16. Obietnica

2.7K 262 54
                                    

Alessandro

"Dzień dobry, nazywam się Alessandro i bezpiecznie odwiozę Anthe do domu" - to wbrew pozorom krótkie zdanie, powtarzałem sobie już od około dwóch godzin. Właściwie od momentu, kiedy Antheia oznajmiła mi, że jej ojciec chcę, żebym przyjechał po nią do domu. 

Przysięgam, że wbiło mnie wtedy w podłogę. Nie wiedziałem, jak powinienem się zachować, a głupie docinki z strony kumpli zdecydowanie mi nie pomagały. Czułem się jak głupi szczeniak, który po raz pierwszy wychodził z dziewczyną na "randkę" Coż...właściwie rzeczywiście robiłem to wszystko pierwszy raz, bo wcześniej raczej nie przechodziło mi przez myśl, żeby zaprosić jakąś dziewczynę na randkę.

Anthe zaprosiłem już po raz drugi. 

Pominę fakt, że to ona poprosiła o nasze kolejne spotkanie, ale wyszedłem z inicjatywą, prawda? 

Na to krótkie spotkanie z jej rodzicami, musiałem się przygotować - zrobiłem to głównie dla Anthe, bo miałem nadzieję, że zobaczy we mnie kolejne zalety. Na samym początku powtarzałem, że ta dziewczyna nie jest dla mnie, ale teraz nie potrafiłem odpuścić. Czułem przy niej przyjemny spokój. Wszystkie moje demony wtedy cichły, a ja mogłem znów funkcjonować. Moja głowa była czysta i nie myślałem już tylko o tym, że byłem zobowiązany do udziału w walkach. 

Ta dziewczyna...Chryste. Była ucieleśnieniem tego, co dobre i odpowiednie. Kompletnie na nią nie zasługiwałem.  

Gdy tylko zaparkowałem przed dużym domem, to wziąłem głębszy oddech, a z tylniego siedzenia zabrałem nieduży bukiet kwiatów, który udało mi się kupić w kwiaciarni. 

Postawiłem pierwszy krok ku drzwiom. 

Drugi.

Trzeci i czwarty. 

Gdy jednak zatrzymałem się przed drzwiami, to serce zabiło mi szybciej. Policzyłem jeszcze w myślach do dziesięciu, zanim nacisnąłem na guzik dzwonka. Serce niesamowicie mocno waliło mi w piersi i przez chwilę miałem wrażenie, że zaraz z niej wyskoczy. 

Nie czekałem zbyt długo, zanim ktoś otworzył mi drzwi. Otwarte zostały na ościerz, a moim oczom ukazał się postawny mężczyzna, któremu dorównywałem wzrostem. Miał on krótkie, ciemne z lekkimi pasmami siwizny włosy i ciemny zarost, i przysięgam, że ten mężczyzna zabijał mnie spojrzeniem. Przez chwilę zastanawiałem się, czy to na pewno ojciec Anthei, bo doskonale wiedziałem, że mężczyzna jest już starszy, ale...wyobrażałem go sobie raczej jako człowieka lekko po czterdziestce. 

Mężczyzna zlustrował mnie spojrzeniem i mocniej zacisnął szczękę. Nagle całe zdanie, którego tak starannie się uczyłem, zniknęło z mojej głowy. Odebrało mi mowę, jakby ktoś obciął mi język.

Weź się w garść, Aless. 

- D- dzień dobry, panu. - odezwałem się jako pierwszy i lekko kiwnąłem w jego stronę głową. - Jest Anthea? 

Facet zacisnął szczękę i spojrzał na mnie dosyć krytycznie, co było dla mnie zaskoczeniem.

- Moja córka jest jeszcze w łazience. - odpowiedział rzeczowo, po czym odsunął się nieco od drzwi. - Wchodzisz?

Przełknąłem ślinę i skinąłem głową. Daj spokój, Aless. To tylko nadęty koleś, który urwie ci jaja za to, że spotykasz się z jego córką.

Chryste.

Z lekkim zakłopotaniem wszedłem do środka, a do mojego nosa od razu dotarł zapach malin. Czułem na swoich plecach baczne spojrzenie mężczyzny, który dłonią zachęcił mnie, żebym wszedł w głąb domu.

Mia Cara, Anthea Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz