Chapter 13

1.6K 159 4
                                    

Pechowa trzynastka.
Po przejściu paru przecznic miałam ochotę położyć się na asfalcie i krzyczeć jak opętana, oczekując na zatrzymanie się przypadkowego samochodu. Tak jak w filmach, ale natomiast ja w filmie nie byłam, a moje życie wcale nie zaliczało się do gatunku „komedia” lub „dramat". Chociaż osobiście obstawiałabym to drugie.
Po wyjściu z domu ruszyłam prosto na przystanek autobusowy z nadzieją na to, że któryś z autobusów będzie kursował prosto w stronę jednego z klubów, które niestety nie znajdowały się w centrum miasta.
Zdenerwowałam się, widząc, że nie będzie transportu.

Później z braku innych możliwości stałam przy głównej ulicy chcąc złapać podwózkę.
Parę samochodów dalej byłam już w drodze do jednego z najlepszych barów w mieście. Moim wybawcą okazał się 60-letni staruszek, który z początku chciał dowieźć mnie na komisariat za prostytucję, ale jakoś udało mi się go przekonać, że nie zarabiam w ten sposób.
Bo ja w ogóle nie zarabiam.

Kierowca jechał tak wolno, że dopiero po godzinie dotarłam na miejsce. Zastanawiałam się, czy nie zrobił tego celowo, bo w końcu nawet na zielonym świetle stał, zagradzając drogę innym kierowcom. Nie wspominając o tym, że w trakcie jazdy przypomniał sobie, że nie wstąpił do sklepu. W momencie, kiedy miałam już zdecydować się na pójście, pieszo okazało się, że jestem już pod klubem.

Chciałam zapomnieć o czasie spędzonym na wyborze poszczególnych artykułów spożywczych.
Ugh.

Poklepałam kieszenie kurtki, chcąc sprawdzić, czy wciąż mam pieniądze, ostatni raz rozejrzałam się po białym volvo i wyszłam z samochodu, uprzednio dziękując za transport.

Miałam szczęście, że nie było tego dnia ochroniarza, który decydował o tym, kto wejdzie do klubu, wiec nie widziałam kolejki pod drzwiami.
Najpierw pomyślałam, że jest zamknięte, ale przekonałam się, że wcale tak nie jest w momencie, kiedy drzwi wejściowe ustąpiły.

I właśnie stojąc na środku parkietu, gdzie zwracałam na siebie niepotrzebnie uwagę- na szły mnie wątpliwości, bo w końcu co zrobię, jeśli wydam ostatnie pieniądze, jakie mi pozostały ?. Co będzie dalej?. Przecież na pomoc rodziców nie mogłam już liczyć.
W momencie, kiedy emocje opadły zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno mnie porzucili. Może zostali zaatakowani i ukrywają się, a meble najzwyczajniej w świecie rozkradziono. Ale w takim razie co z moją sypialnią ?. Pozostała nie tknięta, a z pewnością mam w niej wartościowe rzeczy takie jak np. Stare wiktoriańskie lustro, które nie raz chciałam zanieść do lombardu w akcie buntu, albo mój laptop ukryty w jednej z szuflad lub...
Dość.
Energicznie potrząsałam głową, chcąc się pozbyć myśli. Obiecałam sobie, że dzisiaj się upiję i doprowadzę do takiego stanu, że wręcz nie będę w stanie myśleć. I taka perspektywa mi się podobała.

Z udawaną pewnością siebie ruszyłam w stronę baru, chcąc się przepchać do jedynego wolnego krzesła. Oczywiście nie było to łatwe, bo osób niepełnoletnich nie traktuje się tu poważnie. Ale ja byłam zdeterminowana. Nie chciałam ponownie dopuścić do siebie żadnych wątpliwości, wiec postukałam po plecach barmana, żeby zwrócić na siebie uwagę, który trzeba przyznać, miał niesamowitą budowę ciała, a kiedy odwrócił się do mnie twarzą, mogłam z ręką na sercu stwierdzić, że był on przystojny.
-Coś mocnego- rzuciłam szybko, chcą by alkohol, przyjemnie mnie rozgrzał.
-Dowód osobisty- powiedział, a mnie zmroziło. Pierwszy raz spotkała mnie taka sytuacja. Podczas imprezowania z Joshem i Megan nigdy nie musieliśmy się legitymować.
Uśmiechnij się, wypnij cycki i będzie dobrze.
Nie chciałam się zachować jak rasowy pustak, ale nie miałam wyjścia.

Chłopak spojrzał na moją twarz, zatrzymując swój wzrok na moich oczach.
- Robi się- po tych słowach wypuściłam z ust powietrze. Nawet nie wiedziałam, że je wstrzymywałam, póki nie zaczęło mi go brakować.
~
Kieliszek opróżniłam w mgnieniu oka. Nic nie mogło się równać z odprężeniem, jakie poczułam. W końcu moje ramiona się rozluźniły, a na usta wstąpił chytry uśmiech.
Tej nocy chciałam zaszaleć.
Nie spuszczając spojrzenia z twarzy barmana, rzuciłam na blat całą zawartość kieszeni.
-Poproszę kolejne drinki
-Hola, przecież wiem, że nie masz odpowiedniego wieku. Jednego drinka mogłem ci podarować, ale przeginasz laska- w moich oczach zaczęły gromadzić się łzy, bo niespodziewanie zaatakowała mnie fala wspomnień z dzisiejszego dnia. Postanowiłam to wykorzystać i jak najszybciej powrócić do 'zapijania smutków'.
-Człowieku mi się życie zawaliło. Zostałam sierotą, rozumiesz?. Albo pozwolisz sobie zarobić, a mi się napić, albo pójdę do baru naprzeciwko. Jestem pewna, że oni nie zabranialiby mi...-nie zdążyłam skończyć zdania, bo moją uwagę przyciągnął mężczyzna siedzący obok, który gestem pokazał, żeby pracownik się wyluzował i spełnił moją prośbę.
To jest jego szef ?.
Bar zaczęła opuszczać coraz większa liczba osób, gdyż jak się dowiedziałam konkurencja, ma dziś specjalną promocję na alkohole. Z początku sama miałam ochotę podążyć za tłumem, ale myśl przebywania w zatłoczonym barze, który w dodatku był według mnie podejrzany, nie jest zbyt kuszącą.
Mężczyzna ustawiał przede mną coraz większą ilość trunków, które opróżniłam jednym haustem.
Straciłam rachubę przy dziesiątym, ale przyjemnie było mi czuć otępienie. Miałam bardzo słabą głowę do alkoholu.
-Więc jak się nazywasz ?- zapytałam barmana, który z braku zajęć przyglądał mi się w skupieniu. Z początku mi to przeszkadzało, ale już po czwartym kieliszku sama zaczęłam robić dokładnie to samo.
-Hayden
-Camryn- wybełkotałam i chwyciłam za jego dłoń, chcąc nią potrząsnąć.
-Więc od jak dawna wiesz, że jesteś wilkołakiem ?- zapytał, a ja zaczęłam się śmiać. Odebrałam to jako dobry żart.
-Jestem czym ? - dopytałam, chcąc mieć pewność, że się nie przesłyszałam.
-Wilkołakiem- powtórzył, ale widząc moja rozbawioną minę, jedynie przewrócił oczami.
-I to nie byle jakim. Jesteś alfą, a wiedząc twoje czerwone tęczówki, mogę ci nawet powiedzieć, że jesteś wyjątkowa.
- A ty jesteś moim alfem? - całe zdanie zabrzmiało jak jeden wielki bełkot, ale on i tak wyglądał, jakby zrozumiał każde słowo.
- Może- parsknął śmiechem, a ja nie wiedząc czemu, chciałam usłyszeć więcej.
- Opowiedz mi o...wilkołanach
-Skarbie, wilkołakach -tłumaczył z uśmiechem.
-Jeden pies
-Nie pies, wilk — Czekaj co to znaczy, że jestem psem?-spytałam, popijając kolejnego drinka.
- Chyba nie wiesz zbyt dużo na swój temat — To może mi opowiesz?- zachęcałam go.
-O wilkach? - upewniał się, na co ja skinęłam głową i postukałam paznokciem w kieliszek na znak, żeby go uzupełnił — W tym mieście nie ma nas zbyt wielu, a wszystko przez wampiry- położył nacisk na ostatnie słowo, a ja musiałam się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Każde z nas przemienia się podczas jednej z faz księżyca.
-Pełni- dopowiedziałam przypominając sobie nauki z serialu „Teen Wolf".

DNA Virus (rewritten)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz