XVII

109 17 0
                                        


− Co?! Chyba zwariowałeś! - krzyknęła pełna gniewu. Powinienem się już przyzwyczaić do wrogości Kim, ale nadal nie potrafiłem tego pojąć. Posmutniałem.
− Kim, to jedyne wyjście. Nie robię ci na złość tylko staram się ratować cesarza - odparłem zachowując spokój.
− Nie mogłeś wymyślić czegoś innego? - cisza. - To przez ciebie. Trzeba było się nie zgodzić żebym z wami jechała. Nie musiałbyś wymyślać tak upokarzającego planu - rozpaczała piskliwym głosem.
− Zabrałem cię, bo wiedziałem, że będziesz potrzebna. Nie wymyśliłbym innego planu. Musisz to zrobić bo chodzi o nasz kraj, o naszego cesarza, a nie o twoje ego i jakieś widzi mi się. Nie marudź tylko zepnij pośladki i z szerokim uśmiechem wykonaj swoje zadanie, które ci powierzam - miałem twardy ton, trochę tego żałowałem, ale jak zwykle najpierw powiedziałem, a potem pomyślałem. Patrzyła na mnie nie wiedząc co powiedzieć. Wypuściła powietrze z płuc i popatrzyła na mnie poddając się.
− No dobrze... Możemy do niej iść - odparła z rezygnacją w głosie. Jeden kącik ust uniósł mi się w tryumfalnym uśmieszku.
− Więc chodźmy.
Ani się nie obejrzałem, a już staliśmy przed hotelowymi drzwiami milady Diany. Zapukałem do nich rytmicznie i otworzyła sama Diana uśmiechając się promiennie i przyjaźnie.
− Witaj, Kim - przywitała ją ciepło.
− Witaj, milady - odpowiedziała uśmiechem.
− A więc ty to nowa ja. Wejdź, musimy cię przygotować do roli największej damy tego świata - zaprosiła nas gestem dłoni pełnym gracji. Diana odznaczyła się niezwykłą skromnością. - Shen, mógłbyś nas zostawić same?
− Oczywiście - opuściłem pokój zamykając za sobą drzwi.

− Trzeba cię ubrać. Jaki kolor sukni preferujesz? - zapytała Diana zaglądając do ogromnej skrzyni wypełnionej ubraniami.
− Szmaragdowy, zielony - odparłam nieśmiało.
− Doskonały wybór! - wręczyła mi bieliznę i zagoniła mnie za parawan. Przebrałam się pospiesznie, a gdy byłam już gotowa Diana zawiązała mi gorset. Z trudem łapałam oddech. Gdy miałam już na sobie szmaragdową suknie z czarnymi koronkami i dodatkami usiadłam przy toaletce i Diana kazała mi zamknąć oczy. Czułam jak pudruje mi twarz, a następnie zakłada naszyjnik. Upięła mi włosy, a gdy skończyła pozwoliła otworzyć oczy i spojrzeć w lustro.
W szklanej tafli zobaczyłam odbicie całkiem obcej mi osoby. Siedziała przede mną piękna kobieta pełna klasy i wdzięku. To nie byłam ja i poniekąd mnie to przerażało. Przez parę chwil siedziałam wpatrując się we własną twarz wyszukując podobieństwa do samej siebie.
Przez następne parę godzin Diana tłumaczyła mi jak mam się zachowywać i jak doprowadzić do podpisania umowy handlowej. Tłumaczyła i objaśniała. Przeszłam przyspieszony kurs na damę. Byłam gotowa do zmierzenia się ze światem dobrych manier.
Do pokoju Diany wszedł Shen i kiedy jego wzrok opadł na mnie przystanął w półkroku. Patrzył skamieniały i milczał nie wiedząc co powiedzieć. Nie potrafiłam rozszyfrować jego wyrazu twarzy.
− Wyglądasz... Jesteś... Wyglądasz cudownie - wypowiedział w końcu. Zdawało mi się, że zaschło mu w gardle. Nie mógł oderwać ode mnie wzroku. Czułam jak oblewam się rumieńcem i nie byłam pewna, czy widać czerwień moich policzków pod warstwą pudru czy też nie.
− Jesteśmy gotowi, zabójco - oświadczyła wesoło Diana demolując tą piękną chwilę, gdy Shena zajmowałam tylko ja. Niestety jej głos sprowadził mnie na ziemię i nie tylko przypomniałam sobie, że czeka mnie misja, ale przypomniałam sobie także, że jestem wściekła na Shena.

Kim, seryjny zabójcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz