Mrok trwał nieskończoność. Dotąd kojąca czerń zaczęła stawać się mi udręką. Paliła w oczy i domagała się światła. Coś nakazywało mi otworzyć oczy, czułem, że muszę znaleźć w sobie siłę by podnieść tak ciężkie powieki i zobaczyć coś, co pozwoli mi przeżyć. Ale ciężar był tak wielki, że czyn ten wydawał się być niemożliwy. Zebrałem całą wolę walki i sprzeciwiłem się palącej ciemności i z nie małym wysiłkiem uniosłem powieki.
Oślepiło mnie złociste światło popołudniowego słońca, zapewne za niedługo zajdzie. Ale nie słońce mnie olśniło, olśnił mnie szmaragd jej oczu pełnych skruchy i rozpaczy, olśnił mnie karmin jej rozchylonych warg, które łaknęły bliskości, olśniła mnie biel jej policzków, które pragnęły dotyku. Jej smutny uśmiech dodał mi siły, jej spojrzenie pokrzepiło moje serce, jej rumieniec podsycił płonące we mnie uczucia. Zapragnąłem jej dotknąć, by mieć pewność, że jest prawdziwa. Ale mogłem tylko patrzeć, a jej widok sprawiał, że moje serce stało się nadpobudliwe a oddech stanowczo zbyt szybki i ciężki. Wysiłek był zbyt wielki. Walka z ciężarem powiek zaczęła mnie przerastać. Tak bardzo nie chciałem zamykać oczu, bo wszystko co miałem to właśnie ona i płonący szmaragd jej oczu. Sekund tych kilka trwało lata całe, ale nawet lata mi nie wystarczą i jestem tylko coraz bardziej jej głodny. Jednak nie mogłem nic więcej zrobić.
Nie walczyłem już z powiekami. Znów zapadła ciemność, czerń przypominająca mi czerń jej włosów dająca mi nadzieję, że gdy znów otworzę oczy zobaczę ją nad sobą. Znów miałem zapał do walki, bo miałem dla kogo walczyć. Walczyłem jak lew, by móc potem oddać się łagodności lisicy. Pochłonął mnie mrok i wierzyłem, że trzymać mnie będzie w swoich objęciach przez mniejszą nieskończoność.Oczy zaszły łzami. Świadomość, że już nigdy na mnie nie spojrzy paliła moje serce. Odwróciłam wzrok i spojrzałam na Zeda, musiałam się z nim pożegnać, ale najpierw chciałam pożegnać Shena. Na komodzie znalazłam kartkę i pióro. Napisałam krótki list, miałam nadzieję, że wystarczy, że nie będzie szukał wyjaśnień. Oszukiwałam się tą nadzieją, wiedziałam, że była złudna, a jednak wolałam kłamstwo od prawdy tak, jak przez całe moje życie. Wykaligrafowałam „Żegnaj. NZT Kim". List włożyłam mu do ręki. Przeczyta zaraz po tym jak się obudzi. Skrót miał na zawsze pozostać tajemnicą, nieodszyfrowaną. Ostatni raz na niego spojrzałam i nie mogłam się oprzeć pokusie i złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku. Jego skóra pachniała niebieskimi kwiatami brzoskwini takich jakie rosną w ogrodach klasztoru Sian. Dlaczego wcześniej tego nie dostrzegłam?
− Żegnaj, Zed. Będzie mi ciebie brakować - powiedziałam patrząc w tygrysie oczy mojego przyjaciela. Uśmiechnął się do mnie.
− Mi ciebie także będzie bardzo brakować, Kocie. Szkoda, że już nigdy nie usłyszę jak wyzywasz Shena od aroganckich debili - nie mogłam powstrzymać śmiechu i zawtórowałam Zedowi. - Będzie co wspominać, to była najlepsza przygoda w moim życiu. Bywaj ma przyjaciółko.
Uściskał mnie mocno. Na początku byłam zaskoczona, ale zaraz potem odwzajemniłam uścisk z radością. Trwało to kilka sekund, a potem mnie wypuścił. Uśmiechnęłam się ostatni raz i wyszłam z komnaty. Czas ruszać w drogę.

CZYTASZ
Kim, seryjny zabójca
FantasíaZawód egzekutora nie jest łatwy. Wymaga podejmowania decyzji, od których zależy ludzkie życie. Co kryje się za tą maską gniewu, irytacji, wściekłości i frustracji? Zemsta przynosi ukojenie. Czy aby na pewno? (Okładka i ilustracje rysowane wykonane s...