Musiałam udostępnić ten rozdział, bo sama nie lubię czekać tydzień, dwa, trzy na kontynuację... 🩷
____________________________Przemierzamy ulice miasta w cichej, spokojnej atmosferze. Dłoń Alexa spoczywa na moim kolanie, co jakiś czas delikatnie masując je, jakby od niechcenia. W zasadzie nie wiem, czym dokładnie jest to, co nas łączy. Nie nazwaliśmy tego relacją, nigdy nie padło między nami to magiczne słowo. A jednak z nim czuję się... cholernie dobrze. Inaczej niż z Rafaelem, z którym było mi wygodnie, ale nigdy aż tak blisko.
Z Rafaelem zaczęliśmy się spotykać dość przypadkowo, po jednej z typowych studenckich imprez. Wylądowaliśmy wtedy razem, a potem po prostu zaczęliśmy się widywać. Chodziliśmy za rękę, całowaliśmy się publicznie i mieliśmy swobodę, którą on szczególnie cenił. Rafał kochał być w centrum uwagi, otoczony przyjaciółmi, ciągle w ruchu, ciągle wśród ludzi. I choć próbowałam dotrzymać mu kroku, choć starałam się pasować do jego stylu, wiedziałam, że to nie do końca ja. Byłam z nim, ale z czasem to „bycie" stało się bardziej kompromisem niż szczęściem.
Z Alexem jest inaczej. Czasami w jego obecności moje ciało reaguje zupełnie inaczej, instynktownie, bez jakiegokolwiek wysiłku. Fantazjuję o nim, ale nie tylko w kontekście intymności. Myślę o tym, jak to byłoby budzić się obok niego, jeść razem śniadanie, pójść do pracy, wracać i spędzać wieczory na kanapie, w jego towarzystwie. O tym, jak to byłoby po prostu... być.
To, co mamy, jest spokojniejsze, a jednocześnie głębsze niż wszystko, co przeżyłam wcześniej.
– O czym tak myślisz? – wyrywa mnie z zamyślenia głos Alexa, przerywając ciszę, która towarzyszyła naszej jeździe.
– Ach, tak naprawdę o tym, jak bardzo podobało mi się dzisiaj w sądzie. Jesteś naprawdę niezły w te... klocki – odpowiadam z lekkim uśmiechem, starając się rozładować napięcie.
– Te „klocki" są ze mną od prawie dwudziestu lat – mówi, uśmiechając się z rozbawieniem. – A właściwie jeszcze dłużej, bo jako syn Pierce'a miałem to wszystko podane na tacy już od dziecka.
– Wiesz, to nawet trochę zabawne, jak bardzo nasi rodzice nas ukształtowali. Jak nasze życiowe wybory są tak mocno zakorzenione w ich ścieżkach.
– To prawda. Ja chyba wybrałem wygodniejszą drogę – przyznaje. – Ale o tobie nie można tego powiedzieć. Ty musiałaś przejść swoją małą rewolucję, prawda? Ten bunt z wyjazdem do Lizbony...
– Uwierz mi, to nie było łatwe – odpowiadam, przywołując w pamięci tamte emocje. – Nie tak łatwo było postawić ich przed faktem dokonanym.
Alex spogląda na mnie uważnie. – Jak to wyglądało? Po prostu... wyjechałaś, czy czekałaś na ich zgodę?
– Kiedy przyszło do wyboru studiów, oprócz tych tutaj, nowojorskich, wysłałam dokumenty do Lizbony. Sama nie wiem, dlaczego akurat tam. Może chciałam spróbować czegoś zupełnie nowego, znaleźć swoje miejsce. Kiedy przyszły odpowiedzi i okazało się, że dostałam się wszędzie, zaczęłam analizować. Stworzyłam listę „za" i „przeciw".
– Więcej było „za"? – pyta z zaciekawieniem.
– Właśnie nie. Przeciw było o wiele więcej – przyznaję z uśmiechem. – Ale wtedy tata zaczął decydować za mnie w najbardziej błahych sprawach. Czy mogę wyjść ze znajomymi, czy mogę pójść na imprezę... Więc pewnego dnia postanowiłam, że muszę coś zrobić.
– Postawiłaś ich przed faktem dokonanym?
– Dokładnie. Wzięłam oszczędności i pod pretekstem wyjazdu do dziadków... wyleciałam do Lizbony.
![](https://img.wattpad.com/cover/383538658-288-k138667.jpg)
CZYTASZ
BEZ SPRZECIWU
Storie d'amoreCharlotte Harrington, 21-letnia buntowniczka i studentka prawa, nie należy do dziewczyn, które łatwo podporządkowują się rodzinnym oczekiwaniom. Zdeterminowana i pewna siebie, spędziła ostatni rok na wymianie studenckiej w Lizbonie, gdzie odkrywała...