Lilianna
To tak bardzo pojebane, że miałam tą świadomość, że kiedyś moje dzieci będą przytulały tak samo swoje dzieci jak ja je. Jednego dnia mam w domu trójkę małych dzieci a drugiego jestem sama z Zayn'm i psami na emeryturze. Dziś uświadomiłam to sobie budząc Eliego do szkoły. I pomyśleć, że za nie cały miesiąc minie dokładnie dziewięć lat od kiedy Eli pojawił się na tym świecie, siedem lat od kiedy mam też drugie dziecko i cztery od kiedy jesteśmy już w piątkę. Moje dzieci urodziły się dokładnie tego samego dnia. 10 grudnia. Ta data będzie ze mną do końca moich dni.
-Eli, wstawaj-budziłam chłopca punkt siódma jak zawsze.
Był poniedziałek. Najbardziej znienawidzony dzień przez wszystkich w tym niestety Eliego.
Po dziesięciu minutach Eli wreszcie wstał do świata żywych. A tak właściwie to zmarłych. Tak on wyglądał. Brak chęci do życia wymalowanych na twarzy a zamiast tego gościł grymas, zmęczenie i katorga.
-Za pół godziny na dole-powiedziałam do niego a on skinął głową.
Szybko obudziłam też Rosalie i Lie oraz poszłam na dół zrobić im śniadanie.
Rosalie i Lia nie chodziły do przedszkola co było czasem problematyczne tym bardziej kiedy oboje mieliśmy na rano do pracy. Tak było też tym razem. Zayn od godziny siedział w studio a ja o dziewiątej zaczynałam pracę. A musiałam zdążyć odwieść Eliego na w pół do dziewiątej oraz dziewczynki albo do Polly albo do Mii w zależności która mogła. Reszta chodziła do pracy. Polly była autorką więc praktycznie zawsze była w domu a Mia miała dziś wolne i ostatnio naprawdę często tak było, bo mogła robić wszystko zdalnie.
-Śniadanie-zawołałam dzieci a gdy oni przyszli i zaczęli jeść ja pobiegłam się szykować.
Szybko zrobiłam lekki makijaż i się ubrałam. Dziś postawiłam na wygodę, bo miałam tylko jednego pacjenta a resztę biegania po sklepach. Ubrałam czarny duży sweter i leginsy, bo miałam okres. Na prawdę tęskniłam za czasami gdy byłam w ciąży i miałam od niego spokój.
Po piętnastu minutach schodziłam na dół ogarnięta a dzieci kończyły jeść.
-Zakładajcie już buty-powiedziałam do dzieci.
-Mamo, mogę założyć tą kurtkę?-zapytał Eli wyciągając niebieską kurtkę bez kaptura.
Spojrzałam za okno gdzie była czysta ulewa.
-Pada deszcz więc załóż jakąś z kapturem-wyjaśniłam.
-Dobrze-powiedział odkładając ją z powrotem na wieszak.
Po chwili jechaliśmy już autem a ja przeżywałam załamanie nerwowe, bo pacjent który miał zaplanowaną wizytę na za dwadzieścia minut odwołał ją w ostatniej chwili. Odwiozłam Eliego do szkoły a następnie dziewczyny do Mii a ja sama pojechałam do centrum handlowego. Usłyszałam charakterystyczne piknięcie co oznaczało przyjście wiadomości.Mia Red
Stara, Lia zeżarła karmę dla psa.Ja:
Ja pierdolę co za dziecko. Już jadę.No to nici z moich zakupów. Czasem się zastanawiałam czy Lia to na pewno człowiek a nie pies. Zdarzało jej się szczekać ,warczeć i jak widać też jeść psią karmę.
Szybko wybrałam numer Zayn'a wiedząc, że mój napad śmiechu jest już blisko.
-No hej, co tam?-zapytał.
-Stary, mamy trzy psy. Zawiozłam dziewczyny do Mii, bo ja pojechałam na zakupy i przed chwilą Mia do mnie napisała, że Lia zeżarła karmę dla psa-powiedziałam bezradnie a Zayn zaczął się śmiać.
-Ja pierdolę, nie potrzebnie chciałem te dwa psy skoro Lia mogła nam je zastąpić-zaśmiał się.
-Dobra życz mi powodzenia, jadę tam. Pa-powiedziałam a następnie się rozłączyłam.
Z powrotem wsiadłam do czarnego Porsche a następnie ruszyłam włączając muzykę na full. Akurat leciało „White Mustang".
The day I saw your white Mustang
Your white Mustang
The day I saw your white Mustang
Your white Mustang
Kochałam tą piosenkę całym sercem. Lia która przed chwilą zjadła karmę dla psa również. Zawsze przekręcała tekst i wymyślała własny, ale gdy ktoś powiedział żeby Lia coś zaśpiewała zawsze wybierała Lane Del Rel. Miała to po mnie. Gdyby zostało mi ostatnie trzy minuty życia pewnie przesłuchałabym jakąś piosenkę Lany. One mnie ratowały. To te piosenki potrafiły wywołać uśmiech na mojej twarzy w najgorszy dzień. Rozmarzyłam się za bardzo. Czas wrócić do szarej rzeczywistości gdzie miałam trójkę dzieci w tym psychiczną trzy latke która zjadła psią karmę. Po kilku minutach byłam już pod domem Mii i Victora.
-Jestem-powiedziałam wchodząc do kuchni.
-Boże, masz psychiczne dziecko-powiedziała Mia.
-Wiem, ale zawsze kończyło się na szczekaniu. Lia, dobre było chociaż?-zapytałam córki.
-Tak, bardzo-powiedziała uśmiechnięta.
Ja pierdolę ona serio była pierdolnięta, Ale tego akurat po mnie nie miała.

CZYTASZ
Lies || Lies #2
RomansaDrugi tom „Red Lies". Dzieciaki z Miami wkraczają w dorosłość i stają się rodzicami. Axel jako dziesięciolatek sprawia duże problemy swoim rodzicom, czy Alexander i Maya sobie z nim poradzą? Czy Lily całkowicie wybaczy Victorii? Żeby się dowiedzieć...