Interludium
Świat jest beznadziejny. Trzeba zajeść całe zło tej ziemi. I mówię to ja. Luna.
Interludium
Nadszedł ranek i na pokład weszła załoga. W sercu kołatała się adrenalina i pewnego rodzaju strach. A co jeśli nas znajdą? Z góry dobiegały nas liczne rozmowy załogantów o ochrypłych, gardłowych głosach (zawdzięczali takie głosy dużej ilości spożytego rumu). Z każdą chwilą strach w sercu rósł, ale nie dałem tego po sobie poznać. Kim była głęboko pogrążona we śnie, a Zed czuwał nad nią opiekuńczo spoglądając na jej zabandażowaną przeze mnie rękę. Ja stałem na straży.
Wtedy usłyszałem kroki, lekkie, ale jednak zdecydowane. Ktoś schodził po schodach do magazynu prochu strzelniczego. Serce załomotało, a krew szumiała w uszach. Wszystkie mięśnie stwardniały, wzrok się wyostrzył. W pomieszczeniu panował półmrok. Nikłe światło jutrzenki przedostawało się przez małe okienka i szczeliny w deskach. Odezwał się we mnie wilk. Odmówiłem jednak bestii przemiany. Byłbym wtedy nieobliczalny i niezgrabny. Narobiłbym rumoru.
W ciemności dostrzegłem sylwetkę młodej dziewczyny w męskim kapeluszu, podobnym do tych, jakie noszą piraci. Miała jasną cerę, a jej włosy lśniły kasztanowymi niuansami w świetle nowego dnia. Jej twarz przepełniał smutek i coś w rodzaju złości. Zed poruszył się nieznacznie i wzrok dziewczyny opadł na nas. Patrzyła prosto na mnie i nasze spojrzenia się spotkały. Podeszła do mnie zdecydowanym krokiem.
− Kim jesteście? - spytała spokojnie.
− Nazywam się Shen i należę do Klasztoru Taurei - wyjaśniłem. Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczyma.
− A to jest Kim? - to było pytanie retoryczne. Sława mojej towarzyszki mnie przerażała. Przytaknąłem.
− Jeśli ktoś się dowie, będziesz martwa - złożyłem obietnicę, której byłem skłonny dotrzymać i to bez skrupułów.
− Nie lepiej zabić ją od razu? - odezwał się Zed.
− I kto tu chce wszystkich zabijać, co? - obudziła się Kim i zagaiła do mnie z wyrzutami. Westchnąłem ciężko. Nadal była na mnie zła.
− To nie będzie potrzebne. Nie mam zamiaru was ujawniać. Wręcz przeciwnie, chcę wam pomóc na tyle ile to możliwe - oświadczyła nieznajoma.
− Dlaczego? - zdziwiłem się.
− Jestem Hieną, to fakt, ale wcale nie pchałam się do klanu. Zmusili mnie szantażem. Nienawidzę ich i chętnie pokrzyżuje im plany - uśmiechnęła się łobuzersko i chytrze. - Nie potrzeba wam czegoś?
− Morfina się już kończy - odparł Zed.
− Po co wam morfina? - zdziwiła się.
− Kim jest ranna - wyjaśniłem, a Kim uniosła rękę. Dziewczyna przytaknęła z powagą
− Zrobię co w mojej mocy. Nazywam się Luna - uśmiechnęła się promiennie. Była taka pogodna. Zupełne przeciwieństwo Kim.
− Miło cię poznać, Luno

CZYTASZ
Kim, seryjny zabójca
FantasiZawód egzekutora nie jest łatwy. Wymaga podejmowania decyzji, od których zależy ludzkie życie. Co kryje się za tą maską gniewu, irytacji, wściekłości i frustracji? Zemsta przynosi ukojenie. Czy aby na pewno? (Okładka i ilustracje rysowane wykonane s...