Chapter 1

5.9K 301 14
                                    

Wszędzie było jasne światło. Raziło moje oczy. Zbyt długo nie widziałam poblasku, przez co teraz moje powieki zaszły łzami od ciągłego ich przymrużania.
Słyszałam kroki. Ktoś niewątpliwie się zbliżał.

Gdzie ja jestem?.

Światło na chwilę przygasło.
Nie wiedziałam, czy to ja zamknęłam oczy, czy ktoś lub też coś skutecznie mi je zasłoniło. Byłam skrępowana, więc nie mogłam zareagować, kiedy poczułam zimny przedmiot zaciśnięty na mojej szyi. Usiłowałam krzyczeć. Z mojego gardła wydostał się tylko zdławiony szloch. Coś było w moich ustach. Panikując, zaczęłam tracić oddech. Dusiłam się, powoli zasypiając.

_______

Uchyliłam powieki, od razu napotykając ostre światło.
Kaszlałam, jakbym miała zaraz wypluć płuca.
Momentalnie drzwi skrzypnęły.
Nieznajomy wszedł do środka i powoli zbliżał się w moim kierunku.
Postanowiłam udawać, że śpię, albo jestem martwa - w obu wypadkach powinien dać mi spokój i w tym celu ponownie pozwoliłam swoim powiekom opaść, z całych sił powstrzymując łzy ciskające mi się do oczu.
Mężczyzna odziany w kitel lekarski- co udało mi się zauważyć w momencie, kiedy odwrócony do mnie plecami gorączkowo szperał w szufladach po drugiej stronie pomieszczenia- włączył urządzenie, które zaczęło pikać w rytm pracy mojego serca.

Teraz na pewno pomyśli, że jestem
martwa.

Złapał za moje ramię swoją zimną dłonią, a ja odruchowo je cofnęłam.

To by było na tyle, jeśli chodzi o przykrywkę.

- Przecież wiedzę, że nie śpisz.

Nie pozostało mi nic innego jak pójście w zaparte, wiec zdecydowałam się milczeć.

- Nic nie powiesz?.

Mężczyzna próbował ukryć swoje rozbawienie zaistniałą sytuacją, ale i tak z jego gardła wydostał się chichot. Mnie natomiast do śmiechu nie było wcale.
- Nie - mój głos zabrzmiał groźnie, jakbym samym tonem miała go zmusić do zaprzestania wszelkich czynności, na co oczywiście liczyć nie mogłam.

- Wiesz 15-latka, zaraz zginie, to nawet zabawne.
- Mam 17 lat - moja duma nie pozwalała mi siedzieć cicho, za co przeklinałam się w myślach.
Co więcej, chyba taka odpowiedź mu się spodobała, bo kolejny raz obdarzył mnie krzywym uśmiechem.

Oh, zamknij się idiotko.
________
W końcu odważyłam się podnieść wzrok na twarz mężczyzny, nie śledząc już jedynie ruchu jego warg raz po raz odsłaniających proste zęby.

Przynajmniej spojrzę mu w twarz.

O dziwo ujrzałam nad sobą faceta po trzydziestce z blond lokami opadającymi na czoło.
Jego oczy były zielone, jednak nie był to piękny odcień trawy, prędzej na myśl przypominały mi zgniliznę.
Jego usta były wykrzywione w chwilowym grymasie, ale kiedy jego oczy napotkały moje. Will -bo taki miał napis na plakietce, wydawał się wprost zachwycony.
- Psychopata - burknęłam pod nosem, a sądząc po jego nagłej zmianie nastroju, usłyszał to.

Cholera. Cholera. Cholera.

Uniósł na wysokość moich oczu strzykawkę wypełnioną żółtym płynem.

Trucizna?.

Will, widząc moje przerażenie, po raz kolejny zareagował śmiechem.
Poczułam ukłucie w ramię. Oświetlenie powoli przestało mi dokuczać, kiedy opadałam w ciemność.

Pora umierać.


Opowiadanie będzie pisane od nowa ze względu na to, że jest krótko mówiąc słabe. W najbliższym czasie powinno zniknąć z Wattpada.

DNA Virus (rewritten)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz