XVIII

130 15 0
                                        

Podróż do pałacu cesarza trwała trzy godziny. To były trzy bardzo męczące godziny. Gorset nie dawał mi spokoju i męczyły mnie ciągłe zawroty głowy. Obawiałam się, że zemdleje, ale na szczęście do niczego takiego nie doszło. W końcu zajechaliśmy pod wrota pałacu i stanęłam przed rzeźbionymi drzwiami. Lokaj przywitał nas serdecznie i poprowadził zawiłymi korytarzami do samego cesarza.
W gardle czułam rosnącą gulę. Stukot moich własnych obcasów odbijał się głuchym echem w mojej głowie. Wargi moich ust mi spierzchły, dłonie były tak zimne, że omal nie zamarzły. Miałam ochotę odetchnąć głęboko, ale byłam zmuszona do nerwowych, płytkich oddechów. Ocknęłam się z odrętwienia spowodowanego strachem gdy stałam przed cesarzem zasiadającym na hebanowym krześle obitym czerwonym aksamitem.
− Witaj, milady, w naszych skromnych progach - głos cesarza był miękki i przyjazny, na pozór mógł należeć to prawego człowieka. Dygnęłam z gracją.
− Witaj, o cesarzu - odparłam nieco drżącym głosem. - Zaszczytem jest gościć w waszych imponujących komnatach - Cesarz uśmiechnął się przyjaźnie słysząc te słowa.
− Lokaj zaprowadzi was do waszych pokoi, a gdy się już rozgościcie zapraszam na uroczyste przyjęcie zorganizowane na waszą cześć. Do zobaczenia na przyjęciu.
Na pożegnanie jeszcze raz dygnęłam i tym oto gestem oficjalne przywitanie dobiegło końca. Byłam wolna. Lokaj zaprowadził nas do naszych pokoi. Służący już przenieśli i poukładali tam nasze rzeczy . Zostałam z Shenem sam na sam w mojej komnacie.
− Wspaniale się spisałaś - pochwalił mnie uśmiechając się przyjaźnie. Wpatrywał się we mnie głodnym spojrzeniem i jego twarz się zmieniła. Zaczął mnie przerażać. Nie miałam pojęcia jak się zachować.
− Dziękuję - odparłam więc udając zawstydzenie i maskując tym samym strach.
Zaczęłam czuć się nieco niezręcznie. Uparcie wpatrzony we mnie wzrok Shena onieśmielał mnie bardziej niż cokolwiek innego.
− Diana powiedziała, że musisz do niej wpaść żeby przygotować się do przyjęcia. Wspomniała coś o sukniach - powiedział spuszczając wzrok.
− Może lepiej już do niej pójdę - odparłam zmieszana i pospiesznie opuściłam pokój. Shen został sam, a ja znów czułam się słabo.
Na korytarzu rozległo się rytmiczne pukanie do drzwi. Po ich drugiej stronie stanęła szeroko uśmiechnięta Diana. Bez zbędnych czułości i powitań po prostu weszłam do środka. Mój pośpiech był spowodowany strachem przed głodnym spojrzeniem Shena. Bałam się tego przyjęcia bardziej niż czegokolwiek innego. Diana rozpoczęła rozległy monolog na temat niewybaczalnego faux pas, jakie popełniła pewna baronowa. Od incydentu z baronową płynnie przeszła do rozważań nad kolorem sukni, jaką powinnam włożyć tego wieczoru.
Mnie jednak nie zajmowały ani przygody baronowej, ani kolor sukni. Myślałam tylko o przerażająco pożądliwym spojrzeniu Shena. Zachodziłam w głowę zastanawiając się nad tym co Shen myślał i co czuł. Byłam coraz bardziej zła na niego i na siebie. Mój gniew wziął się ze strachu przed dotąd nieznanym mi uczuciem.
Siedziałam przed toaletką z zamkniętymi oczyma, a Diana nakładała mi kolejną warstwę pudru. Poczułam jak zapina mi na szyi kolię. Otworzyłam oczy i popatrzyłam na przerażenie czające się w moich oczach i pod pokaźnymi pokładami pudru na mojej twarzy. Byłam na siebie, zła za myśli krążące po moim udręczonym umyśle.
Byłam ubrana w granatową suknię z czarnymi koronkami. We włosy miałam wpiętą czerwoną różę, a w kolii, która spoczywała na moim dekolcie skrzyły się czerwone i szafirowe kamyczki. Wszystko było dokładnie przemyślane, a całość tworzyła piorunujące wrażenie.
− Do przyjęcia została jakaś godzina. Ty możesz iść podziwiać ogrody, a ja oddam się lekturze kolejnego romansu i będę sobie wyobrażać, że tym razem główna bohaterka to ja - Diana oznajmiła tonem pełnym optymizmu.
− Oczywiście, do zobaczenia na przyjęciu - odparłam i wyszłam z komnaty.
Podążyłam zawiłymi korytarzami pałacu kierując się w stronę cesarskich ogrodów. Z początku skupiałam się na drodze z obawy, że zgubię właściwą drogę, w tym przypadku korytarz, ale potem przestałam o to dbać.
Spacerując po cesarskich ogrodach zatopiłam się w głębokich tokach myślowych. Analizowałam zachowanie Shena, ale mimo analiz nie miałam pojęcia o co chodzi. Byłam tak zajęta myślami, że przestałam dostrzegać otaczający mnie świat. Piękno kwiatów i majestat wiekowych drzew przestały mieć dla mnie znaczenie. Po protu kroczyłam powoli kamienną ścieżką.
− Świat myśli rodzi różne owoce, nie zawsze są one dobre - usłyszałam głos Zeda, który przedarł się przez zasłony mojego umysłu.
Spojrzałam na mężczyznę siedzącego na kamiennej ławce. Zed patrzył na mnie swoimi tygrysimi oczami.
− Zmartwienia więżą mnie w świecie myśli. Co się stało z Wilkiem? - zapytałam usiadłszy tuż obok Tygrysiego mędrca.
− Otworzył oczy i zobaczył to, co niedostrzegalne. - Jego zagadkowe odpowiedzi wcale nie przypadły mi do gusty, ale już do takowych przywykłam przebywając w towarzystwie mistrza Lay.
− Co takiego zobaczył. Ja też mogę to dostrzec? - dociekałam.
− Zobaczysz na pewno w swoim czasie. Shen ujrzał największą tajemnicę tego świata i olśniła go, odmieniła jego myślenie. Jednak on sam nie dostrzega jeszcze tej zmiany, tak jak nie dostrzega kwitnących w nim kwiatów. - Kiedy to mówił patrzył w dal tak, jakby widział kwiaty Shena. Wraz z odpowiedzią nasunęło mi się mnóstwo pytań, ale właśnie wtedy Zed odezwał się ponownie. - Czas wracać do pałacu. Przyjęcie rozpocznie się lada moment. Nawiasem mówiąc wyglądasz olśniewająco. - Zarumieniłam się nieco i w towarzystwie Zeda poszłam w kierunku sali balowej.

Kim, seryjny zabójcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz