X

124 15 0
                                    


Zed popołudniu pokazał mi swoją pracownie i różne gadżety, które robi dla Wilka. Do niego należy blaszana talia Shena. Opowiadał mi zachwycony o swoich cudach techniki. Wtedy założył opadające mu na czoło włosy za ucho, mechaniczne ucho. Pełno w nim było śrubek, blaszek i kół zębatych, które wciąż się obracały i pracowały.
− Co ci się stało? - zapytałam nieśmiało wskazując na protezę ucha. Uśmiechnął się do swoich wspomnień.
− To było dosyć dawno temu... Walczyłem z Shenem z kilkoma Hienami. To był wspaniały pojedynek. Walka jakich mało. Jednak za takie przeżycie trzeba zapłacić cenę - wskazał na moje opatrzone ramię. - Odcięli mi ucho, a ja pozbawiłem ich najcenniejszego daru jaki mieli: życia. Ucho można dorobić, ale pamiętaj, że życia nie da się zwrócić - po raz pierwszy był taki poważny i mówił tak mądre rzeczy. Pomyślałam, że mógłby w przyszłości zostać mistrzem.
− Przykro mi z powodu ucha. Słyszysz dobrze? - naprawdę było mi go żal. Czyżby odzywała się we mnie czułość?
− Tak, mój genialny wynalazek pozwala mi słyszeć wszystko dokładniej niż przed wypadkiem - odparł dumny.
Uśmiechnęłam się - po raz pierwszy od bardzo dawna. Pomyślałam, że czuję się już doskonale i czas zakończyć te wakacje bo dzieje się ze mną coś złego.
Shen kroił warzywa do swojej potrawki, a ja znalazłam w szufladzie kredensu sztylet. Podkradłam się do kuchni i stanęłam tuż za moją ofiarą. Shen odwrócił się powoli, a ja przyłożyłam mu ostrze do gardła i patrzyłam w oczy. Nie zobaczyłam w nich strachu przed śmiercią, nie było tam też tej nieznośnej pewności siebie. Zdawał się czekać na to aż mu poderżnę gardło.
− Widzę, że czujesz się już dobrze - powiedział półgłosem patrzył mi bardzo głęboko w oczy, co mnie zawstydziło.
− Tak, czuję się świetnie. Teraz możesz zginąć - odparłam stanowczo, ale nadal cicho. Wahałam się przez dłuższą chwilę. Chciałam dokończyć egzekucje, ale patrząc w jego twarz coś mnie powstrzymywało. Byłam wściekła, tym razem na siebie samą.
− Więc mnie zabij, na co czekasz? Jedno pociągnięcie ostrzem i życie ze mnie uleci - ponaglał mnie obojętnym i jednostajnym tonem. Zacisnęłam zęby i docisnęłam mocniej sztylet do jego skóry. Jeden zdecydowany ruch ręką, a miałabym idiotę z głowy, ale ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje. Miałam po prostu zabić. To jedyne mi w życiu wychodziło i w tym byłam dobra, dlaczego Wilk sprawiał takie trudności? - Czyżbyś nie potrafiła? - zapytał niemal z żalem w głosie. Zależało mu na śmierci?
− Potrafię, jasne, że potrafię - odpowiedziałam hardo. Zmarszczyłam brwi i zacisnęłam palce na rękojeści.
− Więc na co czekasz? - postawił jakże trudne pytanie. Sama chciałam znać na nie odpowiedź. Błądziłam wzrokiem po jego twarzy, serce przyspieszyło i oddychałam nerwowo. Byłam zdezorientowana i zagubiona.
− Nie mam pojęcia - wyszeptałam.
− Nie potrafisz - stwierdził niczym lekarz, który mówi swoją diagnozę. To choroba śmiertelna w moim wypadku.
− Potrafię - broniłam się desperacko. Niechcący nacięłam lekko jego skórę i po szyi spłynęły mu dwie stróżki krwi. Cofnęłam się o krok nie odsuwając od niego ostrza. Wilk przysunął się do mnie powoli. Zaczęłam się cofać, ale szybko trafiłam na stół kuchenny. Sheen znalazł się niebezpiecznie blisko mnie. Nachylił się nade mną i czułam na sobie jego oddech, był spokojny.
− Nie potrafisz - pokręcił głową powoli, był coraz bliżej. Poczułam się niesamowicie mała i bezbronna, nic nie znacząca.
− Nie potrafię - przyznałam się zrezygnowana i opuściłam sztylet.
− Dlaczego?
− Nie mam pojęcia... Nigdy nie poznawałam swoich ofiar, a tymczasem poznałam trochę ciebie - czułam się winna nie wiem dlaczego. Może dlatego, że po raz pierwszy nie potrafiłam zabić? - Nie potrafię... - powtórzyłam cicho. Był już tak blisko, że nasze usta się prawie stykały. Jego bliskość wprawiała mnie w obłęd. Serce przyspieszyło jeszcze bardziej i nie mogłam pozbierać rozgonionych myśli. W moim brzuchu pojawił się jakby znikąd rój motyli. To dotąd nieznane uczucie było cudowne. Już myślałam że mnie pocałuje, przymknęłam oczy kiedy nagle usłyszałam:
− Ale ja potrafię - i przyłożył mi do gardła nóż kuchenny, którym kroił warzywa. Spojrzałam na niego przerażona i znów zapłonęłam gniewem i nienawiścią.
Najpierw odepchnęłam go ręką, a potem kopnęłam go w splot słoneczny. Odskoczył i wylądował na blacie wśród swoich warzyw i uważam, że doskonale by pasował do tej mieszanki warzywnej. Wybiegłam z kuchni, w której było bardzo mało miejsca jeśli brać pod uwagę zacięte pojedynki dwójki zawodowych zabójców. Przeszliśmy do salonu, gdzie Zed siedział w swoim fotelu z filiżanką herbatki.
− Może by tak wyjść na zewnątrz, jeszcze poniszczycie mi meble albo poplamicie całkiem nowy dywan krwią. A to dywan z importu! - zagrzmiał wściekły Zed. Miał racje.
Wybiegłam na zewnątrz chwytając po drodze swoją broń. Shen stanął przede mną ze swoimi dwoma małymi katanami i już nie uśmiechał się głupio. Był poważny, jak nigdy, może nawet smutny. Zastanawiałam się co myśli jednocześnie obmyślając plan działania. Kobiety potrafią myśleć o wielu sprawach naraz. To się nazywa wielofunkcyjność!
Natarł na mnie, ale sparowałam jego serię szybkich ciosów. Nie potrafiłam atakować, więc tylko odpierałam uderzenia. Wiedziałam, że najlepszą obroną jest atak, ale jeszcze byłam na niego za mało wściekła. Wtedy jedynym wyjściem było powrócić do chwil, których zapomnieć nie mogę. Zajrzałam do najgłębszych zakamarków mojego serca. Wspomnienia stworzyły ze mnie zabójcę idealnego. Mogłam zabić każdego. Nie ważne czy go znałam. Rozkaz to rozkaz. Zadałam mu parę naprawdę mocnych ciosów. Wokół słychać było szczęk uderzanej o siebie stali wymieszane z groźnymi warknięciami Wilka. Poruszałam się z iście lisią gracją i sprytem.
Postanowiłam wykorzystać otoczenie, nawiasem mówiąc to bardzo ważna umiejętność. Wbiegłam na pień ogromnego drzewa i wyskoczyłam. W locie zamachnęłam się moim kijem chcąc skrócić Wilka o głowę, ale ten zrobił unik. Niestety lądowanie nie wyszło mi zbyt dobrze. Mocno uderzyłam o ziemię. Shen nie tracił czujności i usiadł na mnie okrakiem przykładając mi do gardła dwie skrzyżowane katany.
− No już, zabij mnie, na co czekasz?! - krzyknęłam wściekła. Gdybym to ja na nim siedziała nie wahałabym się ani chwili.
Wtedy pojawił się Zed i rzucił swoimi naostrzonymi monetami w broń Sheena. Katany rozpadły się na dwie części.
− Koniec zabawy dzieci, czas wracać do domu! - oznajmił pogodnym głosem Tygrys.
− I co zrobiłeś, Zed... To były nowe ostrza... Specjalnie sprowadzane - Wilk rozpaczał nad swoimi zabawkami.
− Nie łam się, zrobię ci nowe - Zed machnął ręką.
Wtedy Zed został zaatakowany przez rosłego mężczyznę z ciężkim toporem w dłoni. Jaszczur bronił się dzielnie atakując i odpierając potężne ciosy swojego przeciwnika kijem jo. Wtedy z lasu wyłoniło się jeszcze trzech. Wszyscy podobnie ubrani i tak samo wściekli. Shen zszedł ze mnie i przygotował się do pojedynku wyciągając zapasowe ostrze. Ja szybko się podniosłam i wypuściłam parę noży do rzucania. Wilk rozdał zwoje blaszane karty. Jednak te ostre pociski nie są w stanie zabić, jedynie zdezorientować i spowolnić. Shen wypuścił kilka małych bełtów z mini kuszy zamontowanej na nadgarstku. Natarliśmy na nich wspólnie, a na ich twarzach pojawiło się przerażenie. Kilka wymienionych ciosów, moje ostrze zanurzyło się w krwi jednego z nich, wyzionął ducha. Reszta dała sobie znać i uciekła.

Kim, seryjny zabójcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz