Alessandro
Po raz pierwszy w życiu byłem zazdrosny. Nigdy jakoś szczególnie nie odczuwałem emocji, jaką była zazdrość - praktycznie dla mnie nie istniała. Nigdy też nie potrafiłem zrozumieć, jak pary mogą czuć się źle, gdy ktoś płci przeciwnej rozmawia z ich ukochaną osobą - dziś już to zrozumiałem, ale odnoszę wrażenie, że wolałbym nie czuć tego uczucia.
Prawdopodobnie dlatego, od prawie godziny uderzam w worek, który wyglądał tak, jakby miał zaraz zerwać się z uchwytu.
- Weź stary trochę wyluzuj, co? - parsknął Asher, a ja posłałem mu niemalże mordercze spojrzenie. - Co cię ugryzło? Przecież miałeś spotkać się z Anthe, a nie siedzieć na siłowni.
- Anthea w ostatnim momencie musiała wrócić do domu - wytłumaczyłem z zawodem. - I nic mnie nie ugryzło!
Asher spojrzał na mnie z politowaniem, po czym odkaszlnął teatralnie.
- W chuj cię coś ugryzło - zakasłał, a ja postanowiłem to przemilczeć.
Skupiłem się na dobrych technicznie uderzeniach, które zadawałem workowi. Od kilku godzin chodziłem nabuzowany, co było praktycznie irytujące dla mnie samego. Miałem w sobie tyle emocji, z którymi nie potrafiłem sobie poradzić...Nie wiedziałem, dlaczego tak było, lecz podejrzewałem, że miało to związek z wieloma rzeczami, które wydarzyły się w krótkim czasie.
Poznałem Anthe, pierwszy raz się zakochałem, poczułem zazdrość, przeżyłem pierwszą kłótnie z dziewczyną, nie wiedziałem jak uciec z podziemi, a w dodatku dalej bolał mnie fakt, że Anthe nie podobał się mój udział w walkach, gdyby było tego mało, zaczynał docierać do mnie fakt, że dziewczyna na pewno jest co dziennie podrywana przez swoich przyjaciół z szkoły.
Kurwa mać!
Od czasu mojej poprzedniej walki, dochodziłem do wniosku, że nie mogę tego dalej robić i nie mogę po prostu czekać do momentu aż się to skończy - prędzej Anthea ze mną przez to skończy. Miałem dwa wyjścia - albo postaram się z tego wyplątać, albo z biegiem czasu mój związek z Anthe będzie wisieć na włosku, bo przecież taka dziewczyna, nie spotykałaby się z kimś takim jak ja.
Jeszcze kilka razy uderzyłem w worek, po czym gwałtownie się od niego oderwałem. Nie powinienem podejmować takich decyzji, gdy rządziły mną emocje, ale...a jebać to.
Złapałem za swoją sportową torbę i nie wziąłem nawet prysznica, gdy wybiegłem z siłowni nie zważając nawet na Asher'a. Wsiadając do samochodu, robiłem prawdopodobnie najgłupszą rzecz, jaką mogłem tylko zrobić, ale teraz liczyło się dla mnie tylko jedno - stać się wolnym.
***
- Alessandro! Jak to dobrze, że przyjechałeś! - odezwał się rozradowany Henry, gdy niczym burza wpadłem do jego gabinetu. Doskonale wiedziałem, że mężczyzny nie będzie w podziemiach, więc od razu przyjechałem do miejsca jego legalnej pracy - Sam miałem do ciebie dzwonić, bo wypłaciłem ci kasę za ostatnią walkę.
Wywróciłem oczami i zacisnąłem mocno pięści. Nie chciałem już o tym słuchać, to nie było dla mnie ważne.
- Wsadź sobie te pieniądze w dupę - warknąłem zdenerwowany, po czym w kilku krokach podszedłem do jego biurka. - Chcę zobaczyć ten, zjebany, kontrakt!
Henry zmrużył oczy i spojrzał na mnie rozbawiony. Oparł się wygodnie o swoje biurowe krzesło i odchylił się do tyłu.
- Czego ty chcesz, Alessandro? - mruknął z śmiechem. - Przecież znasz ten kontrakt na pamięć. Należysz do mnie przez jeszcze kilka długich lat.
W jednym miał rację - znałem ten papier na pamięć i w każdym momencie mogłem go wyrecytować niczym przedszkolak wierszyk, ale nie zamierzałem spędzić z tym mężczyzną więcej niż ten rok.
- Zróbmy nowy kontrakt - wypaliłem nie dużo myśląc, ale jeżeli to było jedyne wyjście, to byłem w stanie to zrobić. - Negocjujmy nowe warunki.
Henry parsknął.
- Jakie nowe warunki?
- W tym roku, nasza współpraca ma się skończyć.
Mężczyzna wybuchł gromkim śmiechem, po czym podniósł się z krzesła i oparł się dłońmi o blat. Teraz spoglądał na mnie wyprowadzony z równowagi.
- To nie jest żadna współpraca, gówniarzu! - syknął. - Należysz do mnie. Kiedy mówię walczysz, to walczysz. Kiedy mówię, że masz trenować, to trenujesz. Gdy mówię, że znalazłem ci przeciwnika, to pytasz : na kiedy? Rozumiesz to, Alessandro? Nie będziemy niczego negocjować, bo warunki są ci już znane.
Z impetem uderzyłem dłonią w stół.
- Walczę u ciebie już od lat, do cholery! - wrzeszczę. - Chcę już z tym skończyć, rozumiesz? Jeżeli będziesz mnie tu trzymał, to przysięgam ci, że umyślnie przegram każdą walkę.
Henry zacmokał nie zadowolony i spojrzał na mnie kpiąco, choć w jego oczach dostrzec mogłem szaleństwo. Ten mężczyzna był nieobliczalny, a ja doskonale o tym wiedziałem.
- Nie radzę, nie radzę... - zacmokał. - Nie wiem czy mądrze jest tak ryzykować, skoro ostatnio zauważyłem, że kręcisz się wokół jakiejś blondyneczki.
Anthea...
Moje serce zabiło szybciej, a źrenice rozszerzyły się. Nie sądziłem, że Henry weźmie ją jako kartę przetargową.
- Och Aless...zawsze chodzi o kobiety - parsknął z kpiną. - One robią z nas miękkich. Chcą, żebyśmy zmieniali dla nich wszystko, co tylko im się nie podoba, ale ty przecież lubisz boks, prawda?
Wziąłem głębszy oddech i ugryzłem się w język. Henry doskonale wiedział, jak powinien mnie podejść - był wzorowym manipulatorem, ale ja byłem lepszy.
"Naprawdę mogę ci pomóc [...] Musisz dać mi tylko jakieś papiery...dane...wiadomości"
"...ja wtedy porozmawiam z tatą albo z Atlasem, a oni wszystko ogarną..."
"Ja bym nie chciał, żebyś to oglądała!"
"Jesteś moim chłopakiem"
"Jesteś moją dziewczyną, Antheo Scoot"
Byłem w pierdolonej kropce, ale nie zamierzałem odpuścić. Chciałem uciec z podziemi, ale przy tym zatrzymać przy sobie Anthe, nawet jeżeli wiązało się to z tym, że będę musiał prosić kogoś o pomoc, a teraz byłem do tego zdolny.
Anthea była jedyną dziewczyną, którą chciałem zatrzymać. Znaczyła dla mnie więcej niż przypadkowo poznane dziewczyny, a ja po raz pierwszy czułem to, czego nie poczułem do innej kobiety. Po raz pierwszy, czułem też to od kogoś innego - byłem pewny, że Anthea mnie kochała.
Czułem to całym sobą.
Dlatego nie mogłem pozwolić sobie na zastanowienie. Wiedziałem, co powinienem zrobić, nawet gdy w konsekwencji mogłem dostać w mordę.
To, co? Niedługo się zobaczymy, panie Scoot - pomyślałem, po czy ostatni raz spojrzałem na mężczyznę za biurkiem.
- Chuj ci w dupę, Henry - warknąłem i odwróciłem się w stronę drzwi.
- Ja zawsze wygrywam, Alessandro! - krzyknął za mną. - Nie zapominaj o tym!
Niedoczekanie, stary chuju.
""""""""""'""""""""""""""'
No to się porobiło....
Ig : drzewko4_wattpad
Tik Tok : Drzewko4
CZYTASZ
Mia Cara, Anthea
Teen Fiction16 - letnia Anthea Scoot od zawsze była otoczona miłością, przez rodziców i starszych braci, którzy stanowili też jej ochronę. Utalentowana i zaradna, chwalona przez każdą napotkaną osobę. Oczko w głowie rodziców. Tylko ten jeden raz uległa pokusie...