Chapter 9

1.8K 173 9
                                    

— To niedorzeczne, przecież tu nic nie ma — jeszcze raz obejrzałam swój nadgarstek.

Nawet swoje poszukiwania przeniosłam na inne części ciała, ale nie znalazłam nic — prócz licznych siniaków i zadrapań.

Riley będzie mi fundował salon piękności.

— Widzisz coś? — Wspomniany osobnik nachylił się nad swoim bratem, który z kolei nachylony był nade mną.
— Nie, możliwe, że to pomyłka.
— Och daj to — brutalnie pociągnął mój nadgarstek, a zanim zdążyłam zareagować, wykręcił mi rękę.
— Puść mnie!.
— Zrobisz jej krzywdę — nie potrafiłam odczytać jego intencji, ale sądzę, że próbował mi złamać kość promieniową.

Gdyby Dave go nie odciągnął z pewnością, w końcu przydałoby mi się ubezpieczenie na życie, a nie paliłam się, żeby z niego skorzystać.

— Ty — zwróciłam się do Riley'go.
Posłał w moją stronę jeden ze swoich uśmiechów. Przyznam, że na jego widok z pewnością część dziewczyn rzuciłaby się na niego, może jego „urok” działałby i na mnie, gdyby mnie on tak...  nie obrzydzał, a może to tylko świadomość, że próbuje mnie zabić. Aha i jest dupkiem, wiec co z tego, jak wygląda ?.

To się dopiero nazwa marnotrawstwo.

— Nie zbliżaj się — wycedziłam.

— Oszczędź sobie kotku. Naprawdę stać cię tylko na marne „nie zbliżaj się” ? — próbował naśladować mój ton, co przyznam, zdenerwowało mnie, do tego stopnia, że złapałam pierwszą, lepszą butelkę, którą miałam pod ręką i szłam prosto na niego z zamiarem popełnienia zabójstwa.
— Odłóż to — powiedział ostrzegawczo, co muszę przyznać, zadziałało na mnie, jak płachta na byka. Rzuciłam alkoholem w lampę stojącą obok chłopaka. Nie taki miał być efekt.
Nigdy nie celowałam zbyt dobrze, ale to już przesada.

— Cholerna kobieto!— Riley pociągał za swoje końcówki włosów prawdopodobnie by się uspokoić.
— Nie przesadzaj. Jestem pewna, że masz całkiem niezły zapas tego- wskazałam na rozbity trunek.
Zobaczyłam w jego oczach niebezpieczny błysk.
— Jedziesz do Włoch.
—Jechać to ja mogę do domu, ale jak chcesz, wpadnę po drodze, do monopolowego. Ile to coś mogło kosztować ?.

— Dziesięć tysięcy dolarów.

Z wrażenia otworzyłam buzię. 10 tysięcy. Jedna butelka była warta pieprzone tysiące dolarów.

Modliłam się, żeby to nie była prawda, ale na wszelki wypadek postanowiłam obrócić to w żart.

Żebym jeszcze umiała żartować.

— Nie wiedziałam, że popijasz złoto.

Mentalnie dałam sobie w twarz.

Cóż, przynajmniej nic mnie już nie bolało.

DNA Virus (rewritten)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz