30. Blondyneczka

2.1K 256 19
                                    

Alessandro

Po raz pierwszy w życiu byłem zazdrosny. Nigdy jakoś szczególnie nie odczuwałem emocji, jaką była zazdrość - praktycznie dla mnie nie istniała. Nigdy też nie potrafiłem zrozumieć, jak pary mogą czuć się źle, gdy ktoś płci przeciwnej rozmawia z ich ukochaną osobą - dziś już to zrozumiałem, ale odnoszę wrażenie, że wolałbym nie czuć tego uczucia. 

Prawdopodobnie dlatego, od prawie godziny uderzam w worek, który wyglądał tak, jakby miał zaraz zerwać się z uchwytu. 

- Weź stary trochę wyluzuj, co? - parsknął Asher, a ja posłałem mu niemalże mordercze spojrzenie. - Co cię ugryzło? Przecież miałeś spotkać się z Anthe, a nie siedzieć na siłowni. 

- Anthea w ostatnim momencie musiała wrócić do domu - wytłumaczyłem z zawodem. - I nic mnie nie ugryzło! 

Asher spojrzał na mnie z politowaniem, po czym odkaszlnął teatralnie. 

- W chuj cię coś ugryzło - zakasłał, a ja postanowiłem to przemilczeć. 

Skupiłem się na dobrych technicznie uderzeniach, które zadawałem workowi. Od kilku godzin chodziłem nabuzowany, co było praktycznie irytujące dla mnie samego. Miałem w sobie tyle emocji, z którymi nie potrafiłem sobie poradzić...Nie wiedziałem, dlaczego tak było, lecz podejrzewałem, że miało to związek z wieloma rzeczami, które wydarzyły się w krótkim czasie. 

Poznałem Anthe, pierwszy raz się zakochałem, poczułem zazdrość, przeżyłem pierwszą kłótnie z dziewczyną, nie wiedziałem jak uciec z podziemi, a w dodatku dalej bolał mnie fakt, że Anthe nie podobał się mój udział w walkach, gdyby było tego mało, zaczynał docierać do mnie fakt, że dziewczyna na pewno jest co dziennie podrywana przez swoich przyjaciół z szkoły. 

Kurwa mać! 

Od czasu mojej poprzedniej walki, dochodziłem do wniosku, że nie mogę tego dalej robić i nie mogę po prostu czekać do momentu aż się to skończy - prędzej Anthea ze mną przez to skończy. Miałem dwa wyjścia - albo postaram się z tego wyplątać, albo z biegiem czasu mój związek z Anthe będzie wisieć na włosku, bo przecież taka dziewczyna, nie spotykałaby się z kimś takim jak ja. 

Jeszcze kilka razy uderzyłem w worek, po czym gwałtownie się od niego oderwałem. Nie powinienem podejmować takich decyzji, gdy rządziły mną emocje, ale...a jebać to. 

Złapałem za swoją sportową torbę i nie wziąłem nawet prysznica, gdy wybiegłem z siłowni nie zważając nawet na Asher'a. Wsiadając do samochodu, robiłem prawdopodobnie najgłupszą rzecz, jaką mogłem tylko zrobić, ale teraz liczyło się dla mnie tylko jedno - stać się wolnym. 

***

- Alessandro! Jak to dobrze, że przyjechałeś! - odezwał się rozradowany Henry, gdy niczym burza wpadłem do jego gabinetu. Doskonale wiedziałem, że mężczyzny nie będzie w podziemiach, więc od razu przyjechałem do miejsca jego legalnej pracy - Sam miałem do ciebie dzwonić, bo wypłaciłem ci kasę za ostatnią walkę. 

Wywróciłem oczami i zacisnąłem mocno pięści. Nie chciałem już o tym słuchać, to nie było dla mnie ważne. 

- Wsadź sobie te pieniądze w dupę - warknąłem zdenerwowany, po czym w kilku krokach podszedłem do jego biurka. - Chcę zobaczyć ten, zjebany, kontrakt! 

Henry zmrużył oczy i spojrzał na mnie rozbawiony. Oparł się wygodnie o swoje biurowe krzesło i odchylił się do tyłu. 

- Czego ty chcesz, Alessandro? - mruknął z śmiechem. - Przecież znasz ten kontrakt na pamięć. Należysz do mnie przez jeszcze kilka długich lat. 

W jednym miał rację - znałem ten papier na pamięć i w każdym momencie mogłem go wyrecytować niczym przedszkolak wierszyk, ale nie zamierzałem spędzić z tym mężczyzną więcej niż ten rok. 

- Zróbmy nowy kontrakt - wypaliłem nie dużo myśląc, ale jeżeli to było jedyne wyjście, to byłem w stanie to zrobić. - Negocjujmy nowe warunki. 

Henry parsknął.

- Jakie nowe warunki?

- W tym roku, nasza współpraca ma się skończyć. 

Mężczyzna wybuchł gromkim śmiechem, po czym podniósł się z krzesła i oparł się dłońmi o blat. Teraz spoglądał na mnie wyprowadzony z równowagi.

- To nie jest żadna współpraca, gówniarzu! - syknął. - Należysz do mnie. Kiedy mówię walczysz, to walczysz. Kiedy mówię, że masz trenować, to trenujesz. Gdy mówię, że znalazłem ci przeciwnika, to pytasz : na kiedy? Rozumiesz to, Alessandro? Nie będziemy niczego negocjować, bo warunki są ci już znane. 

Z impetem uderzyłem dłonią w stół. 

- Walczę u ciebie już od lat, do cholery! - wrzeszczę. - Chcę już z tym skończyć, rozumiesz? Jeżeli będziesz mnie tu trzymał, to przysięgam ci, że umyślnie przegram każdą walkę. 

Henry zacmokał nie zadowolony i spojrzał na mnie kpiąco, choć w jego oczach dostrzec mogłem szaleństwo. Ten mężczyzna był nieobliczalny, a ja doskonale o tym wiedziałem.

- Nie radzę, nie radzę... - zacmokał. - Nie wiem czy mądrze jest tak ryzykować, skoro ostatnio zauważyłem, że kręcisz się wokół jakiejś blondyneczki. 

Anthea...

Moje serce zabiło szybciej, a źrenice rozszerzyły się. Nie sądziłem, że Henry weźmie ją jako kartę przetargową. 

- Och Aless...zawsze chodzi o kobiety - parsknął z kpiną. - One robią z nas miękkich. Chcą, żebyśmy zmieniali dla nich wszystko, co tylko im się nie podoba, ale ty przecież lubisz boks, prawda?

Wziąłem głębszy oddech i ugryzłem się w język. Henry doskonale wiedział, jak powinien mnie podejść - był wzorowym manipulatorem, ale ja byłem lepszy. 

"Naprawdę mogę ci pomóc [...] Musisz dać mi tylko jakieś papiery...dane...wiadomości" 

"...ja wtedy porozmawiam z tatą albo z Atlasem, a oni wszystko ogarną..."

"Ja bym nie chciał, żebyś to oglądała!"

"Jesteś moim chłopakiem"

"Jesteś moją dziewczyną, Antheo Scoot" 

Byłem w pierdolonej kropce, ale nie zamierzałem odpuścić. Chciałem uciec z podziemi, ale przy tym zatrzymać przy sobie Anthe, nawet jeżeli wiązało się to z tym, że będę musiał prosić kogoś o pomoc, a teraz byłem do tego zdolny. 

Anthea była jedyną dziewczyną, którą chciałem zatrzymać. Znaczyła dla mnie więcej niż przypadkowo poznane dziewczyny, a ja po raz pierwszy czułem to, czego nie poczułem do innej kobiety. Po raz pierwszy, czułem też to od kogoś innego - byłem pewny, że Anthea mnie kochała. 

Czułem to całym sobą. 

Dlatego nie mogłem pozwolić sobie na zastanowienie. Wiedziałem, co powinienem zrobić, nawet gdy w konsekwencji mogłem dostać w mordę. 

To, co? Niedługo się zobaczymy, panie Scoot - pomyślałem, po czy ostatni raz spojrzałem na mężczyznę za biurkiem. 

- Chuj ci w dupę, Henry - warknąłem i odwróciłem się w stronę drzwi. 

- Ja zawsze wygrywam, Alessandro! - krzyknął za mną. - Nie zapominaj o tym! 

Niedoczekanie, stary chuju. 

""""""""""'""""""""""""""'

No to się porobiło....

Ig : drzewko4_wattpad

Tik Tok : Drzewko4

Mia Cara, Anthea Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz