Po tym dziwacznym wieczorze ogarnęła mnie melancholia i przejmujący smutek. Sen okazał się być zbawiennym rozwiązaniem. Jednak i sen musiał się skończyć, a do okna musiały zapukać promienie słońca zwiastując nowy dzień. Z głębokim westchnieniem zwlekłam się z łóżka i z niechęcią zjadłam śniadanie. Po ubraniu się w jedną z znienawidzonych przeze mnie suknię udałam się na rozmowę do cesarza.
Miałam świadomość tego, że ode mnie zależy bardzo wiele. Powinnam była się denerwować, niepokoić, ale o dziwo nie czułam tych uczuć. Nie czułam żadnych uczuć. Kamienna maska, którą założyłam poprzedniego wieczoru nadal spoczywała na mnie. Byłam chłodna i obojętna na wszystko. Przed oczami miałam tylko cel, który sobie postawiłam. Dobro królestwa. Na drugim planie zaś spoczywała wciąż nie gasnąca zemsta, która towarzyszy mi od najmłodszych lat.
Stanęłam przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu cesarza. Nie wahałam się, nie zastanawiałam. Po prostu zapukałam i odpowiedział mi potężny głos cesarza.
− Proszę!
Otworzyłam hebanowe drzwi, które nawet nie ważyły się skrzypnąć i weszłam do komnaty. Dygnęłam witając cesarza.
− Witaj, o cesarzu - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
− Witaj drogie dziecko. - Odwzajemnił uśmiech. Siedział na krześle przy stoliku z herbatą. - Usiądź. - Wskazał na krzesło naprzeciwko niego. Posłusznie zrobiłam jak kazał. - Po szczegółowym przeczytaniu zaproponowanej przez panią umowy jestem skłonny ją podpisać. W zasadzie już to zrobiłem. - Sięgnął po zwój dokumentów zapieczętowany cesarską pieczęcią. Zabrakło mi słów. Przecież wszystko miało zależeć od mojej rozmowy z cesarzem. - Wczoraj wieczorem nie widziałem panienki.
− Oh, byłam, ale niestety musiałam szybko wyjść. Głowa mnie rozbolała i nie czułam się zbyt dobrze - odparłam przepraszającym tonem.
− W takim razie rozumiem zniknięcie panienki. Mam nadzieję, że już jest lepiej? - Zabrzmiało to tak, jakby faktycznie się o mnie martwił...
− Tak, jest już w najlepszym porządku - przytaknęłam skwapliwie, ale nie za szybko.
− Cieszę się. Za to widziałem panienkę w moich ogrodach. - Na jego twarzy naznaczonej zmarszczkami pojawił się szeroki i szczery uśmiech pełen ciepła,
− Zgadza się. Pozwoliłam sobie pospacerować po ogrodach cesarskiej mości. Muszę przyznać, że zrobiły na mnie niezwykłe wrażenie. Spacerowałam po naprawdę wielu ogrodach, ale żaden nie był tak cudowny i tak przemyślany jak ten. Zdaje się, że o każdej porze roku wygląda on zjawiskowo - mówiłam, a kamienna maska powoli opuszczała moją osobę. Nie mam pojęcia jak to możliwe, ale przy tym starszym człowieku nie potrafiłam być tak chłodna i bezwzględna. Czy właśnie przy nim zaczynałam być sobą?
− Miło mi słyszeć taką opinię od panienki. Tym bardziej, że to ja zaprojektowałem ten ogród. Nie był on jednak dla mnie. Należał do mojej małżonki. Kyle była najpiękniejszą kobietą, jaka kiedykolwiek stąpała po ziemi. Że też pokochała mnie... To był cud, doprawdy cud... - Cesarz zdawał się zatopić we wspomnieniach. - Zaprojektowałem ten ogród z myślą o niej i dla niej z okazji naszej rocznicy. To była dopiero trzecia rocznica naszego małżeństwa. Przeżyliśmy razem wspaniałe trzydzieści jeden lat. Dlaczego panience o tym mówię...? Może dlatego, że przypomina mi panienka Kyle. Nie jest panienka jak inne damy tego świata, jest w panience coś... coś co sprawia, że tak łatwo nam się rozmawia i, że mam wrażenie, że mogę panience powiedzieć o wszystkim...
− Doprawdy nie wiem co powiedzieć, jaśnie panie. Pańskie słowa wprawiły mnie w niemałe osłupienie. Jeszcze nikt.... nigdy... - zaczęłam się jąkać. Wszystkie maski opadły z hukiem na ziemię. Siedziałam przed nim jak otwarta księga. Jeśli tylko by chciał mógłby mnie zranić tak iżbym się już nie podniosła. Jednak on tego nie zrobił.
− Nie ma za co, drogie dziecko. To wszystko prawda, a ten, który będzie miał zaszczyt panienkę pokochać będzie godny miana najszczęśliwszego. Kyle na pewno by panienkę pokochała i podejrzewam, że nie pozwoliłaby panience wyjeżdżać. A propos wyjazdu. Mam nadzieję, że zostanie panienka na dłużej? - zapytał z nadzieją w głosie.
− Na dwa, trzy dni. Niestety obowiązki wzywają - miałam wyrzuty sumienia, że okłamuję tak zacnego człowieka jakim jest cesarz, ale nie mogłam mu powiedzieć prawdy. Było mi z tym co najmniej źle.
− Dobre i to. Zatem mam nadzieję, że przyjdzie panienka do mnie jeszcze na herbatę i ciastko. Jednak teraz muszę panienkę przeprosić. Obowiązki cesarza... - westchnął ciężko spoglądając na stosy dokumentów.
− Oczywiście, cesarzu. Zjawię się jutrzejszego popołudnia, jeśli nie ma cesarz nic przeciwko - wstałam od stołu.
− Idealnie. Do zobaczenia jutro milady - znów ten ciepły uśmiech.
− Do zobaczenia jutro - dygnęłam i wyszłam z gabinetu cesarza.
Ta rozmowa odznaczyła się na mojej osobowości i dała mi do myślenia. Zastanawiałam się jak to możliwe, że cesarz porównał mnie do swojej zmarłej żony. Był to dla mnie jednocześnie wielki zaszczyt jak i szok. Ciągle zdawało mi się, że nie jestem godna takich słów, ale z drugiej strony skoro sam cesarz tak powiedział... Czemu by te słowa nie miały być prawdziwe? Czemu bym nie mogła sprawić żeby te słowa były prawdziwe?

CZYTASZ
Kim, seryjny zabójca
FantasíaZawód egzekutora nie jest łatwy. Wymaga podejmowania decyzji, od których zależy ludzkie życie. Co kryje się za tą maską gniewu, irytacji, wściekłości i frustracji? Zemsta przynosi ukojenie. Czy aby na pewno? (Okładka i ilustracje rysowane wykonane s...