Rozdział 3

19 0 0
                                    

Zayn

Rano obudziły mnie słowa „tato wstawaj". Niestety z Lily był ten problem, że nawet jakby się paliło to ona by nadal spała. Więc to ja musiałem wstać teraz o piątej nad ranem, bo Lii się bała. Siedziałem z nią prawie dwie godziny aż zasnęła. Była już siódma więc nie opłacało się już zasypiać dlatego poszedłem na dół i zrobiłem sobie kawę.
Dziś był wielki dzień, bo Lily po tylu latach namawiania na psa w końcu zgodziła się wziąć jednego ze schroniska. Był to Mars, który gdy miał dwa lata został znaleziony w jakimś lesie. Moim planem na dziś było przekonać Lily także na Twixa, który był bratem Marsa. Punkt o ósmej kiedy miałem obudzić swoją narzeczoną poszedłem na górę aby to zrobić.
-Lily jedziemy po Marsa-powiedziałem potrząsając ramieniem kobiety.
-Co?-zapytała zaspana.
-Jedziemy po Marsa-powiedziałem zadowolony.
-Ja pierdolę-wyszeptała wstając ledwo żywa.
Szybko założyłem na siebie szare dresy i tego samego koloru bluzę. Lily za to się nie śpieszyło. Gdy ja zawiązałem dzieci do Polly,
zatankowałem samochód i wróciłem ona dopiero zaczynała makijaż. Czekałem pół godziny aż Lila skończy makijaż i zacznie się ubierać. To poszło jej sprawnie. Założyła szare dżinsy, krótki biały top na krótki rękaw, czarny skórzany płaszcz i białe snickersy. Wygladała przepięknie, ale dla mnie mogłaby założyć worek na ziemniaki to i tak wyglądałaby najpiękniej na świecie.
-Jedziemy?-zapytałem podrzucając kluczykami do auta.
-Nie wkurzaj mnie-powiedziała na co głośno się zaśmiałem a ona sama nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.
Byliśmy razem od prawie dziesięć lat. Dziesięć lat a ja byłem w niej zakochany jak wtedy gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy.
-Kocham cię-powiedziałem obejmując kobietę jedną ręką.
-A ja ciebie nie-powiedziała z uśmiechem.
Weszliśmy do czarnego Porsche, od razu ruszając.
Położyłem jedną rękę na udzie Lily a ona za wszelką cenę próbowała się nie uśmiechać.
-No dobra może trochę cię kocham-powiedziała nawiązując do swoich poprzednich słów.
Uśmiechnąłem się gdy już byliśmy naprawdę blisko.
-Lila?-zacząłem.
-Co?-zapytała przenosząc wzrok z telefonu na mnie.
-A może weźmiemy też Twixa? Są rodzeństwem byłoby im lepiej gdyby byli we dwójkę-powiedziałem a kobieta westchnęła.
-Nie Zayn-powiedziała zawzięcie.
-No, ale pomysł. Psy byłyby szczęśliwe, dzieci również, bo wiesz jak kochają zwierzęta i ja też-powiedziałem przekonująco.
-Zayn, naprawdę bym chciała, bo wiesz, że od zawsze marzyłam o dwóch psach, ale to wielka odpowiedzialność a my mamy małe dzieci. I...-zaczęła, ale nie dałem jej skończyć.
-I obiecuję, że wezmę wszystko na siebie-powiedziałem a Lily westchnęła.
-Dobrze, ale jeżeli coś by się stało to znajdziemy mu dobry dom-powiedziała na co ja szeroko się uśmiechnąłem.
-Dziękuję-powiedziałem parkując a ona cmoknęła mój nos.
Wysiedliśmy z auta i od razu ruszyliśmy w stronę bramki.
-Cześć pieski-powiedziała Lila witając się z dwoma psami które od razu do nas przybiegły.
-Cześć Mars, siema Twix-powiedziałem kucając przed nimi.
Po chwili przyszła do nas właścicielka schroniska.
-Dzień dobry-przywitałem się.
-Dzień dobry, państwo Star?-zapytała.
-Tak, dzień dobry-powiedziała Lila.
To było dziwne, że każdy znał nas jako „państwo Star" a tak właściwie nie byliśmy po ślubie. Ślub planowaliśmy od dwóch lat,
jednak nadal po nim nie byliśmy i mimo, że byliśmy razem prawie 10 lat to byliśmy tylko narzeczeństwem. A może aż?
-Proszę za mną-powiedziała starsza kobieta więc od razu wstaliśmy.
Wyciągnąłem rękę w stronę Lily a ona od razu mi ją podała.
-Ale ja gumę chciałem, bo widziałem, że masz-powiedziałem wybuchając śmiechem tak samo jak moja narzeczona.
-Dziesięć lat razem a ty już przestałeś być romantyczny, a nawet po ślubie nie jesteśmy-powiedziała wyciągając z czarnej torebki opakowanie gum do żucia.
-Oj Lilianno Star przecież wiesz, że cię kocham i jakbyś powiedziała, że chcesz wziąć jutro ślub to bym się zgodził. Powiedz tylko jedno słowo a ja zrobię dla ciebie wszystko i ty sama doskonale o tym wiesz-powiedziałem.
-Wiem-powiedziała podając mi gumę.
Weszliśmy za kobietą do pomieszczenia i od razu zajęliśmy miejsca na fotelach.
-Dobrze, czyli chcecie państwo wsiąść Marsa i Twixa do siebie?-zapytała a my zgodnie skinęliśmy głowami. -Chcecie zabrać go już dziś?
-Tak, byłoby najlepiej, co Lila?-zapytałem dziewczyny.
-Yyy tak-powiedziała z mordem w oczach a ja powstrzymywałem śmiech.
-Oh, przepraszam myślałam, że ma pani na imię Lilianna a nie Lila-powiedziała przepraszającym tonem.
-Nie, nie mam na imię Lilianna po prostu mój mąż na mnie mówi Lila-powiedziała.
Mąż.
-Ah, rozumiem-powiedziała uśmiechając się ciepło. -Dobrze, to podpiszemy parę dokumentów i możecie zabrać pieski do domu.
Szybko podpisaliśmy dokumenty i wyszliśmy aby dać Marsowi i Twixowi nowy dom.
-Czyli jestem twoim mężem?-zapytałem gdy dwa labradorki siedziały już z tyłu.
Miały po trzy latka. Twix był biały a Mars czarny. I były najsłodszymi pieskami na ziemi.
-Zabije cię Zayn-powiedziała próbując się nie zaśmiać.
Po kilkunastu minutach byliśmy już w domu.
-Pojedziesz po dzieci?-zapytała mnie Lily.
-Jasne-powiedziałem.
Nigdy nie byłem tak bardzo szczęśliwy, ale wstanie tak wcześnie dawało mi teraz w kość. Wysłałem zdjęcie psów które robiłem jeszcze w schronisku na naszą grupę „Red Lies".

Lies || Lies #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz