Interludium
W Klasztorze Taurei przydzielono mi do pomocy dwóch Wilków. Nie ukrywam, że nie spodobało mi się to. Jednak miałem już plan jak pozbyć się zbędnego balastu w niezwykle wyrafinowany sposób.
Stałem przed wrotami Klasztoru Sian i nie miałem pojęcia co począć. Jak dostać się do środka żywy?
− Kim jesteś by zakłócać spokój Klasztoru Sian?! – zagrzmiał głos z wieży przy bramie.
− Jam jest Shen z Klasztoru Taurei! Przybywam z wiadomością dla mistrza Lay, Wielkiej Pantery. Wiadomość ta jest najwyższej wagi. Królestwo nasze potrzebuje rady Wielkiej Pantery – oznajmiłem donośnym głosem mając nadzieje, że ujdę z życiem z tej całej sytuacji. Bramy Klasztoru otworzyły się z głuchym, basowym skrzypnięciem.
− Zatem wejdź, młody człowieku – w wejściu stał strażnik i zaprosił mnie gestem dłoni. Ukłoniłem się płytko dziękując i przekroczyłem mury Klasztoru. – Zaprowadzę cię do mistrza Lay – zaproponował.
Podążałem za starszym człowiekiem przez miejsce, które mi opisywano jako najgorsze na świecie zaraz po siedzibie Hien. Tymczasem było cudowne. Kroczyłem pod baldachimem z gałęzi drzew obsypanych białymi i błękitnymi drobnymi kwiatuszkami. Robiło to niesamowite wrażenie. W powietrzu unosiła się słodkawa woń kwiatów z nutą świeżo parzonej herbaty, która przywodziła mi na myśl Zeda. Uśmiechnąłem się na jego wspomnienie. Pośród kwiatów i kwitnących drzew stała drewniana altana, w której zasiadał mężczyzna z twarzą pooraną zmarszczkami. Nie był jednak stary, a jego włosy i cienka, długa broda (podobna do tej jaką miał Zed) miały kolor czystej czerni. Widać było, że ten człowiek przeszedł wystarczająco dużo. Jego ciało było naznaczone wieloma bliznami.
− Shen z Klasztoru Taurei do mistrza. Podobno przynosi ważną wiadomość – przedstawił mnie strażnik. Mistrz skinął głową i strażnik zostawił nas samych.
− Witaj, Wilku – mistrz Lay posłał mi uprzejmy uśmiech, czego szczerze powiedziawszy się nie spodziewałem. Ukłoniłem się płytko. – Jakie wieści przynosisz?
− Znaleźliśmy obóz Hien. Mam wrażenie, że Hieny coś knują. To może mieć kluczowe znaczenie dla naszego drogiego państwa. Klasztor Taurei zaangażował się w akcję, ale myślę, że nas zbyt dużo – mistrz tylko przytaknął jakby zgadzał się ze mną.
− Wybadajcie sprawę – rzucił jakby wiedział, że nie po to tu przybyłem.
− Nawiasem mówiąc... Dlaczego Kim miała mnie zabić?! Wiedziałeś że jest chora i nie da rady! Posłałeś ją na pewną śmierć! – poniosły mnie emocje i powiedziałem to nieco zbyt głośno.
− Nie posłałem jej na pewną śmierć, chłopcze – z jego twarzy zniknął uśmiech, a nazywając mnie w ten sposób zwrócił mi uwagę, że nie powinienem się był do niego tak mówić. Miał rację. – Wiedziałem, że nie da rady cię zabić, ale wiedziałem też, że nie da się zabić tobie.
− Więc po co miała ze mną walczyć? – czegoś tu nie rozumiałem.
− Jest w niej zbyt dużo gniewu i to ją niszczy. Nie jest idealnym zabójcą jak wszyscy uważają. Jest beznadziejnym zabójcą. Zabójca powinien wykonywać wyroki dla dobra kraju albo dla dobra bliskich, a ona robi to dla zemsty, by zaspokoić swoją chorą potrzebę zabijania. To nie jest dobre – bił od niego smutek. Zależało mu na niej.
− Więc dlaczego nie powiesz jej, że robi źle?
− Bo mogłaby przejść na złą stronę. Musi do tego sama dojść. Jest zbyt dumna i zbyt poraniona żeby przyjąć taką wiadomość, a przy kimś takim jak ty może to zrozumieć. Czyż nie zmienia się w twoim towarzystwie? – na jego twarz powrócił łagodny uśmiech.
− Tak... Jest inna. Ale dlaczego jest w niej tyle gniewu i frustracji? Skąd tyle nienawiści? – zapytałem mając nadzieję, że zdradzi mi tajemnicę, której sama mi nie chciała wyjawić.
− Przeszłość zmienia człowieka nie do poznania. Gdy miała dziesięć lat wraz z rodzicami jechała do portu by popłynąć na wyspę w interesach. Jednak drogi prowadziły przez ostępy dzikiej dżungli pełnej grabieżców. Rodzice Kim byli zamożni. Karoca wypchana złotem i kosztownościami to zbyt łatwy łup. Konwój napadli bandyci. Mała Kim ukryła się pod siedzeniem w karocy. Jeden z bandziorów wtargnął do środka i pozbawił życia obojga rodziców. Krew lała się wartkimi strumieniami z ran po wielokrotnych dźgnięciach nożem. Martwe oczy matki patrzyły się na jej najdroższy skarb, córkę, a ta przerażona nie mogła się ruszyć z miejsca osłupiona widokiem martwych rodziców. Przez długi czas dźwięczały jej w uszach krzyki bólu i rozpaczy rodziców, jeśli nie brzmią do dziś... Młoda Kim przysięgła, że pomści swoich rodziców. Była mądra i sprytna, więc wybrała się w podróż do legendarnego Klasztoru. Pewnego chłodnego wieczora stanęła za mną, a ja jej nie usłyszałem. Była tak zwinna, że JA nie miałem pojęcia, że stoi tuż za mną i obserwuje mnie jak czytam. Wtedy usłyszałem wdzięczny głosik młodej damy w zielonej, potarganej sukni „Naucz mnie zabijać. Muszę zabić bandytów, bo są bardzo źli”. Przestraszyłem się jej. Stała i patrzyła na mnie tak, że miałem wrażenie, że widzi wszystko. Nauczyłem ją zabijać, ale nie wiedziałem, że stworzyłem potwora – spuścił wzrok przygnębiony. Zdaje się, że to był koniec opowieści.
− Ona nie musi być potworem. Zrobię wszystko, by tak nie było. Muszę jej pomóc – powiedziałem zdeterminowany. Obiecałem sobie wtedy, że zrobię wszystko żeby Kim przestała. Mistrz Lay spojrzał na mnie i uśmiechnął się z wdzięcznością.
− Dziękuję, ci chłopcze.
− Mam jeszcze jedno pytanie... Wiedział mistrz, że ja też mam Kim na celu?
− Oczywiście
− Skąd?
− Pewnych rzeczy nie warto wiedzieć. Tak jest lepiej.

CZYTASZ
Kim, seryjny zabójca
Viễn tưởngZawód egzekutora nie jest łatwy. Wymaga podejmowania decyzji, od których zależy ludzkie życie. Co kryje się za tą maską gniewu, irytacji, wściekłości i frustracji? Zemsta przynosi ukojenie. Czy aby na pewno? (Okładka i ilustracje rysowane wykonane s...