Chapter 17

1.3K 124 7
                                    


Dave
Obudziło mnie pukanie, choć bardziej adekwatne byłoby określenie tego waleniem do drzwi od mojej sypialni. Westchnąłem ciężko, po czym złapałem za telefon leżący na półce obok. Po odblokowaniu urządzenia wyświetlił mi się rząd cyfr, które wskazywały na godzinę 3:53.
Świetnie.
Z początku miałem zamiar ponownie zapaść w sen, ale przeszkadzało mi w tym nieustanne uderzenie o drewnianą powłokę, przez co od razu mogłem się domyślić, że do pokoju chce się dostać nie kto inny jak mój brat. Czasami naprawdę działał mi na nerwy.

Wiedziałem, że nie mogę go olać ze względu choćby na to, że i tak dostałby się do środka.
Po niecałych paru sekundach właśnie tak się stało.
-Mamy problem- rzucił od razu, przez co cały się spiąłem, domyślając się co, a raczej kto jest tego przyczyną.
-Co jej zrobiłeś?- zapytałem, zaciskając dłonie w pięści. Przygotowywałem
się do ewentualnego ataku. Jeżeli Camryn coś się stało, on za to zapłaci.
-Sądzisz, że zabiłem tą..
-Gdzie ona jest- wtrąciłem się do jego wypowiedzi na temat dziewczyny. Nie chciałem słychać wyzwisk pod jej adresem.
-Nie tutaj- Riley przerwał, ale widząc moja pytającą minę, natychmiast kontynuował.
-Obudziła mnie w środku nocy, więc poszedłem sprawdzić, czy przypadkiem nie próbuje uciec- zaczął się tłumaczyć, a ja ledwo się powstrzymywałem przed uderzeniem go w twarz - Sądziłeś ze dziewczyna która nie ma dokąd pójść, tak po prostu ucieknie w środku nocy? Lepiej mów prawdę. Po co za nią poszedłeś ?- mój głos wyraźnie zdradzał zdenerwowanie, jakie czułem. Nawet nie starałem się ukryć tego, że nie miałem do niego zaufania.
-To nieistotne. Szukała czegoś w kredensie i znalazła to- po tych słowach wyciągnął w moją stronę kartkę papieru, na której były napisane raptem dwa słowa. Początkowo nie mogłem odszyfrować treści, ale kiedy mój wzrok w końcu przyzwyczaił się do ciemności, mogłem odczytać słowa.
-Zabij ją- mruknąłem na głos, analizując każdą literkę aż w końcu doszedłem do wniosku, że..to pismo mojego brata.
-ty..
-druga strona- mruknął w odpowiedzi.
Mimo że z wielką chęcią wyprosiłbym go z mojego pokoju i udał się na poszukiwania dziewczyny, to wpierw musiałem dojść do tego, co się stało. „Zabij ją" spojrzałem na drugą stronę papieru, po czym dodałem „zjadła moje płatki".
-Żartujesz sobie ze mnie ?

Camryn
Wysłuchiwałam nauk barmana już kolejną godzinę, o czym nieustanne przypomniało mi tykanie zegara ustawionego centralnie przede mną. Miało to na celu pomóc mi w koncentracji, ale ja nie czułam się ani trochę bardziej skupiona. Jedynie odczuwałam rosnąca irytację z każdym kolejnym usłyszanym „tik".
Po tym, jak Hayden znalazł mnie przemokniętą na ulicy, zgodził się udzielić mi schronienia i w razie czego pomoc mi w ucieczce z miasta. Żal mi było zostawiać tu wszystko, choć tak naprawdę nie wiele mi tu pozostało z wyjątkiem starych mebli z mojego domu, na których uprzątnięcie zostało mi około tygodnia.
Chłopak, widząc mój brak zainteresowania szukaniem swojego „prawdziwego ja" postanowił w końcu odpuścić i ustawił przede mną obiecany kubek z panującą herbatą. Stwierdził, że będzie to dla mnie dobra motywacja do dalszych prób.
Tak naprawdę nie miałam pojęcia, co on tak zawzięcie tłumaczy, jedynie potakiwałam głową, kiedy spojrzeniem dawał mi znać, że teraz moja kolej na wypowiedzenie się.

Nie mogłam się skupić. Jak niby miałabym to zrobić w takiej sytuacji, wiedziałam, że nie mogę działać impulsywnie. Raczej mój każdy kolejny krok od tej pory powinien być starannie zaplanowany, ale co mogłam poradzić na to, ze widmo śmierci odebrało mi racjonalne myślenie. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że moi niedoszli zabójcy mogli się zjawić w każdej chwili w drzwiach.
Ogarnęło mnie poczucie sumienia, w końcu zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Jak mogłam być tak głupia, by wciągać w to Haydena i narażać jego życie.
Chyba miał zdolność czytania w myślach, bo po chwili ujął moje dłonie w swoje i uspokajająco pocierał je swoim kciukiem.
-Jest okej- szepnął, a ja zwracając uwagę na ten czuły gest, gwałtownie wstałam, przez co zmusiłam go do zaprzestania dotychczasowych czynności.
Cholera
-Wiesz chyba... Nie powinnam cię wciągać w to wszystko- szykowałam się już do wyjścia i skierowania swojego tyłka do jednego z przydrożnych hoteli, gdzie po przespaniu nocy czmychnęłabym oknem byle się wymagać od płacenia za pobyt. Mój tok myślenia zmienił się diametralnie. Kiedyś nawet nie przyszłoby mi na myśl, żeby w środku nocy biec do nowo poznanego faceta ani tym bardziej uciekać z miasta, który był dla mnie domem. Kłóciłam się w myślach z samą sobą. Jedna część mnie chciała, natychmiast puścić się pędem do drzwi nie narażając dłużej mojego przyjaciela. Bo chyba właśnie na takie miano zasłużył.
A druga część chciała zostać, nie patrząc na wyrzuty sumienia, tłumacząc sobie, ze w końcu on jest wilkołakiem. Zresztą, jeśli on mi nie pomoże, nikt nie będzie w stanie udzielić mi choćby rady albo poprowadzić dalej. Jak na 17-latkę byłam stanowczo za bardzo doświadczona przez życie.
I teraz miałam jeszcze decydować o swojej dalszej przyszłości. A najgorsze było to, że miałam coraz mniej czasu.
-Muszę wyjechać- wypowiedziałam dwa słowa, które jednak w moich ustach brzmiały obco. Nie byłam pewna tego, czy jest to dobre wyjście. W końcu miałam jeszcze możliwość stawiania czoła problemom zamiast wybierania ucieczki. Ale jeśli nie wyjechałabym z miasta, nie miałabym już szansy na prowadzenie życia, o jakim marzyłam. Od zawsze Pragnęłam zostać kimś. A teraz miałam możliwość wrócenia do szkoły, uzyskania w przyszłym życiu zawodu, o jakim od zawsze marzyłam. W końcu miałam szansę.
Od paru tygodni w końcu ponownie pojawiła się szansa na normalne życie.
- W takim razie ja jadę z tobą.

Próbuje odpokutować za to, że przez tak długi czas nie dodawałam rozdziałów.

DNA Virus (rewritten)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz