29 GABRIEL

11 2 1
                                    


Kilka razy prosiłem Korę, żeby wyszła ze mną gdzieś dzisiaj, ale prosiła mnie żebyśmy traktowali ten dzień jak każdy inny. Wiem, że mówiła tak tylko dlatego że w dalszym ciągu coś powstrzymywało ją od zaangażowania się na sto procent. Chociaż w oczach wszystkich byliśmy parą, ona wciąż zarzekała się, że nią nie jesteśmy. Ale ja nie zamierzałem odpuszczać. Wychodziłem właśnie z kwiaciarni z dużym bukietem czerwonych róż, między które była wpleciona biała gipsówka, otulała je też dookoła dlatego dobrze to wyglądało owinięte w papier w kolorze wina. Kupiłem też niewielki bukiet różowych tulipanów dla Lily. Od kiedy się urodziła, dostawała je ode mnie w walentynki. Wsiadłem do samochodu kładąc oba bukiety na siedzenie pasażera, najpierw musiałem pojechać do domu, bo u Kory planowałem zostać trochę dłużej. Wiedziałem, że to był jej tydzień z JJem, ale mogliśmy posiedzieć w trójkę. W domu był tylko mój tata z Lily, Sam i Charlie wyjechali na weekend. Dałem małej bukiet, obsypała mnie buziakami i wróciła do dziadka. Wróciłem do samochodu i pojechałem w stronę domu Kory.

Śnieg lekko prószył, ale wszystko dookoła było zasypane. Często się zastanawiam, kiedy ona w końcu będzie gotowa, powiedzieć mi o wszystkim. Wiem, że jest coraz gorzej, widzę to w jej oczach. Mimo tego że jej twarz kryje każdą emocje, z jej oczu potrafię wyczytać bardzo dużo. Czasami mam ochotę potrząsnąć nią i wyciągnąć z niej wszystko co ją tak niszczy, ale wiem, że to nic nie da, a ona wtedy odsunie się ode mnie. A nie mogę jej stracić. Musiałem być cierpliwy, chociaż to nie była moja najmocniejsza cecha. Zaparkowałem samochód na jej podjeździe, obok jej samochodu. Wziąłem bukiet i ruszyłem w stronę drzwi. Stałem tam chwilę, zadzwoniłem dzwonkiem dwa razy, ale nikt nie otwierał. Usłyszałem cichy pisk dobiegający zza domu, zazgrzytałem zębami, bo od razu pomyślałem, że coś się komuś dzieje i szybkim krokiem poszedłem w tamtym kierunku. Jak tylko wyszedłem za róg zobaczyłem JJa biegnącego po śniegu, a za nim biegła jego siostra, trzymała w dłoni śnieżkę, którą próbowała w niego wycelować i oboje głośno się śmiali. ONA się śmiała. Stałem obserwując ich, słuchając jej szczerego śmiechu, który był najpiękniejszym dźwiękiem jaki kiedykolwiek słyszałem. Na sam ten widok uśmiechnąłem się pod nosem. Młody wywrócił się i wpadł w śnieg a za nim runęła jego siostra. Oboje leżeli w śniegu kuląc się ze śmiechu. Kiedy Kora zaczęła się podnosić podszedłem do nich powoli, stanąłem za nią nachylając się cicho szepnąłem.

-Cześć Kruszyno

-Cześć Boyle- Kora odwróciła się do mnie szczerze uśmiechnięta, nie wydawała się być zdziwiona widząc mnie.

-Proszę. Dla Ciebie- Wysunąłem w jej stronę dłoń w której trzymałem bukiet, a ona na chwilę zamarła szeroko otwierając oczy i rozchylając usta.

-Wow Gabriel, są piękne- Powiedziała szczerze- Ale...

-Żadnego Ale Kora. Są walentynki, chciałem podarować Ci kwiaty i to zrobiłem. Chodź tu- Złapałem ją jedną ręką w talii przyciągając do siebie i pocałowałem delikatnie jej zmarznięte usta, a ona odwzajemniła pocałunek.

-Chcesz ulepić z nami bałwana? Właśnie mieliśmy to zrobić- szepnęła muskając moje usta, a mój żołądek na ten dotyk niespodziewanie się skurczył. Cholera jak ona na mnie działała.

-Ulepimy, ale ubierzesz kurtkę i rękawiczki, bo jesteś przemarznięta- powiedziałem tonem nieznoszącym sprzeciwu

-Dobrze, ale zrób mi proszę zdjęcie z tym bukietem, jest przepiękny.- poprosiła mnie i odsunęła się dwa kroki do tyłu

Stanęła prosto obejmując bukiet, przyłożyła do niego nos i przymknęła powieki, za plecami miała ścianę z drzew, wszystkie były pokryte śniegiem, który był również dookoła niej. Była ubrana cała na czarno, jej włosy były spięte ale trochę potargane po ich bitwie nie śnieżki. Wyglądała obłędnie. Zrobiłem jej zdjęcie i wysłałem je do niej. Kiedy pobiegła do domu ubrać się cieplej i zanieść kwiaty do swojego pokoju, ustawiłem sobie to zdjęcie na tapetę w telefonie. Czekając na nią zacząłem robić pierwszą kulę z JJem do naszego bałwana. Dziewczyna wróciła jak już prawie kończyliśmy, więc wzięła się za środkową kulę. Ubrała na siebie czarną kurtkę, której nie miała zamiaru zapiąć, ale chociaż miała na dłoniach rękawiczki. Skończyliśmy lepić bałwana, JJ włożył mu marchewkę mającą służyć za nos, dołożył dwa czarne kamienie, które były oczami. Wcisnął mu patyki w boki a na głowę założył czapkę z daszkiem. Bałwan był trochę koślawy, ale całkiem niezły. Kiedy skończyliśmy, młody nalegał żebyśmy zrobili sobie kilka zdjęć z bałwanem, później poszliśmy wszyscy do środka, żeby się rozgrzać. JJ poszedł się przebrać, ja też zmieniłem spodnie u Kory w pokoju, powiedziała mi gdzie znajdę moje dresy, które kiedyś u niej zostawiłem. Kora zrobiła dla nas herbatę, a dla siebie kawę i po chwili dołączyła do nas na górze. Młody usiadł przy biurku i zaczął pić ciepły napój, a my usiedliśmy na łóżku.

JesteśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz