Czas szybko mijał na rozmyślaniach o tym jaka powinnam być, jaka jestem, a jaka chcę być. Nim się zorientowałam nadszedł wieczór. W mgnieniu oka włożyłam nastrojową suknię w kolorze kości słoniowej i błękitu gołębiego. Spojrzawszy ostatni raz w lustro wyszłam z mojej komnaty. Skierowałam się w stronę jednej z fontann na pałacowym dziedzińcu. Nie musiałam długo czekać na lorda. Spojrzałam w jego stronę z niechęcią, ale potem przybrałam maskę niewinności i radości.
Rzekomo cieszyłam się na jego widok. Dygnęłam przed nim grzecznie, a on pocałował wierzch mojej dłoni. Wziął mnie pod ramię i spacerowym krokiem zmierzaliśmy kamienną ścieżką. Nad głowami rozbłyskiwały nam miliony gwiazd na granacie nieba. Lord Fu Ja obsypywał mnie płytkimi komplementami i sypał z rękawa mało śmiesznymi dowcipami. Trudno mi było udawać, tak bym wyglądała naturalnie, ale myślę, że nie poszło mi najgorzej. Przynajmniej lord sprawiał wrażenie jakby się dobrze bawił.
W pewnym momencie lord przystanął i spojrzał na mnie wzrokiem wygłodniałego drapieżnika. Wiedziałam, że tym razem to ja jestem zwierzyną. Objął mnie w talii jedną ręką, a drugą gładził mój zarumieniony policzek. Nie pamiętałam o czym rozmawialiśmy.
− Uroda panienki przyćmiewa nawet gwiazdy, a księżyc jest zawstydzony. Jak to się stało, że dotąd nie jest panienka mężatką?
− Żaden jeszcze nie zdołał zdobyć mego serca - odparłam patrząc to na jego usta, to w oczy. Byłam pewna, że zechce skraść mi pocałunek, ale nie ten nieśmiały, wręcz przeciwnie, ten namiętny, od którego więdną nogi.
− Jestem przeciwny łamaniu prawa, lecz teraz chętnie stałbym się złodziejem. - Uśmiechnął się lekko. Jego twarz była coraz bliżej, a ja sama byłam coraz bardziej przerażona.
Wtedy na powrót obudziła się we mnie bezwzględna żądza mordu mojego nieprzyjaciela. Zed wmontował mi w rękawiczki wysuwane sztylety i to był doskonały moment by użyć jednego z nich. Nacisnęłam guzik i srebrzyście połyskujące ostrze w świetle księżyca wbiło się w tors lorda plamiąc jego kaftan szkarłatem jego własnej krwi. Lord zamarł tuż przed pocałunkiem i tylko się uśmiechał.
− Myślisz, że nie wiem jak się nazywasz, Kim? Na prawdę myślałaś, że to ja jestem odpowiedzialny za dowodzenie w Klanie Hien? Głupiutkaś... - Zaśmiał się gardłowo.
− Kto mnie zdradził, mów! - Szarpnęłam jego kaftan gotując się z gniewu. Milczał. - Kto?! Mów albo sprawię, że nie umrzesz - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
− Twój Wilczek Shen - uśmiechnął się zwycięsko. Moje kruche serce zbombardowała salwa bólu, rozczarowania i zawodu. Ogarnął mnie gniew wymieszany z poczuciem samotności i odrzuceniem. Spojrzałam w oczy Lorda i bez skrupułów dźgnęłam go ponownie zadając tym razem śmiertelny cios. Mężczyzna osunął się na ziemię i oddychał jeszcze przez chwilę. - Mimo wszystko cieszę się, że ostatnie co w życiu ujrzę to ty, aniele.
Wyzionął ducha... Patrzyłam na niego przez moment, ale potem wściekła ruszyłam powolnym krokiem w stronę pałacu. Powietrze stało się mroźniejsze i muskało chłodem moją rozgrzaną skórę. Ciemne sylwetki drzew przybierały najróżniejsze kształty. Pod osłoną nocy ogród stał się równie mroczny co moje serce. Kwiaty w ciemności straciły kolory, a mrok czający się z każdej strony stawał się mi bratem.
Miałam ochotę zabić Shena bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Żądza mordu przyćmiewała mi umysł, a krew burzyła się w żyłach na samą myśl o zdrajcy, który PRAWIE zdołał mnie omotać. Jego zuchwałość zdawała nie mieć granic, naprawdę myślał, że dam się oszukać! Co za typ. Ta kanalia śmiała mi prawić komplementy, a na dodatek próbował mnie uwieźć, idiota!
Mimo mojego gniewu i zdruzgotanego serca nie śpieszyłam się. Szłam powolnym, spacerowym krokiem rozważając sposoby unicestwienia mojego celu. Rozważałam także opcję tortur.
− O czym tak myślisz? - nagle rozległ się znajomy głos, który wywołał we mnie kolejną falę bólu.
− O tobie... - odparłam tonem tak obojętnym, na jaki tylko było mnie stać.
− O mnie? A to ciekawe... A co o mnie myślisz? - drążył temat zadowolony z siebie. Mieszały się we mnie różne uczucia, niektórych naprawdę nie rozumiałam ,bo słysząc jego głos miałam ochotę o wszystkim zapomnieć, ale zaraz potem zalewała mnie nienawiść i gniew, nawet obrzydzenie. Jak można być tak podłym?!
− Zastanawiam się kiedy cię poznałam i czy w ogóle cię znam. Czy w dżungli byłeś sobą, a może nosiłeś maskę? A może teraz udajesz kogoś, kim nie jesteś? A może w ogóle nie byłeś sobą... Który z was był prawdziwy? - Spojrzałam na niego po raz pierwszy tego dnia. Miał na sobie ciemny kaftan, a włosy zaczesał do tyłu, był zabójczo przystojny, a błękit jego oczu był hipnotyzujący, a jednak w moich oczach był obrzydliwy ponieważ splamiony był zdradą i już zawsze będzie nią napiętnowany.
− Nigdy nie udawałem, po prostu... zmieniłem się, tak sądzę. A ty? Nakładasz maski? - zapytał spoglądając na moją twarz z ciekawością. Zadbałam o to żeby nie wyrażała żadnych emocji.
− Nigdy nie udaję mimo że jestem zamknięta. No, może teraz, kiedy muszę udawać damę... - nie dbałam o przebieg tej konwersacji, zastanawiałam się tylko nad tym, jak pozbawić Shena najcenniejszego skarbu jaki posiadał i jakiego zmarnował, życia.
− A może nie musisz udawać...? Przecież kiedyś byłaś damą i nosiłaś takie suknie dobrowolnie. Odkryłem twoją tajemnicę, Kim. Mówiłem, że mi się uda i nie myliłem się. Przejrzałem cię, Kocie - oświadczył zadowolony, a ja wprost nie posiadałam się ze złości. Jak to możliwe?! - Wiem czemu zabijasz. Jak mówiłem każdy to robi dla czegoś... dla kogoś. Ty robisz to dla swoich rodziców. Zemsta, to jedyne czego pragniesz, pragnienie zemsty stwarza cię nie zatrzymywalną maszyną, maszyną do zabijania. Śmierć nieznanych ci osób w ogóle cię nie rusza... Jest to dla ciebie na porządku dziennym oraz nocnym, że pozbawiasz życia tylu ludzi... Zabiłaś więcej ludzi nisz jakikolwiek egzekutor, po całym świecie krążą legendy o Kim, zabójcy idealnym. Pewien mądry człowiek powiedział mi, że egzekutor nosi w sobie trzy skarby: odwagę, honor i mądrość. Egzekutor, który zabija dla zemsty wcale nie jest idealny. Wielu ludzi jest zła na tym świecie. Rada ich osądza i ci, którzy wyrządzili zbyt wiele zła są skazywani na śmierć. Egzekutor musi wykonać polecenie ze skruchą. Śmierć drugiego człowieka powinna być dla niego smutna, a nie zaspokajać chore pragnienia mordu bliźnich - mówił to patrząc mi w oczy. Nawet nie wiem kiedy stanęliśmy naprzeciwko siebie. Nachylał się nade mną, a krew w moich żyłach przestała wrzeć, cała wściekłość wyparowała ustępując miejsca bólowi. Nagle desperacko zapragnęłam czyjejś bliskości. Słuchając jego słów bolało mnie jeszcze bardziej, bo wiedziałam, że to, co mówił jest prawdą. - Nie jesteś idealnym zabójcą, Kim, przykro mi to mówić. To, co tak pielęgnujesz w sobie zabija cię.
− Nie chce umierać, mam już dość umierania, umieram od tak dawna... Wydawało mi się, że zemsta to jedyne co trzyma mnie przy życiu i jedyne dlaczego żyję... Nie chcę więcej TAK zabijać, nie chcę być zła... - mówiłam prosto z mojego mrocznego serca, głos mi drżał, wszystko to było prawdą. Po policzku spłynęła mi łza, a potem następne żłobiąc ścieżki na mojej upudrowanej twarzy.
− Nauczę cię jak oddychać, nauczę cię jak chodzić, nauczę cię jak patrzeć i jak czuć, nauczę cię wszystkiego co umiem, nauczę cię żyć, a nie umierać - szeptał, czułam jego oddech na mojej twarzy, był blisko, bardzo blisko.
Po odkrytych plecach przeszedł mi dreszcz, mięśnie ramion się napięły, nie mogłam odwrócić wzroku od jego oczu. Nagle poczułam się bezbronna tonąc w błękicie jego tęczówek, wiedziałam, że jego wzrok mnie zniewala, nie byłam w stanie trzeźwo myśleć. Ogród, niebo pełne gwiazd, drzewa i kwiaty nagle przestały istnieć. Przez ten jeden moment to on stał się moim niebem, moim ogrodem, z którego nie chciałam wychodzić, to on zachwycał mnie swoimi kwiatami i rozpraszał ciemność światłem swoich gwiazd. W obolałym, ciemnym i złym sercu zrodził się strach, strach przed tym, co nieznane. TO uczucie było we mnie od jakiegoś czasu i przerażało mnie, miałam wrażenie, że ONO mnie zniszczy, że jest bardziej destrukcyjne niż zemsta, o której mówił Wilk. Kiedy strach wzrósł przypomniał mi o tym, że Shen popełnił niewybaczalny błąd w swoim życiu. Przypomniał mi, że Shen zranił moje serce tak mocno...
− Chciałabym nauczyć się żyć na nowo... - Nasze usta prawie się stykały. - Ale... - Z mojej rękawiczki wysunęło się ostrze, które tej nocy odebrało już jedno życie. - Nie od ciebie. - Dźgnęłam go w brzuch. - Zdrajco...
Moja suknia splamiła się karminem jego krwi, na dłoni poczułam jej ciepło. Nadal patrzył we mnie z pasją, dołączyło do niej niezrozumienie i ból, rozczarowanie i rozpacz. Patrzył na mnie z takim uczuciem, którego nie potrafiłam znieść. Nikt na mnie tak nie patrzył od czasu gdy wpatrywałam się w martwe oczy matki leżącej w kałuży własnej krwi w powozie. Oddychałam szybko, łzy piekły moje oczy. Shen kurczowo złapał się mojego ramienia żeby nie upaść i nie spuszczał ze mnie wzroku. Ból serca był nie do zniesienia, zaniosłam się płaczem.
− Nie zdradziłem cię, Kim... To nie ja... - powiedział, ale ja nie chciałam tego słuchać. Wyszarpnęłam się z jego żelaznego uścisku i pobiegłam w stronę pałacu płacząc gorzko. Zabiłam Shena, egzekucja miała miejsce, zadanie zostało wykonane, a ja miałam umrzeć wkrótce po najtrudniejszej misji w moim życiu z bólu niefizycznego i tęsknoty za moim ostatnim celem.
Błądziłam korytarzami zanosząc się szlochem i potykając się o własną suknię. Kiedy miałam zapukać do drzwi Zeda otworzył je i stanął przede mną wyprostowany.
− Kim, dzięki Bogu, żyjesz... Znalazłem zdrajczynię. - Odsunął się ukazując mi spętaną Lunę. Siedziała na krześle pośrodku wytwornej komnaty cesarskiego pałacu. Patrzyła na mnie żałując tego, co zrobiła. Jej spojrzenie uderzyło we mnie z niewyobrażalną siłą.
Zamarłam wpatrując się w szamoczącą się dziewczynę. Serce na moment przestało bić, czułam jak krew odpływa mi z wszelkich możliwych miejsc, oddech także wstrzymałam.
− Shen - wychrypiałam z rozpaczą w głosie.
Chwyciłam Zeda kurczowo za nadgarstek i pociągnęłam za sobą biegnąc w drogę powrotną do cesarskich ogrodów. Nie tłumaczyłam, nie mówiłam nic, bo nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa. Nie byłam w stanie myśleć, wiedziałam tylko tyle, że muszę biec szybko bo inaczej umrzemy oboje ja i Shen.
Moje potargane włosy zrywały się razem z chłodnym wiatrem smagającym moje nagie ramiona i dekolt. Nie miało to dla mnie znaczenia, jedyne czego pragnęłam to jednego wróconego życia, tylko albo aż jednego wróconego życia, które sama odebrałam, a na dodatek bezprawnie.
Kiedy dostrzegłam ciemną sylwetkę leżącą bezwładnie na jasnej ścieżce wyłożonej piaskowcem przyspieszyłam gwałtownie.
− Shen! - krzyknęłam i nie poznałam swojego zachrypniętego głosu, brzmiał tak obco, tak, jakby należał do innej osoby i rozbrzmiewał obok mnie. Upadłam przy nim na kolana. - Przepraszam, wybacz mi... Myślałam... Powiedziano mi... Ja nie chciałam... Tak bardzo mnie to zabolało, błagam, wybacz mi, błagam... Chcę żebyś mnie nauczył... chcę... - płakałam tuląc go do siebie. Po chwili zorientowałam się, że oddycha, nie jest jeszcze za późno. Spojrzałam błagalnie na Zeda. - Lord powiedział mi, że to on mnie wydał... Dźgnęłam go nożem, stracił dużo krwi. Błagam, powiedz, że nie umrze...
− Kiedyś umrze na pewno, ale zrobię wszystko żeby odwlec jego śmierć. Nie umrze dziś ani w najbliższym czasie, już moja w tym głowa - powiedział klękając po drugiej stronie Shena.
Spojrzałam w zamknięte oczy rannego, objęłam dłonią jego twarz, pogładziłam kciukiem jego pełną, bladą i spierzchniętą dolną wargę. Powieki jego oczu podniosły się powoli, znów na mnie spojrzał z tą samą pasją, nie przygasła ani trochę, wręcz przeciwnie, zapłonęła jeszcze mocniej.
− Wybacz... - wyszeptałam niemal bezgłośnie. Jedna z łez spadła zwilżając jego usta.
− Wybaczam - to słowo było niesłyszalne, poruszył tylko ustami i zamknął oczy. Nadeszła kolejna fala łez.
Zed rozpiął jego kaftan i koszulę. Utrzymywał swoją rozłożoną dłoń tuż nad raną. Wtedy jego skóra, wszystkie palce zaczęły jarzyć się błękitnym światłem, w jego ręce widać było błękitne żyły, w których płynęła niebieska krew. Światło jaśniało coraz bardziej i wiedziałam, że szuka ujścia. Dłoń Zeda zaczęła drżeć ledwo wytrzymując natężenie energii. Kiedy zdawało się, że jego ręka eksploduje przyłożył ją do ciała przyjaciela, a energia na reszcie znalazła ujście. Ciało Shena wygięło się, a wszystkie jego mięśnie napięły. Zdawał się cierpieć, a widok ten uderzył mnie w serce, tak, że miałam ochotę także zwijać się z bólu. Kiedy zgromadzona energia w dłoni Zeda w końcu przeszła na Shena ten zdawał się być tak samo martwy jak wcześniej.
Patrzyłam na jego twarz ze smutkiem, z rozpaczą, przez zaszklone oczy, przez wciąż płynące łzy. Traciłam nadzieję, przestawałam wierzyć w słowa Zeda i choć widowisko było spektakularne bałam się, że Shen już nigdy na mnie nie spojrzy spojrzeniem, którego się boję. Jednak na twarz Wilka zaczęły powracać kolory, jego usta były lekko zaróżowione, a twarz już nie taka blada.
Zaczęłam wierzyć w cuda.

CZYTASZ
Kim, seryjny zabójca
FantasyZawód egzekutora nie jest łatwy. Wymaga podejmowania decyzji, od których zależy ludzkie życie. Co kryje się za tą maską gniewu, irytacji, wściekłości i frustracji? Zemsta przynosi ukojenie. Czy aby na pewno? (Okładka i ilustracje rysowane wykonane s...