XII

112 21 1
                                        

Interludium

W Klasztorze Taurei przydzielono mi do pomocy dwóch Wilków. Nie ukrywam, że nie spodobało mi się to. Jednak miałem już plan jak pozbyć się zbędnego balastu w niezwykle wyrafinowany sposób.
Stałem przed wrotami Klasztoru Sian i nie miałem pojęcia co począć. Jak dostać się do środka żywy?
− Kim jesteś by zakłócać spokój Klasztoru Sian?! – zagrzmiał głos z wieży przy bramie.
− Jam jest Shen z Klasztoru Taurei! Przybywam z wiadomością dla mistrza Lay, Wielkiej Pantery. Wiadomość ta jest najwyższej wagi. Królestwo nasze potrzebuje rady Wielkiej Pantery – oznajmiłem donośnym głosem mając nadzieje, że ujdę z życiem z tej całej sytuacji. Bramy Klasztoru otworzyły się z głuchym, basowym skrzypnięciem.
− Zatem wejdź, młody człowieku – w wejściu stał strażnik i zaprosił mnie gestem dłoni. Ukłoniłem się płytko dziękując i przekroczyłem mury Klasztoru. – Zaprowadzę cię do mistrza Lay – zaproponował.
Podążałem za starszym człowiekiem przez miejsce, które mi opisywano jako najgorsze na świecie zaraz po siedzibie Hien. Tymczasem było cudowne. Kroczyłem pod baldachimem z gałęzi drzew obsypanych białymi i błękitnymi drobnymi kwiatuszkami. Robiło to niesamowite wrażenie. W powietrzu unosiła się słodkawa woń kwiatów z nutą świeżo parzonej herbaty, która przywodziła mi na myśl Zeda. Uśmiechnąłem się na jego wspomnienie. Pośród kwiatów i kwitnących drzew stała drewniana altana, w której zasiadał mężczyzna z twarzą pooraną zmarszczkami. Nie był jednak stary, a jego włosy i cienka, długa broda (podobna do tej jaką miał Zed) miały kolor czystej czerni. Widać było, że ten człowiek przeszedł wystarczająco dużo. Jego ciało było naznaczone wieloma bliznami.
− Shen z Klasztoru Taurei do mistrza. Podobno przynosi ważną wiadomość – przedstawił mnie strażnik. Mistrz skinął głową i strażnik zostawił nas samych.
− Witaj, Wilku – mistrz Lay posłał mi uprzejmy uśmiech, czego szczerze powiedziawszy się nie spodziewałem. Ukłoniłem się płytko. – Jakie wieści przynosisz?
− Znaleźliśmy obóz Hien. Mam wrażenie, że Hieny coś knują. To może mieć kluczowe znaczenie dla naszego drogiego państwa. Klasztor Taurei zaangażował się w akcję, ale myślę, że nas zbyt dużo – mistrz tylko przytaknął jakby zgadzał się ze mną.
− Wybadajcie sprawę – rzucił jakby wiedział, że nie po to tu przybyłem.
− Nawiasem mówiąc... Dlaczego Kim miała mnie zabić?! Wiedziałeś że jest chora i nie da rady! Posłałeś ją na pewną śmierć! – poniosły mnie emocje i powiedziałem to nieco zbyt głośno.
− Nie posłałem jej na pewną śmierć, chłopcze – z jego twarzy zniknął uśmiech, a nazywając mnie w ten sposób zwrócił mi uwagę, że nie powinienem się był do niego tak mówić. Miał rację. – Wiedziałem, że nie da rady cię zabić, ale wiedziałem też, że nie da się zabić tobie.
− Więc po co miała ze mną walczyć? – czegoś tu nie rozumiałem.
− Jest w niej zbyt dużo gniewu i to ją niszczy. Nie jest idealnym zabójcą jak wszyscy uważają. Jest beznadziejnym zabójcą. Zabójca powinien wykonywać wyroki dla dobra kraju albo dla dobra bliskich, a ona robi to dla zemsty, by zaspokoić swoją chorą potrzebę zabijania. To nie jest dobre – bił od niego smutek. Zależało mu na niej.
− Więc dlaczego nie powiesz jej, że robi źle?
− Bo mogłaby przejść na złą stronę. Musi do tego sama dojść. Jest zbyt dumna i zbyt poraniona żeby przyjąć taką wiadomość, a przy kimś takim jak ty może to zrozumieć. Czyż nie zmienia się w twoim towarzystwie? – na jego twarz powrócił łagodny uśmiech.
− Tak... Jest inna. Ale dlaczego jest w niej tyle gniewu i frustracji? Skąd tyle nienawiści? – zapytałem mając nadzieję, że zdradzi mi tajemnicę, której sama mi nie chciała wyjawić.
− Przeszłość zmienia człowieka nie do poznania. Gdy miała dziesięć lat wraz z rodzicami jechała do portu by popłynąć na wyspę w interesach. Jednak drogi prowadziły przez ostępy dzikiej dżungli pełnej grabieżców. Rodzice Kim byli zamożni. Karoca wypchana złotem i kosztownościami to zbyt łatwy łup. Konwój napadli bandyci. Mała Kim ukryła się pod siedzeniem w karocy. Jeden z bandziorów wtargnął do środka i pozbawił życia obojga rodziców. Krew lała się wartkimi strumieniami z ran po wielokrotnych dźgnięciach nożem. Martwe oczy matki patrzyły się na jej najdroższy skarb, córkę, a ta przerażona nie mogła się ruszyć z miejsca osłupiona widokiem martwych rodziców. Przez długi czas dźwięczały jej w uszach krzyki bólu i rozpaczy rodziców, jeśli nie brzmią do dziś... Młoda Kim przysięgła, że pomści swoich rodziców. Była mądra i sprytna, więc wybrała się w podróż do legendarnego Klasztoru. Pewnego chłodnego wieczora stanęła za mną, a ja jej nie usłyszałem. Była tak zwinna, że JA nie miałem pojęcia, że stoi tuż za mną i obserwuje mnie jak czytam. Wtedy usłyszałem wdzięczny głosik młodej damy w zielonej, potarganej sukni „Naucz mnie zabijać. Muszę zabić bandytów, bo są bardzo źli”. Przestraszyłem się jej. Stała i patrzyła na mnie tak, że miałem wrażenie, że widzi wszystko. Nauczyłem ją zabijać, ale nie wiedziałem, że stworzyłem potwora – spuścił wzrok przygnębiony. Zdaje się, że to był koniec opowieści.
− Ona nie musi być potworem. Zrobię wszystko, by tak nie było. Muszę jej pomóc – powiedziałem zdeterminowany. Obiecałem sobie wtedy, że zrobię wszystko żeby Kim przestała. Mistrz Lay spojrzał na mnie i uśmiechnął się z wdzięcznością.
− Dziękuję, ci chłopcze.
− Mam jeszcze jedno pytanie... Wiedział mistrz, że ja też mam Kim na celu?
− Oczywiście
− Skąd?
− Pewnych rzeczy nie warto wiedzieć. Tak jest lepiej.

Kim, seryjny zabójcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz