Cztery lata później...
Bieg, ruch, wyostrzone zmysły, adrenalina, nieznaczny szelest liści. Przeskakiwałam z jednej gałęzi na drugą biegnąc wysoko nad ziemią. Podążałam za moją następną ofiarą. Mój cel znajdował się niecały kilometr przede mną, a dystans ten z każdą sekundą malał. Wkrótce zbliżyłam się na tyle blisko, by ujrzeć mój cel. Ten mężczyzna wyglądał jak typowy łotr. Jego czerwonawe włosy były postawione w pokaźnego irokeza. Na naramiennikach sterczały mu stalowe ćwieki, a w dłoni trzymał ciężki topór. Jego ostrze było splamione czyjąś krwią. Nie mogłam dopuścić by ta broń odebrała życie następnym niewinnym ludziom. Musiałam położyć kres jego zabójstw.
Bezszelestnie stanęłam tuż nad ofiarą. Powoli zsunęłam się na mocnej lianie i wisiałam za mężczyzną, który był zajęty czytaniem mapy.
-Gubiąc drogę odnalazłeś śmierć – powiedziałam niemal szeptem delektując się każdą sylabą.
Zanim obiekt zdążył się obejrzeć, szybko i zwinnie poderżnęłam mu gardło. Wokół rozległ się dobrze znany mi zapach. Zapach dobrze wykonanego zadania. Większość moich celów nie sprawia większych kłopotów tak jak ten z irokezem. Nawet nie pamiętam jego imienia, ale pamiętam, że nosił specyficzny naszyjnik. Złoty okrąg z runicznymi znakami, które odczytać może tylko mistrz. To znak Klanu Hien. Zerwałam łańcuszek z jego szyi, a okrąg umoczyłam w jego krwi na znak, że zlecenie zostało wykonane. Mogłam wracać do mojego klasztoru, który z upływem lat stał się moim domem.
Klasztor Cieni, Sian, od wieków skrywał tajemnicę Dzikich Kotów jakimi byli jego mieszkańcy. Wjechałam przez drewnianą bramę i oddałam rumaka w ręce chłopca stajennego. Słońce już w połowie zaszło za ciemną linię horyzontu. Mistrz Lay lubił tę porę dnia. Mawiał, że właśnie wtedy dzień walczy z nocą do ostatniej minuty dopóki ostatnie promienie nie znikną z nieboskłonu, a ten nie pokryje się granatowym płaszczem wysadzanym brylantami. Poszłam do drewnianej altany i ukłoniłam się płytko przed mistrzem zwanym także Panterą.
-Witaj, Kim. Polowanie się udało? – zapytał nie podnosząc wzroku znad zapisanej runami kartki papieru.
-Tak, mistrzu, a na szyi ofiary znalazłam rzecz, która może mistrza zainteresować – z kieszeni wyciągnęłam naszyjnik i położyłam na biurku mistrza. Mężczyzna spojrzał zaciekawiony i chwycił złoto w palce. Obracał okrąg przyglądając się uważnie każdej runie. Mruczał pod nosem niezrozumiałe dla mnie słowa. – Mistrzu?
-Eh, Kim... Musisz się jeszcze wiele nauczyć, a zwłaszcza cierpliwości. Cierpliwość jest kluczem do sukcesu, jednym z wielu, ale bez niej nie odniesiesz sukcesu. Należał do Klanu Hien, czego zupełnie się nie spodziewałem. Klan się rozrasta i zupełnie nie mam pojęcia dlaczego. Niegdyś Klan Hien był elitą wojowników, sama śmietanka świata zła. Jednak ostatnio odnotowałem dziwne zajścia, które informują nas o tym, że do Klanu przyjmuje się byle kogo. Zdumiewające... No cóż, rozpatrzymy tę sprawę na zebraniu Rady Cieni, które nastąpi w najbliższy piątek. – Odłożył energicznym ruchem naszyjnik. Jego ruchy zazwyczaj są wyważone i przemyślane, ten zaś spowodował niemały hałas, co sugeruje, iż mistrz denerwuje się tą sprawą. Ja też zaczęłam się bać, to musi być coś poważnego. – Przykro mi, Kim, że nie daję ci odpocząć, ale inne Koty nie podołają takiemu zadaniu jakie mam zamiar ci powierzyć – szybko zmienił temat.
-Mistrzu, nie czuję się najlepiej, chyba jestem chora... – powiedział nieśmiało. Mam stu procentową świadomość, że dla mistrza Lay nie ma czegoś takiego jak choroba.
-Zabójca nie choruje, Kim. Musisz się nauczyć wytrwałości, musisz być silna. Jutro z samego rana wyruszasz by dokonać kolejnej egzekucji, a oto akta ofiary. Dobranoc, Kim i nie zapomnij o wieczornym treningu. Zabójca musi doskonalić swe umiejętności – to były ostatnie słowa mistrza jakie usłyszałam tego wieczoru. Nie było dyskusji, wypełniać wolę mistrza to mój obowiązek, a uchylanie się od jego słów to niewybaczalny dyshonor i błąd, których ja nie popełniam.
Odeszłam więc w ciszy, a ciemność zdążyła dotrzeć do najgłębszych zakamarków świata. Noc była gwieździsta i spokojna, do czasu, gdy niebo pokryło się gęstą warstwą chmur, a ziemię nawiedziła porządna burza. Jednak mimo deszczu i grzmotów ćwiczyłam rzut sztyletem i operowanie długim kijem zakończonym lekko zagiętym ostrzem. Walka tą bronią jest bardzo rzadko spotykana i dlatego należy do moich ulubionych stylów. Moje ubranie było przemoczone a rdzawe kosmyki włosów przyklejały mi się do twarzy, ramion i pleców. Kiedy ból rozrywał mi mięśnie, a mój błędnik oszalał organizując w mojej głowie całkiem pokaźną karuzelę, schowałam broń i udałam się do swego pokoju by odpocząć przed kolejnym zadaniem.
O dach uderzały setki tysięcy kropel deszczu nie pozwalając mi zmrużyć oka. Przeszkadzały mi również głośne grzmoty. Jednak zmęczenie wzięło górę i w końcu udałam się w objęcia Morfeusza.
Z samego rana wyruszyłam w drogę na poszukiwania tajemniczego Shena zihao co oznacza ognistego wilka. Ten mężczyzna należał do wrogiej organizacji, Klasztora Taurei, który kryje Watahę Wilków. Oni tak jak my wykonują egzekucje. Są seryjnymi zabójcami. Jechałam w deszczu, a kaszel rozrywał mi płuca. Zastanawiało mnie jedno: co się stanie kiedy spotkają się dwaj zabójcy?

CZYTASZ
Kim, seryjny zabójca
FantasiaZawód egzekutora nie jest łatwy. Wymaga podejmowania decyzji, od których zależy ludzkie życie. Co kryje się za tą maską gniewu, irytacji, wściekłości i frustracji? Zemsta przynosi ukojenie. Czy aby na pewno? (Okładka i ilustracje rysowane wykonane s...