Klęczałam przy łóżku z rozmazanym makijażem, potarganą i poplamioną krwią sukienką i z bólem w sercu, którego nie mogłam stłumić. Twarz miałam wtuloną w pościel, a czubek głowy dotykał silnego ramienia nieprzytomnego Shena. Palce mojej lewej dłoni były splecione z jego palcami. Tak spałam, razem z nim byłam nieprzytomna.
Zed zajął się zwłokami lorda i zastanawiał się co zrobić z Luną, a ja nieruchomo wciąż klęczałam przy łóżku w niezmiennej pozycji. Poczucie winy i bezradność wbijały wciąż nowe ciernie myśli w moje zdruzgotane serce. Tak bardzo żałowałam. Żałowałam każdej kropli krwi kiedykolwiek przelanej z mojej ręki.
Nie wiem ile czasu minęło, ale mój stan zawieszenia przerwał Zed. Pamiętam, że nieznacznie dotknął mojego ramienia i spojrzał na mnie z ojcowską troską. Jego tygrysie oczy były przepełnione zmartwieniami.
− Kim, cesarz zaprasza cię na herbatę. Czeka w swoim gabinecie. Pomóc ci wstać? - zaoferował mi jego silne ramię, na którym z wdzięcznością się oparłam. Podciągnął mnie do góry. Z początku ciężko mi było ustać na nogach, ale z czasem odzyskałam równowagę. Miękki dywan delikatnie pieścił moje zdrętwiałe, bose stopy, a promienie kolejnego dnia rozświetlały sporą komnatę i moją zmęczoną twarz.
− Dziękuję - spojrzałam na Zeda i zdobyłam się na krzywy uśmiech.
− Lepiej się przebierz. Nie każmy cesarzowi czekać zbyt długo - on jako jedyny myślał trzeźwo. Ja zgubiłam zdrowy rozsądek gdzieś po drodze.
Zgodziłam się z Zedem i pośpiesznie wybrałam coś z ogromnej skrzyni z sukniami milady Diany. Znów miałam założyć maskę idealnej damy, uśmiechniętej i pięknej. Suknia była kremowo-błękitna. Moje proste włosy upięłam w elegancki kok zdobiąc wszystko wstążką w kolorze nieba. Niektóre kosmyki wiły się lekkimi falami po ramionach i plecach aż do bioder. Doprowadziłam moją twarz do porządku i przejrzałam się w dużym lustrze. Pod maską milady kryła się najpaskudniejsza postać mojego świata. Brzydziłam się siebie i tego co robiłam. Zasłużyłam tylko na śmierć. Chciałam śmierci. Patrząc we własne odbicie w lustrze pragnęłam własnej śmierci.
Powróciłam na ziemię z krainy myśli i postanowiłam jak najszybciej wyjść z komnaty. Tak też zrobiłam. Pospiesznym krokiem podążyłam prosto do gabinetu cesarza. Stworzyłam w umyśle kolejny mur oddzielający mnie od myśli, które tworzyły smutną, ale prawdziwą rzeczywistość. Mój nowy mur powstrzymywał także napływające fale łez. Stałam się zimna i obojętna, wszystko działo się głęboko we mnie, za głęboko by mogło wypłynąć na zewnątrz.
− Nareszcie jesteś, milady - cesarz uśmiechnął się promiennie, nie mogłam nie odwzajemnić uśmiechu, choć ten mój był słaby i smutny podobno liczą się chęci, prawda?
− Wybacz, o cesarzu, że musiałeś czekać - dygnęłam naprawdę głęboko. Jeszcze nigdy nie byłam tak pokorna. Może to dlatego, że uważałam się za najgorsze ścierwo na świecie, wywłokę i szmatę? Egoistkę myślącą tylko o sobie i o chorym pragnieniu mordu by zaspokoić potrzebę zemsty, która się tylko pogłębiała.
− W porządku, moja droga. Usiądź, proszę. Mam nadzieję, że jesteś świadoma tego, że jesteś zobowiązana wypić filiżankę herbaty, a do herbaty należy zjeść ciastko - zgrywał poważnego, ale radość aż się z niego wylewała.
Usiadłam jak powiedział i podziękowałam grzecznie upiwszy łyk naparu. Siliłam się na uprzejmy uśmiech, ale zapewne wyglądał dość mizernie.
− Twoje oczy są zaszklone, uśmiech smutny, a spojrzenie pełne rozpaczy. Co się dzieje, milady? - wybrzmiało pytanie, które które wisiało w eterze między nami odkąd weszłam do cesarskiego gabinetu. Obawiałam się tego pytania, bałam się, że mój nowo powstały mur oporowy nie wytrzyma napływających emocji. Mam kłamać?
− Z mojej winy cierpi bliska mi osoba. Zrobiłam coś bardzo złego i nic nie jest w stanie tego naprawić - odparłam po dłuższym zastanowieniu. Pomyślałam, że cesarz mógłby skazać mnie na śmierć. Byłabym mu wdzięczna.
− Jesteśmy tylko ludźmi, a ludzie nie są i nigdy nie będą doskonali. Popełniamy masę błędów. Jedne niosą za sobą małe konsekwencje, a inne ogromne. Jako cesarz mogę popełnić błąd, którego konsekwencje mogą ponieść wszyscy moi poddani. To ogromna odpowiedzialność. Każdy jest odpowiedzialny za błędy, które popełnił, ale możemy powalczyć z konsekwencjami. Możemy naprawić to, co zepsuliśmy. Nigdy nie mów „Nie da się", „Nie jestem w stanie". Założę się, że nawet nie spróbowałaś tego naprawić. Warto próbować, spróbuj choć raz - patrzył na mnie mądrymi oczami sędziwego władcy. - Głowa do góry, uśmiechnij się, jeszcze wszystko będzie dobrze.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Miał rację, nawet nie spróbowałam, powinnam była spróbować. Spróbuję.
− Dziękuję, wasza wysokość. Mam nad czym myśleć, a będę miała kiedy, ponieważ czeka mnie długa podróż do domu. Niestety jestem zmuszona już wracać - żałowałam, że nie mogę zostać dłużej, ale musiałam ukryć się w cień. Lepiej dla Shena żeby więcej mnie nie spotkał. Na pewno poradzi sobie z Hienami. Klasztor Taurei wyszkolił wielu zdolnych zabójców, a Zed i jego tajemnicza energia nie mają sobie równych.
− Spodziewałem się tego, dziecko. Załatwiłem ci statek, który zawiezie cię prosto do portu, a w porcie czekać cię będzie powóz. Wszystko już załatwione, możesz ruszać w drogę. Choć szczerze powiedziawszy przyszło mi to z ciężkim sercem, ponieważ bardzo panienkę polubiłem. Tak bardzo przypomina mi panienka moją żonę, że mogłaby być panienka moją wnuczką... No cóż, ale nie mam na to wpływu. Musi się panienka zmierzyć z konsekwencjami. Jestem pewien, że świetnie panienka sobie z nimi poradzi - uśmiech na jego twarzy stał się krzepiący, chociaż nieco smutny. Chyba naprawdę nie chciał żebym wyjeżdżała.
− Ja także żałuję, że nie mogę zostać dłużej, lecz odpowiedzialność wzywa. Czas stanąć na wysokości powierzonego mi zadania, ciężko będzie mi opuszczać pałac waszej wysokości.
Pomyślałam o tych wszystkich chwilach spędzonych w pałacu i z tym uroczym człowiekiem. Cesarz byłby idealnym dziadkiem. Byłby... Z jednej strony zrobiło mi się smutno a z drugiej...
− Cieszę się, że mogłam poznać bliżej waszą wysokość, to dla mnie prawdziwy zaszczyt - czułam, że tek jak herbata w filiżance nasza rozmowa się kończy. Nie chciałam żeby się kończyła. Przy cesarzu czułam się odrobinę lepszym człowiekiem.
− Ja też niezmiernie się cieszę, znajomość z panienką to prawdziwa przyjemność i mam nadzieję, że odwiedzi mnie panienka jeszcze, zapraszam.
− Na mnie chyba już czas... - spuściłam wzrok.
− Tak, też to czuję - oboje wstaliśmy od stołu i cesarz odprowadził mnie do drzwi. - Statek wypływa jutro przed świtem, zawiezie cię do Yaris. Moje bramy zawsze będą dla ciebie otwarte, Kim, pamiętaj o tym - kiedy usłyszałam swoje imię oniemiałam. Patrzyłam tylko wielkimi oczami na twarz starca. - Lord Fu Ja nie dostanie mojego wsparcia, ty je masz. Teraz kieruje się na północ, do Krain Skutych Lodem, oni się zgodzą. Chroń swego cesarza najlepiej jak potrafisz. Przygotowania do wyprawy lorda zakończą się za trzy miesiące. Masz dość czasu. Bywaj - ostatni uśmiech. Ostatnie spojrzenie pełne ojcostwa. Prawie się rozpłakałam przypominając sobie mojego tatę, który krzyczy moje imię.
Zamarłam w bezruchu, nie byłam w stanie nic powiedzieć. Tylko patrzyłam jak zaklęta w jego śmiejące się oczy. Wiedział kim jestem i mimo to pomagał mi, niewiarygodne.
− Dziękuję - wydukałam zaskoczona i wyszłam z jego gabinetu. Rozejrzałam się po bogatym korytarzu. Posadzki z marmuru, ściany zdobione kosztownymi gobelinami. Jutro opuszczę to wszystko. Musiałam jeszcze raz, ostatni raz zobaczyć Shena. Ostatni raz zanim zanurzę się pod osłoną cieni rzucanych przez mury klasztoru Sian. Świat zapomni o Kim, pozostaną po mnie tylko legendy.
Poszłam w stronę komnaty Shena. Przy łóżku rannego czuwał wiernie Zed. Jego także będzie mi brakować, jego tygrysiej mądrości i dowcipów. Spojrzał na mnie pytająco. Przygryzłam dolną wargę zastanawiając się co mu powiedzieć.
− Jak było u cesarza? - w końcu zaczął pierwszy.
− W porządku. Pożegnałam się z nim - mówiłam słabym, drżącym głosem. Co chwila spuszczałam wzrok, ale zaraz wracałam do jego mądrych, kocich oczu ciekawa jak zareaguje.
− Wyjeżdżasz? - podsumował. W jego głosie nie było pretensji, tylko niezrozumienie.
− Tak. Już wystarczająco wszystko popsułam. Lepiej będzie jak już nigdy mnie nie spotkacie, lepiej dla was. Jestem zbyt destrukcyjna. Za trzy miesiące lord Fu Ja wypłynie w podróż do Północnych Krain Skutych Lodem. Tam będzie szukał wsparcia i znajdzie je. Myślę, że to dość pomocna informacja.
− Będziesz w klasztorze Sian? - zapytał po krótkim zastanowieniu. Chyba było mu nieco smutno. Może on też będzie tęsknić...?
− Tak, ale nie mów Shenowi, proszę. Wystarczająco bardzo przeze mnie cierpi. Nie chcę więcej go ranić, nie chodzi o fizyczne rany... - Spuściłam wzrok. Czułam się tak bardzo winna. Spojrzałam przelotnie na nieprzytomnego Wilka i twarz wykrzywił mi grymas bólu. Zaraz jednak opanowałam emocje i uspokoiłam uczucia.
− Rozumiem, ale uważam, że powinnaś zostać, wytłumaczyć wszystko Shenowi. - Był spokojny i jeszcze smutniejszy.
− Nie mogę zostać, muszę... - głos mi się załamał. Mur był bliski runięcia.
− Dobrze... Nie będę cię powstrzymywać, zrobisz to, co uważasz za słuszne - zamilkł, a ja przeprowadziłam szybki remont zapory.
− Co z nim? - spojrzałam na Shena. Popołudniowe słońce oświetlało jego pobladłą twarz. Spał spokojnie. Biel pościeli mieniła się słonecznymi złocieniami. Ciszę kojącą duszę zakłócały oddechy nas troje.
− Jest coraz lepiej, powoli się wybudza.
Podeszłam ostrożnym krokiem do Wilka. Obserwowałam jak z każdym oddechem jego klatka piersiowa unosi się i opada, popatrzyłam na jego spokojny wyraz twarzy, lekko uchylone usta i powieki, które nagle podniosły się i spojrzał na mnie. W jego oczach zobaczyłam nadzieję, uczucie większe z każdym ułamkiem sekundy, pragnienie i namiętność, patrzył na mnie stanowczo za krótko, ale nawet ta chwila dla mnie trwała wieczność i rozpaliła moje serce na nowo tym dziwnym ogniem.

CZYTASZ
Kim, seryjny zabójca
FantasyZawód egzekutora nie jest łatwy. Wymaga podejmowania decyzji, od których zależy ludzkie życie. Co kryje się za tą maską gniewu, irytacji, wściekłości i frustracji? Zemsta przynosi ukojenie. Czy aby na pewno? (Okładka i ilustracje rysowane wykonane s...