elena cały czas spoglądały na mnie i Alessandro z uśmiechem, przez co czułam się nieco niekomfortowo, ale ich wzrok był raczej dość...oczywisty.
- To Aless. - odezwałam się lekko speszona. - A to April i Elena, moje szwagierki.
Na usta Alessandro wpłynął wymuszony uśmiech.
- Miło was...panie poznać. - odparł zakłopotany, po czym podrapał się niezręcznie po karku.
Nie chciałam nawet wiedzieć, jak bardzo źle ten chłopak musiał się czuć. Ja czułam się fatalnie, a co dopiero on. Przez cały czas w moich myślach pojawiało się pytanie, czy po tym wieczorze Alessandro dalej będzie chciał się ze mną...chciał się ze mną przyjaźnić.
Zadręczałam się najgorszymi myślami, ale musiałam jakoś przetrwać ten stan i wziąć się w garść. Musiałam w końcu pokazać tacie i chłopakom, że nie jestem już małą dziewczynką, która potrzebuję ich stu procentowej uwagi - teraz byłam dorastającą młodą kobietą, która chyba właśnie...przeżywała swoje pierwsze, wielkie zauroczenie.
CZYTASZ
Mia Cara, Anthea
Dla nastolatków16 - letnia Anthea Scoot od zawsze była otoczona miłością, przez rodziców i starszych braci, którzy stanowili też jej ochronę. Utalentowana i zaradna, chwalona przez każdą napotkaną osobę. Oczko w głowie rodziców. Tylko ten jeden raz uległa pokusie...