Rozdział 11

14 1 0
                                    

Lilianna

3 grudnia 2032. Dzień naszego ślubu, który zapamiętam na zawsze.
-No hejka-powiedziała Mia wchodząc do salonu w moim domu gdzie byłam malowana.
-Cześć-powiedziałam z uśmiechem. -Zaraz kończymy i Natasha pomaluje ciebie.
-Oki, jak tam stresujesz się?-zapytała Mia.
-Troszkę, ale bardziej dziećmi. Eli niesie obrączki, Rosalie i Zane idą przed nami, Lia sypie kwiatki a reszta dzieciaków po prostu będą stać obok-powiedziałam.
Razem z Zayn'm podjęliśmy taką decyzję aby każde z dzieci naszych przyjaciół miało swoją rolę. Mia i Victor byli naszymi świadkami co bardzo mnie cieszyło, bo właśnie spędzałam czas ze swoją najlepszą przyjaciółką.
-Gdzie Zayn z dzieciakami?-zapytała Mia gdy ja już skończyłam makijaż.
-Zayn na sali weselnej z Victorem a dzieci u Leili-powiedziałam. -Victor nic ci nie mówił?
-Wczoraj znów się pokłóciliśmy-powiedziała smutnym tonem.
-Przykro mi. O co tym razem?-zapytałam.
-Znów o jakieś głupoty. Głównie o to, że on siedział cały dzień z dziećmi a ja pojechałam na zakupy. Lila mam już serdecznie dość-powiedziała.
-Myślisz nad rozstaniem?-zapytałam, bo zbyt dobrze ją znałam by nie wiedzieć co chciała mi przekazać.
-Tak, już od dłuższego czasu, ale chyba złożę pozew o rozwód-powiedziała a ja od razu podeszłam ją przytulić.
Jak miałam się uśmiechać skoro wiedziałam, że mąż mojej przyjaciółki w tym mój najlepszy przyjaciel od lat nie są razem szczęśliwi. I mimo, że miał to być mój najlepszy dzień w życiu to nie umiałam po prostu się z niego cieszyć, bo może i moje maleństwo miało się zacząć, ale w tym samym czasie małżeństwo Mii i Victoria dobiegło końca.
-Lily, to nie koniec świata. Głową do góry i uśmiech na twarzy-powiedziała wesoło więc sama z siebie się uśmiechnęłam, jednak ten uśmiech nie był tak szczery jak posyłałam jej zazwyczaj.

Po godzinie makijaż przyjaciółki był gotowy. Miałyśmy takie same makijaże i włosy w niskim eleganckim koku. Jedyne co było inne to kolor włosów i oczu. Ja miałam naturalne czarne włosy i mocno czekoladowe oczy a Mia była blondynką z zielono brązowymi oczami. Do ślubu zostało nie wiele czasu, ale oczywiście coś musiało się spieprzyć. Postanowiliśmy, że Victor będzie zbyt zajęty w tym dniu więc poprosiłam Jasper'a i Alexandra aby pojechali odebrać obrączki i moją suknię ślubną. Więc telefon od jednego z nich dość mocno mnie przeraził.
-Cześć Lily, jest mały problem-odezwał się od razu Alex.
-Co zrobiliście?-zapytałam nie mając siły.
-Tylko się nie złość-powiedział nie pewnie.
-Ja pierdolę mów-powiedziałam ostrym tonem.
-No, bo, no, bo, Wylałem na twoją suknię sok pomarańczowy i to nie chce zejść-powiedział a ja otworzyłam szerzej oczy tak jak Mia obok mnie, bo był na głośno mówiącym.
-Co zrobiłeś, do kurwy?-zapytała zła Mia.
-Cześć Mia-powiedział śmiejąc się nerwowo.
-Radze ci iść do tego salonu i prosić o kopię. Zapłacisz osiem tysięcy dolarów to się nauczysz. Prosiłam żeby na wszelki wypadek zrobiła mi dwie takie same więc musisz jej tylko powiedzieć. I radzę ci szybko się ogarnąć. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale ja za to nie i. Pa-powiedziałam a następnie się rozłączyłam.
Byłam wściekła. Mogłam wysłać po to pierdoloną Victorię z Meksyku a nie Alexandra i Jasper'a. Przecież to najmniej odpowiedzialne duo.
-Jedz na sale-powiedziałam do Mii.
-Po co?-zapytała.
-Bo tam pojadą chłopaki a muszę zajebać Alexandrowi-powiedziałam a ona się zaśmiała, ale faktycznie zmieniła kierunek.
Po pół godzinie doczekałam się przyjazdu dwójki mężczyzn.
-Alexandrze,pozwolisz  na chwilkę?-zapytałam przesłodzonym tonem.
-Oczywiście-powiedział miło lecz w jego oczach można było dostrzec strach.
Bał się mnie? Bardzo dobrze.
-Ile ty masz lat? Pięć? Bo twój syn zachowuje się lepiej od ciebie-powiedziałam wściekła.
-W tym roku 29, ale niech ci będzie-powiedział a Mia wybuchnęła śmiechem.
-Taka z ciebie przyjaciółka?-zapytałam jej oburzona. -Dobra nie ważne-powiedziałam do Alexandra, bo chciałam się cieszyć tym dniem a nie przejmować się głupim Xanderem.
-Masz sukienkę i się ubieraj, bo za nie całą godzinę jedziemy do kościoła-powiedział podając mi pokrowiec z suknią ślubną.
Po około trzydziestu minutach jechaliśmy już do kościoła gdzie kontem oka widziałam już Zayn'a stojącego przed ołtarzem a także dzieciaki.
-Zestresowana?-zapytała Maya.
-Nie jakoś bardzo, ale trochę-powiedziałam.
Po chwili pojawił się mój tata.
-Cześć tato-powiedziałam całując mężczyznę w policzek.
-Pięknie wyglądasz-powiedział do mnie.
-A dziękuję. Dobra chodźmy, bo już się zaczyna-powiedziałam a tata złapał mnie pod ramię.
Rozbrzmiała ta typowa weselna pioseneczka a wszyscy byli skupieni na mnie. Przed nami szli Rosa z Zanem a jeszcze przed nimi szła Lia rozsypując kwiatki.
Pojedyncza łza wzruszenia spłynęła po moim policzku gdy tata uścisną dłoń mojego męża mówić mu „Cieszę się, że moja córka trafiła na kogoś takiego jak ty a jeszcze bardziej cieszę się, że dane jest mi zostać twoim teściem".
-Ja Lilianna Smith biorę ciebie Zaynie Star za męża i ślubuje ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci-mówiłam gdy nie mogłam powstrzymać gigantycznego uśmiechu na twarzy.
-Ja Zayn Star biorę ciebie Lilianno Smith za żonę i ślubuje ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńska oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci-powiedział Zayn.
-Ogłaszam was mężem i żoną, oficjalnie mogę przedstawić wszystkim zebranym Państwa Star-powiedział ksiądz a Zayn złożył na moich ustach czuły pocałunek a jedyne co usłyszałam to głośnie brawa i fuuuujjj naszej najmłodszej córki.

***

Gratulacje potrwały długo. Nasze wesele było tylko dla najbliższej rodziny i przyjaciół , więc mimo, że na ślubie było ponad sto osób to na weselu tylko trzydzieści. Znajdowało się ono w stodole na wsi u mojego dziadka, ponieważ zawsze marzyłam o takim weselu. Po godzinie imprezy nadszedł czas na pierwszy taniec. Rozbrzmiała piosenka Lany del rey „Say Yes To Heven" a my zaczęliśmy tańczyć.
If you dance, I'II dance
And if you don't, I'II dance anyway
Give peace a chance
Let the fear you have fall away.

Lies || Lies #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz