Koniec tego.
Po godzinnym wylegiwaniu się w łóżku i tępym wpatrywaniu się w sufit w końcu wymyśliłam co mam robić dalej.
Otóż nic.
Miałam dość tej całej sytuacji. Czułam się jak w jakiejś operze mydlanej, które swoją drogą zawsze oglądałam z mamą. Stwierdziłam, że jestem stanowczo za młoda, aby podejmować takie decyzje i pierwsze, co muszę zrobić to...porządnie się napić.
Wiec tak oto przeszukiwałam szafę w poszukiwaniu skórzanej sukienki, która miałam na swoich 17 urodzinach. Zdecydowałam się na czarne szpilki pod kolor sukienki.
Tego dnia postawiłam na mocny makijaż. Dopiero w chwili kiedy miałam opuszczać pokój, przypomniałam sobie, że ja nie mam pieniędzy.
Świetnie, nigdzie nie pójdę.
Miałam już sięgać do szafy po jakieś dresy i nawet godziłam się z myślą, że muszę zmienić swoje plany na objadanie się lodami i oglądanie seriali u któryś ze znajomych- bo osób, które nieraz mnie upokarzały i zostawiały pijaną w barach przyjaciółmi, nazwać nie mogę, ale właśnie tego potrzebowałam.
Upić się
Wracając, mój wzrok padł na komodę, na której ustawiłam jakiś rok temu świnkę- skarbonkę. Liczyłam na to, że przez tyle czasu udało mi się zgromadzić wystarczająco dużą ilość pieniędzy. Zbierałam je na myśl o studiach, ale patrząc na to, że nie było mnie w szkole od...dość długiego czasu, raczej wątpiłam w szanse na przyjęcie.
Kiedyś chciałam zostać lekarzem, a teraz nawet nie wiem, czy wciąż jestem na liście uczniów w liceum.
Byłam zaskoczona, kiedy ujrzałam zgromadzony majątek. Nie sądziłam, że mam tego aż tyle. Wzruszyłam ramionami i wcisnęłam cała zawartość skarbonki do kieszeni mojej kurtki. Miałam zamiar dziś przepić wszystko.
W końcu mi też się coś należy.
Ostatni raz spojrzałam na odbicie w lustrze, po czym stwierdziłam, że wyglądam znośnie.
Cóż, przede mną o wiele trudniejsze i może nawet niebezpieczne zadanie. Musiałam przejść obok braci- najlepiej niepostrzeżenie. Rozumiałam, że chcieli mnie chronić, ale nie miałam bladego pojęcia czemu, wiec skoro nie wiem nic o jakimkolwiek zagrożeniu uznałam, że go wcale nie ma.
Po serii uspokajających wdechów przeszłam do Mission Impossible.
Słysząc swoje kroki, które echem odbijały się w budynku, zaczęłam przeklinać w myślach swoją głupotę i czym prędzej cofnęłam się do pokoju, żeby zdjąć te cholerne szpilki. Buty złapałam pod pachy i ponownie wyszłam na korytarz.
Podejście drugie.
Idąc na placach u stóp powoli, zbliżałam się w kierunku drzwi. Modliłam się, żeby żaden z braci mnie nie usłyszał.
Proszę, proszę, proszę, proszę.
-Camryn, wychodzisz ?- doszedł do moich uszu głos Dave'a.
Przecież prosiłam!.
Brzmiał jakby się o mnie...martwił. Poczułam się okropnie z myślą, że chce go tak wykiwać.
Ogarnij się dziewczyno!.
-Ja...nie coś ty, ja właśnie...mierzyłam te rzeczy, bo w końcu muszę wiedzieć co mam zabrać, bo przecież zostać tu nie mogę- posłałam w jego stronę jeden z najbardziej fałszywych uśmiechów, który o zgrozo odwzajemnił.
- Pójdę do łazienki
-Zaczekaj, ja...- widziałam, że chłopak się czymś denerwuje, ale nie miałam bladego pojęcia, o co może chodzić.
- Tak ?
-Masz rację, idź, porozmawiamy później- nie sądziłam, że mogę poczuć się jak jeszcze większa szmata, ale właśnie tak się poczułam.
Po prostu stamtąd wyjdź.
Uśmiechał się ostatni raz i poszedł w przeciwnym kierunku.
Westchnęłam i złapałam za klamkę drzwi prowadzących do łazienki.
Przynajmniej nie do końca skłamałam. Odkręciłam kurek pod prysznicem i powoli wycofałam się z pomieszczenia.
Teraz zdobędę trochę czasu.
Bardzo powoli przemierzałam korytarz w kierunku wyjścia. Rozglądałam się na wszystkie strony w poszukiwaniu ewentualnego zagrożenia. Z wielką uwagą stawiałam kolejne kroki, omijając szerokim łukiem panele, które mogłyby skrzypieć pod moim ciężarem.
Odetchnęłam z ulgą, będąc tuż przy drzwiach. Ostrożnie złapałam za klamkę w nadziei na stłumienie ewentualnych dźwięków, ale nie byłabym sobą, gdybym po drodze czegoś nie spieprzyła i w chwili kiedy już miałam się przeciskać przez uchylone drzwi, które otworzyłam na dość wąski otwór, wypadł mi telefon, wciśnięty za pasek moich spodni.
Szlag.
Niewiele myśląc zostawiłam swój smartphone na podłodze i jak opatrzona wybiegłam z budynku.
CZYTASZ
DNA Virus (rewritten)
Vampire"- Nie pozwolę ci odejść, bo właśnie tak samolubny jestem" " -Bądź szczęśliwa - powiedział widocznie poirytowany. -Gdybyś tylko znał moją definicję szczęścia - mruknęłam cicho pod nosem" TO BYŁO MOJE PIERWSZE OPOWIADANIE, WIĘC ZDAJE SOBIE SPRAWĘ Z...