Rozdział 14

9 1 0
                                    

Lilianna

-Mamo-to pierwsze co usłyszałam gdy się obudziłam.
-Co?-zapytałam zaspana nawet nie wiedząc które dziecko właśnie mnie obudziło.
-Chce colę wiśniową-powiedziała Rosalie.
Nie no ja się popłaczę. Czy naprawdę ona obudziła mnie o ósmej rano w niedzielę, bo chciała jebaną colę wiśniowa? I to przeze mnie, bo głupia ja dałam jej spróbować?
-Jest w lodówce-powiedziałam wtulając się w Zayn'a który spał jak zabity przez to, że wczoraj z chłopakami dużo wypił.
-Mamo-powiedziała a ja myślałam, że zaraz wybuchnę.
-Co?
-Boję się iść na dół-powiedziała.
-Nie obchodzi mnie to, jak tak bardzo chcesz tą colę to nie wiem obudź Eliego-powiedziałam.
-Eli powiedział, że ze mną nie pójdzie-powiedziała.
-To weź Lie-stwierdziłam i z powrotem się odkręciłam.
-Tato-zaczęła budzić tym razem Zayn'a, ale on nie wstawał. -Tato.
-Co?
-Chodź ze mną po colę wiśniową-powiedziała licząc na to, że tatuś z nią pójdzie.
-Już-powiedział wstając.
No kurwa nie wieżę.
Poszłam dalej spać jednak nie było dane mi to długo.
-Lila?-zapytał mnie Zayn.
-No kurwa, pierdolę. Po śmierci się dopiero wyspie. Co?-powiedziałam wściekła.
-Chciałem tylko zapytać gdzie jest cola-powiedział uśmiechając się niewinnie.
-W dupie. Tam gdzie zawsze a jak nie ma to nie ma-powiedziałam zła wstając z łóżka. -Jak zobaczę, że jest cola to...-nie dane było mi dokończyć, bo Zayn mi przerwał.
-To nie ręczę za siebie-naśladował mój głos.
-Spierdalaj-powiedziałam wchodząc do spiżarni.
-Jest?-zapytał wchodząc za mną.
-Nie ma-powiedziała.
-Dobra nie ważne. Jedziesz gdzieś dzisiaj?-zapytał.
-Do Polly-powiedziałam od razu.
-Okej. Weźmiesz Mercedesa, bo jadę z dzieciakami do twojego taty?-zapytał.
-Jasne. O której jedziecie?-spytałam wychodząc z pomieszczenia.
-Dopiero wieczorem. Dziś jest mecz i powiedział żebyśmy wpadli z nim obejrzeć-wytłumaczył. -A ty o której?
-Po obiedzie jakoś. Nie wiem piętnasta?-bardziej spytałam niż odpowiedziałam.
Zayn skinął głową a ja wykorzystując to, że wstałam tak wcześnie poszłam zrobić makijaż żeby później nie tracić czasu. Nałożyłam tylko korektor, bronzer i maskarę a następnie się ubrałam. Założyłam zwykłe szare dresy i bordowy top na długi rękaw. Postawiłam na wygodę, ponieważ jutro miałam dostać okres więc umierałam z bólu.
Związałam włosy w wysokiego kucyka i zeszłam na dół zrobić śniadanie.
-Kiedy masz fryzjera?-zapytał Zayn który przy stole siedział z kubkiem kawy.
-Jutro o dziewiątej-powiedziałam wyjmując z lodówki jajka aby zrobić jajecznice.
-Jaki kolor robisz?-zapytał.
-Na razie zejdę do brązu a na następnej wizycie już blond-powiedziałam dziwiąc się, że w ogóle pyta mnie o włosy.
-Ścinasz?-spytał.
-Nie. A tak w ogóle to dlaczego o to wszystko pytasz?-zapytałam zdziwiona.
-A no nie wiem. Tak jakoś. Kocham twoje włosy i jakoś nie umiem sobie ciebie wyobrazić w innych-powiedział. -Ale wiem że będziesz wyglądała ślicznie jak zawsze.
Nie no ideał.
-A dziękuję-powiedziałam z uśmiechem. -Pójdziesz po dzieci? Za chwilę będzie gotowe.
-Idę.
Nałożyłam jedzenie na talerze i wszyscy wspólnie usiedliśmy do stołu. Niedziela była czasem dla rodziny przez to, że w tygodniu po prostu nie było na to czasu a w sobotę najczęściej spędzaliśmy czas z przyjaciółmi.
-Pogramy dziś w monopol?-zapytała Rosalie która kochała tą grę równie mocno co ja.
-I obejrzymy tą bajkę?-dołączyła się Lia.
-Tak-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Nie będę oglądał Barbie-zaprotestował Eli.
-Prawdziwy mężczyzna zrobiłby to dla swoich kochanych kobiet-powiedział Zayn a ja się uśmiechnęłam pod nosem.
Kiedyś zmusiłam go do oglądania ze mną Barbie. To było na jednej z naszych pierwszych randek. Mars podszedł do mnie abym go pogłaskała. Byłam jego ulubienicą. Twix jednak wolał Zayn'a z niewiadomych mi powodów. Wszyscy zjedliśmy śniadanie w akompaniamencie rozmów, śmiechów i jak zwykle cudownej atmosferze. Zrobiłam popcorn podczas gdy Lia włączała bajkę a Zayn rozstawiał grę planszową.
-Trzymajcie-powiedziałam podając colę dzieciom.
Rosalie wiśniowa a reszcie zwykłe. Ja tak samo jak moja córka wzięłam colę wiśniową.
-Mamo, mogę nie iść jutro do szkoły?-zapytał Eli .
-Nie ma opcji-odpowiedziałam mu od razu.
-Ale mamo-powiedział błagalnym tonem.
-Nie.
-Mam pojutrze urodziny-powiedział pewnym siebie głosem.
-Tak samo jak dziewczynki a one idą jutro do przedszkola-powiedziałam.
-A pojutrze?-zapytał nie uginając się.
-Pomyślimy-powiedziałam chodź wiedziałam, że się zgodzę, bo miałam zaplanowaną niespodziankę urodzinową.
-Dobra, gramy-powiedział Zayn kończąc rozdawać nam pieniądze.
-Ja chcę być kotkiem-powiedziała Rosalie.
-Ja jestem psem!-wykrzyknęła szybko Lia aby nikt jej nie zabrał pionka.
-Ja mogę być autem-powiedział Eli.
-Ja chcę być kaczuszką-powiedziałam biorąc pionek w kształcie kaczki.
-To ja dinosaurem-powiedział zadowolony Zayn.
Dzieciak.
-Płacisz-powiedziałam radośnie gdy Zayn staną na moim polu.
-To moje-powiedziała Rosalie.
-Moje!-powiedziałam stanowczo.
-Jej. Kupowała to rundę temu-potwierdził Eli.
-Synu, i ty przeciwko matki?-zapytałam bezradnie oddając zwycięstwo córce.
-Ile ci płacę?-zapytał Zayn.
-Tysiąc-powiedziała wesoło dziewczynka.
-Kurwa-przeklną pod nosem podając banknoty Rosie.
-A dziękuję-powiedziała z uśmiechem dziewczynka.
-To moje!-powiedziałam radośnie gdy Eli stanął na moim polu gdzie miałam hotel.
-Ile?-zapytał.
-Tylko dwieście, bo to gówniana ulica-westchnęłam od razu przestając być tak zadowolona gdy Zayn głośno się ze mnie śmiał.
I ten skurwiel miał czelność nazywać się moim mężem. Przed ołtarzem obiecywał wierność a gdy przychodzi co do czego to się ze mnie śmieje.
-Ja w to nie gram-powiedziałam bezradnie.
-Mi też się już nie chce-powiedział Eli.
-To po prostu po oglądamy bajkę-powiedziała Lia.
-Mamo, możemy pogadać?-zapytała Rosalie.
-Tak pewnie, chodź na górę-powiedziałam łapiąc za rękę córkę.
Wydawała się być smutna a ja na sam widok nie potrafiłam się nawet uśmiechnąć gdy Rosalie była przygnębiona. Z Rosą od pierwszych jej dni załapałam niesamowitą więź. Bardzo mi ufała co doceniałam, bo miałam z nią relacje jak z przyjaciółką.
-Taka dziewczynka się ze mnie śmieje-powiedziała smutno.
No to ma już przejebane.
Wszyscy wiedzieli, że gdy zaczną z moim dzieckiem zarywają ze mną. Dlatego moje dzieci nie miały problemów z takimi gnojami. A w szczególności Rosa. Taki sam był Zayn. Gdy Lia poskarżyła się, że pewien chłopiec jej dokuczał był w stanie zabić gdyby nie dożywotni pobyt w więzieniu.
-Jak ma na imię?-zapytałam obejmując dziewczynkę.
-Sara. Sara Withney-powiedziała.
Withney?
Tak samo na nazwisko ma Harry.
-Jesteś pewna, że Withney?-spytałam a ona od razu bez zawahania pokiwała głową.
-Dobrze. Znam jej rodziców więc z nimi pogadam. Wiesz, że masz się nie martwić takimi osobami?-zapytałam a ona ponownie skinęła głową. -No i dobrze.
-Dziękuję mamusiu-powiedziała a ja ucałowałam Rosalie w czółko.
-Poczekaj na dole. Zadzwonię do jej rodziców-powiedziałam a ona posłusznie zeszła na dół.
Wiedziałam jedno Harry miał ostro przejebane.

Lies || Lies #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz