"- Nie pozwolę ci odejść, bo właśnie tak samolubny jestem"
" -Bądź szczęśliwa - powiedział widocznie poirytowany.
-Gdybyś tylko znał moją definicję szczęścia - mruknęłam cicho pod nosem"
TO BYŁO MOJE PIERWSZE OPOWIADANIE, WIĘC ZDAJE SOBIE SPRAWĘ Z...
To pytanie nie dawało mi spokoju już od momentu, w którym odzyskałam świadomość.
Palący ból rozsadzał moją klatkę piersiową, zupełnie tak jakby jakaś nieznana siła uciskała ją.
Mimo wszystko czułam się za słaba, żeby wykonać jakikolwiek ruch. Powieki i usta były zbyt ciężkie, by je otworzyć. Łapczywie nabierałam powietrza, wypuszczając je szybko z obolałych płuc. Mój mózg zaczął na nowo pracować, przywołując ostatnie wydarzenia. Lotnisko, strzelanina, ból. Nawet przez chwilę nie wątpiłam, że po uchyleniu powiek moim oczom ukaże się ten sam biały pokój, łóżko nowoczesne aparatury i kroplówki.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Na samo wspomnienie robiło mi się słabo. Próbowałam opóźnić zderzenie z rzeczywistością, nie otwierając oczu, zamiast tego wsłuchiwałam się w miarowe bicie własnego serca. Czułam się, tak jakym została go pozbawiona, jednakże odczyty na ekranie monitora jednoznacznie wskazywały na istnienie tego narządu, które niestrudzenie z każdą chwilą pompowało więcej krwi, ale na tym kończyła się jego rola. Pozostawało bierne na odczuwanie jakichkolwiek emocji dokładnie tak beznamiętne, jak mój wzrok utkwiony w białej ścianie. Nie wiedziałam, czy powinnam się cieszyć z tego, że wciąż żyje, czy raczej zapytać co to oznacza. Wciąż pamiętałam o warunkach umowy. Moje życie w zamian za spokój moich bliskich. Bałam się, tylko że odgłos uderzeń i odczyty na ekranach urządzeń będzie kosztowało mnie zbyt wiele
Nagle drzwi się rozsunęły kolejny raz a do pomieszczenia ponownie wpadł Hayden.
- Jak się dziś czujemy? - Nic nie czujemy - odparłam oschle. Hayden uśmiechał się, kręcąc głową. Bawiłam go.
- Dlaczego wciąż żyje? Dlaczego mnie nie...- musiałam przerwać, bo wstrząsnął mną okropny kaszel - Nigdy nie zadawaj mi takich pytań - zażądał, podnosząc głos, jakby wygłaszał przemowę. W wojsku.
Westchnęłam. - Co z moją rodziną? - Źle Starałam się z całych sił stłumić nieprzyjemne uczucie, które groziło tym, że zaraz się rozkleję. - Co to znaczy? - zapytałam, uświadamiając sobie wreszcie że tylko, czekał na to pytanie. - Zależy od tego, co zrobisz. - Czego chcesz!? - wykrzyknęłam pomiędzy kaszlnięciami Z trudem, wymawiając poszczególne słowa, miałam wrażenie, że każde z nich wiruje mi w głowie jak gigantyczne koło, po czym odbija się echem. - Uspokój się, bo z każdą chwilą szkodzisz sobie jeszcze bardziej. Nie podobało mi się to. Nie podobało mi się spojrzenie pełne troski, jakim mnie obdarzał, zupełnie tak jakby rzeczywiście interesował go mój los. Nie spodobał mi się moment, w którym moje ciało zaczęło krwawić jak gdyby na potwierdzenie jego słów.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- Umieram - jęknęłam, po czym natychmiast się poderwałam, myśląc, że naprawdę mogę umrzeć.
- Nie pozwolę ci umrzeć, więcej warta jesteś żywa
Usiadłam na łóżku i kaszlałam przysłuchując się jak Hayden rzuca instrukcje kobietom stojącym w rogu pomieszczenia. Musi być ze mną naprawdę źle, skoro nie zauważyłam, jak wlepiały przez ten czas we mnie spojrzenia. Wiedziałam, że za pół godziny być może znów będę skręcać się z bólu przez podany środek. Zastanawiałam się, czy to nie jest efekt jego przyjęcia, a skoro tak oznaczałoby to, że mój organizm jest za słaby. Hayden wyszedł z pomieszczenia, żywo gestykulując, na co kobiety jedynie skinęły głowami. Przez chwilę chciałam podjąć próbę przekupstwa pielęgniarek. Prosić je, żeby odłączyły mnie od tuzinów kabli we wszystkich kolorach i pomogły mi wstać tak, abym mogła stąd wyjść. Gdyby to było takie proste. Chętnie zawarłaby umowę z nim samym, że będę posłusznym eksperymentem, byleby moi bliscy byli bezpieczni. Nie prosiłam się o to, żeby skończyć, jako królik doświadczalny co wiązało się z musem godzenia się na wszelkiego rodzaju badania. Nie, żebym teraz miała jakiś wybór. Rodzice i Harrisonowie byli moją jedyną rodziną. Zacisnęłam pięści i wbiłam je w materac, żeby opanować emocje. - Bądź silna, bądź silna - powtarzałam między napadami kaszlu, nie zważając na obecność pielęgniarek. W głowie mi strasznie łupało, a do tego byłam tak osłabiona, że szybko musiałam znów opaść na poduszki. - Źle się czujesz? - Czuję się wprost... wspaniale - dokończyłam szybko, zasłaniając usta, czując, jak zbiera mi się na wymioty. Pielęgniarka łagodnie przejechała dłonią po moim czole. - Jest rozpalona - powiedziała, nie kryjąc zdenerwowania do pozostałych kobiet. - Umiera - burknęła jedna z nich, po czym dodała pospiesznie - jej organizm odrzuca podane leki. Przełknęłam ślinę, próbując przygotować się na najgorsze.
Nic mi nie pozostało prócz ciągłego wmawiania sobie, ze wszystko będzie dobrze, a teraz to też mi odebrano. Nic już nie będzie dobrze.
Nigdy tak naprawdę nie zastanawiałam się nad tym, jak umrę. W ostatnich tygodniach nieraz ocierałam się o śmierć, ale gdzieś w głębi jednocześnie czułam, że to nie jest ten czas, natomiast wiedziałam jedno: miałam oddać życie za kogoś, kogo kochałam. Doprowadziłam do serii wydarzeń, które miały w końcu znaleźć swój finał- właśnie w tym miejscu i właśnie w ten sposób.
#######################
Wiem! Ostatnio nawalam po całości, a teraz przychodzę z takim rozdziałem. Jestem zła na samą siebie, przez dłuższy czas miałam straszną blokadę do pisania, czytania....tak naprawdę do wszystkiego, co pewnie się przełoży na moje wyniki w szkole. Jestem wdzięczna osobom, które są tutaj ze mną i którzy czekali na ten rozdział. Mimo wszystko nie jestem z niego zadowolona. Jest krótki i w zasadzie nic się nie dzieje. Tak naprawdę miał to być ostatni, ale nie chce kończyć tego opowiadania w taki sposób.