Chapter 11

1.7K 173 20
                                    

Biała kanapa, wciąż poplamiony żółty dywan, zniszczony szklany stolik do kawy i zdjęte obrazy ze ścian, jako pierwsze rzuciły mi się w oczy po przekroczeniu progu domu. Zaskoczona odkryłam, że te meble pozostały w salonie jako jedyne. Nie było już śladu po plazmowym telewizorze, skórzanych fotelach, a nawet mini barku, który zawsze znajdował się z całym zestawem krzeseł i najróżniejszych alkoholi w prawym rogu pomieszczenia. Rozglądałam się w poszukiwaniu czegokolwiek, co zdradzałoby obecność rodziców w budynku, ale nic na to nie wskazywało. Przemierzałam salon wzdłuż i wszerz próbując wymyślić, gdzie u licha mogą się podziewać. W pewnym momencie nawet odliczałam kroki, które stawiałam, poruszając się od drzwi, do drzwi mając nadzieję na to, że odrobina ruchu pobudzi moje szare komórki.
-Długo będziesz tak łazić ?-Riley
nonszalancko stał oparty o framugę i nawet nie próbował ukryć, że ta sytuacja go najzwyczajniej bawi. Postanowiłam puścić to mimo uszu ze względu na to, że nie byłam w nastroju do kłótni, nie wspominając, że byłam bliska płaczu. Zamiast nawiązać rozmowę, ja wyjęłam swój telefon z tylnej kieszeni moich jeansów. Wysłałam krótką wiadomość do Dave'a, prosząc go o przyjazd. Miałam dość chama stojącego za moimi plecami. Nie chciałam go nawet informować o przyjeździe jego brata. Nie chciałam go informować o czymkolwiek.

Próbował jeszcze parę razy wciągnąć mnie do rozmowy.
Pytał o inne pokoje w domu- których nie chciałam oglądać, bo nie chciałam patrzeć na puste pomieszczenia. Przynajmniej nie teraz. Wolałam trzymać się nadziei, że moi rodzice wcale mnie nie zostawili, nie spisali na straty, nie uznali za martwą. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo jest to naiwne, ale nie widząc pozostałych pomieszczeń, mogłam się łudzić, że wszystko jest dobrze. Po prostu chciałam wierzyć, że wcale ich nie straciłam.

Nawet nie wiedziałam, czy dom wciąż należy do mojej rodziny, czy już dawno widnieje z napisem „sprzedane” w miejscowej agencji nieruchomości.
Ta myśl nie dawała mi spokoju do tego stopnia, że dotychczasowe postanowienia puściłam w niepamięć 
Wiedziona impulsem ruszyłam wprost do ich sypialni. Po drodze utwierdzałam się tylko w przekonaniu, że teraz zostałam sama. Spodziewałam się zobaczyć przynajmniej parę mebli w postaci starych półek na książki lub szafy na ubrania. Tymczasem nie zastałam nic. Nie było tu niczego prócz warstwy kurzu, która informowała, że rodzice opuścili miasto przynajmniej parę tygodni temu.
Zacisnęłam dłonie w pięści i puściłam się biegiem do pokoju, który jeszcze nie dawno należał do mnie.
Nie myślałam, że zobaczę w pełni umeblowaną sypialnie, która w dodatku została w nienaruszonym stanie. Resztkami sił próbowałam powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. Nie mogłam pozbyć się myśli, że chcieli o mnie zapomnieć. Zaczęli nowe życie...beze mnie.

DNA Virus (rewritten)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz